Wstęp

23 2 13
                                    

- Ren! Keito! Nie biegajcie tak po domu, bo sobie coś zrobicie! To nie jest plac zabaw! - Powiedziałem głośno do dzieci, które śmiejąc się przebiegły przez kuchnię, zmierzając prosto do salonu.
- Zaraz Cię złapię Ren-Ren!- Krzyknął czarnowłosy chłopiec, biegnący tuż za dziewczynką z długimi jasnobrązowymi warkoczami.
- Nigdy mnie nie dogonisz Kei! - Odpowiedziała dziewczynka. I pobiegli dalej ignorując ostrzeżenia.

Śmiech dzieci było słychać od rana. Dom tętni życiem w każdy weekend, ferie i wakacje. Uwielbiają spędzać tutaj czas.

- Słyszycie, co do was mówię? Nie biegać po domu! - Dzieci dalej nie słuchały i kontynuowały zabawę. Ja w tym czasie wyjąłem z piekarnika nasze ciasteczka czekoladowe. Odłożyłem gorącą blachę na blat. - Nie pozwolę wam ozdabiać ciastek, jak zaraz się nie uspokoicie! - Zawołałem do dzieci.
- Kei! Uważaj! - Usłyszałem Ren. Podniosła ona wystraszony głos na młodszego brata. Chwile potem po domu rozniósł się huk. Dźwięk tłuczonego szkła był na tyle charakterystyczny, abym poczuł niepokój. Pognałem, czym prędzej, do salonu zobaczyć, co znowu zmalowali. Wszedłem do pokoju, a na podłodze siedział chłopiec. Płakał. Dziewczynka go uspokajała. Niedaleko nich leżała rozbita ramka, z której wypadło zdjęcie i sponiewierane przez upadek szklane słonie. Podszedłem do nich i ukląkłem.

- Zrobiliście sobie coś?- Zapytałem głosem pełnym przejęcia. Sprawdzałem, czy nie zranili się odłamkami szkła. Jednak nie zauważyłem krwi ani przecięć.

- A nie mówiłem wam, żeby nie biegać po domu?! Nigdy nie słuchacie. Macie całe podwórko, trampolinę, piaskownice, zabawki, huśtawkę i tyle pola do hasania! A wy biegacie po domu! - Podniosłem głos. - Myślcie trochę. Równie dobrze mogła szafka na was upaść i was rozgnieść! Albo mogło to szkło was pociąć. - Powiedziałem, wskazując rozbitą ramkę i figurki.

- Przepraszaaamy dziadku... - Skruszeni powiedzieli chórem.

- Nie przepraszajcie. Tylko słuchajcie, co się do was mówi. - Westchnąłem. Widząc ich smutne miny, nie mogłem dalej się gniewać. Głęboko westchnąłem.- Jest okej. Nie gniewam się, ale nigdy więcej nie ma wymyślania takich zabaw w domu.- Chłopcu z oczu wypływały kolejne słone łzy, lecz w mniejszej ilości niż wcześniej.- A tak poza tym wszystkim. - Gestykulowałem rękoma, wskazując sytuację, w której się znajdujemy.- To ciastka się upiekły. Będziecie mogli je ozdobić, kiedy już wystygną. Wasza mama na pewno się ucieszy na taką niespodziankę.- Kei-Kei na wiadomość o smakołykach przestał już ronić łzy. Ocierał już oczy z ostatnich kropli słonej cieczy.

- Ja nie chciałem dziadku. Ja biegłem za Ren-Ren i ja wpadła-wpadłem na tę szafkę.- Rzekł chłopiec jeszcze płaczliwym tonem, wskazując małym paluszkiem na mebel.
- Już okej. Nie jestem zły. Musicie po prostu słuchać dziadka. - Ucałowałem go w głowę i wstałem na proste nogi. - A teraz wstawaj. Idź umyj twarz do łazienki, nie możesz chodzić taki zapłakany. Ty Ren-Ren przynieś miotełkę z szufelką. Są w kuchni. Muszę to teraz po was posprzątać, zanim ktoś zrobi sobie krzywdę.- Jak powiedziałem, tak się stało.

Spostrzegłem, że ramka, która uległa zniszczeniu, była tą, którą ceniłem najbardziej. Była kolorowa, ręcznie wykonana. Może nie specjalnie efektowna, ale podobała mi się. Pamiętam, kiedy dostałem ją w prezencie. To był piękny dzień. Wziąłem do ręki jednego słonika, który przetrwał upadek. Te figurki też pamiętam.

Kiedy chłopiec wrócił z łazienki. Ja już zamiotłem większość drobinek szkła. Dostrzegł on jednak zdjęcie, które wypadło z ramki i je podniósł.

- Dziadek. Co tu pisze?- Zapytał Kei, wskazując na napis z tyłu fotografii.
- Mówiłem ci już "jest napisane".- Poprawiłem malucha.
- Okej. Co "jest napisane"?- powtórzył.
- "Dla Yoshiego." - Odpowiedziałem, dalej zamiatając.
- Nawet nie spojrzałeś!- Zaprotestowała Ren-Ren.
- Nie musiałem.- Rzekłem do dziewczynki z uśmiechem.
- A kto to Yoshi?- Dopytywał Kei. Ja musiałem powoli przetworzyć pytanie, nie dowierzając, że naprawdę padło.
- No, przecież ja. - Zaśmiałem się. - A jak myślałeś, że dziadek się nazywa?
- Hmm... No "Dziadek". - Chłopiec wzruszył ramionami i podał mi zdjęcie.

- Niemądry Kei. To wtedy wszyscy dziadziusiowie na świecie nazywaliby się "dziadek"! - Skwitowała dziewczynka. - Dziadku, a skąd wiesz, co tam jest napisane? - Zapytała. - Nawet nie spojrzałeś.

- Bo czytałem ten napis tak wiele razy... Dostałem to zdjęcie od ważnej osoby i lubię na nie patrzeć. Tak samo było z ramką i słonikami, ale już są zepsute.
- Dlaczego ważnej? Czy ta osoba to ten blondyn ze zdjęcia? - Zapytał chłopiec.
- To nie jest odpowiednia chwila na opowieści. Idźcie się lepiej bawić na podwórku, a ja odkurzę jeszcze te drobinki szkła.
- Ale...
- Za niedługo ciastka wystygną i nie zdążycie się pobawić przed ich ozdabianiem. Potem mama przyjedzie i pojedziecie do domu.- Powiedziałem do chłopca i odwróciłem się, aby wyjąć odkurzacz zza szafy. Stoi tu właśnie w razie takich wypadków, ale tylko na czas, kiedy opiekuję się dziećmi.
- Będę pierwsza w piaskownicy! - Krzyknęła Ren, szybko zeskakując z fotela.
- Poczekaj na mnie!- Wrzasnął chłopiec. Dzieci w sekundzie pobiegły bawić się na podwórko.

Chwila spokoju. Uwielbiam te dzieciaki, ale czasami potrafią zszargać nerwy. Później będą pewnie wypytywać o "tego blondyna ze zdjęcia". Nie wiem co im powiem. Są za małe, żeby poznać prawdę, a co dopiero ją zrozumieć.

Mój syn jeszcze nic nie wspominał im o drugim dziadku. Jakby zareagowały na wiadomość, że miały drugiego dziadka zamiast babci? Co prawda dzieci mają już pięć i sześć lat, z czasem by może zrozumiały, oswoiły się, ale jakby ich matka się kiedyś dowiedziała...

Mój syn poślubił religijną kobietę, ma dobrą pracę, dwójkę dzieci, trzecie w drodze. Jednak nigdy nie przyznał się żonie, że miał dwóch ojców. Trzymał się wersji, że matka zostawiła go, kiedy był mały. Choć to po części prawda, istnienia drugiego ojca nie ujawnił.

Nie będę ingerował w to, że kłamie żonę w tej sprawie. Powie jej kiedy będzie gotowy... Mam nadzieję, że to w końcu zrobi. Jaka to różnica, kto cię wychował skoro cię kocha? To chyba powinno wystarczać.

Rozmyślając, wysprzątałem każdy zakamarek co najmniej trzy razy. Szkoda, że ramka się tak potłukła. W przeciwnym razie posklejałbym ją. Pamiętam, że on sam mi ją zrobił. Siedział dzień i noc przy wymyśleniu i wykonaniu tego prezentu. No cóż. Przynajmniej zdjęcie jest całe.

Odstawiłem urządzenie na miejsce. Usiadłem w fotelu i wziąłem zdjęcie do ręki. Na zdjęciu był przedstawiony mój obecny dom. Widać jak niosę dwa kartony po schodach. Byłem taki brudny tego dnia. Kurz, farba, wszystko, co możliwe mnie oblepiało. A moje włosy to była istna katastrofa. Na pierwszym planie widać twarz mojego ukochanego, który robił nam selfie. Był uśmiechnięty i oblepiony tym samym, co ja. To był pierwszy dzień wspólnego mieszkania w "naszym" domu. Pokochałem ten dom. Pokochałem słowo "nasze". Nasz dom, nasz samochód, nasz syn, nasze problemy, nasza praca. Pokochałem wszystko, co było związane z tym blondynem.

To był taki zajebisty facet... Takich teraz ze świecą szukać. Pamiętam jakby to było wczoraj. Poznanie go. Pierwszy pocałunek. Nasz dom. Och, a te zawirowania, kłótnie, niepewności, rozstania. Nie żałuję żadnej chwili spędzonej z nim. Każda była potrzebna, aby wypracować to, do czego doszliśmy.

A pomyśleć, że to wszystko dzięki osobie, której po dziś dzień całym sercem nienawidzę. Mam takie piękne życie, dzięki osobie, która mi je niegdyś doszczętnie zrujnowała...










~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hejka! Ten wstęp jest powiedzmy taką próbką moich umiejętności. Mam wiele pomysłów i postanowiłam je zacząć realizować. :)

Nie mogę obiecać regularności rozdziałów, bo nie posiadam tzw. czasu wolnego, ale chcę się sprawdzić w pisaniu. Także już z góry przepraszam za odległości między kolejnymi rozdziałami.

Długo się do tego zbierałam, ale jak to mówią, kto nie ryzykuje ten nie pije szampana :)

~ Okta320

In My WorldOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz