Biegłem jak najszybciej potrafię, nawet nie patrząc za siebie. Wiedziałem, że mnie goni i nie mogłem pozwolić, by to mnie dogoniło. Nie po to sprawiałem sobie tyle trudu by uciec, bym teraz został złapany.
Szybko skręciłem w inną uliczkę, chcąc go zmylić. Tak bardzo chciałem teraz użyć mocy, ale wiedziałem, że to tylko może mnie zdradzić i kreatura szybko by mnie namierzyła. Niech to szlag.
Posłańcy mojego ojca są tak bardzo denerwujący.
Zatrzymałem się na chwilę, wiedziąc, że na razie go zgubiłem. Rozejrzałem się po okolicy. Jest strasznie ciemno, ale mi to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie. Czerpałem siły z ciemności.
Gdzie ja jestem? Gdzie trafiłem? To na pewno jest moje Sydney?
Posłaniec wleciał w moją uliczkę, a ja znów zacząłem uciekać, naciągając czarny kaptur na głowę. Nie mogę zostać złapany. Ale gdzie mogę uciec?
I wtedy zobaczyłem ten dom. Wyczułem, że nie jest on zamknięty, więc jak najszybciej dostałem się do niego. Szybko wbiegłem do środka, od razu zostając zauważonym przez szatynkę, która najprawdopodobniej w nim mieszkała.
Potem będę myślał o konsekwencjach, teraz po prostu muszę robić wszystko, by nie wrócić do zaświatów, których nienawidzę całym sercem. No, jeżeli faktycznie posiadam owe serce.
Szybko podbiegłem bliżej i złapałem dziewczynę, przyciągając do siebie i zakrywając jej usta swoją ręką. Naparłem na jedną ze ścian domu plecami, nadal trzymając drobną dziewczynę, bo gdyby stwór zaglądał przez okna, w tej pozycji na pewno nas nie zauważy. A o to właśnie mi chodzi.
Szatynka szarpała się i chciała bym wziął rękę z jej ust, ale teraz nie mogłem tego zrobić. Po prostu nie mogłem bo wiem, że zaczęłaby krzyczeć, czego nie chcę. Szarpała się i zaczęła krzyczeć w moją rękę bym ją puścił. Nie mogę, niech ona to zrozumie. Oh, ale jak ma rozumieć kiedy jakiś obcy facet w kapturze na głowie wpada do jej domu, łapie ją i zakrywa jej usta ręką? To musi być dla niej niecodzienna sytuacja.
- Błagam, cicho - poprosiłem, a ona po krótkiej chwili odpuściła. Teraz słyszałem tylko jej nierówny oddech i czułem jak drży ze strachu. Cholera, może ojciec ma rację? Może ja zostałem stworzony tylko po to by wywoływać w ludziach lęk? Odepchnąłem szybko tę myśl od siebie, bo przypomniałem sobie, że ja nie słucham mojego ojca.
W tym momencie posłaniec zaczął chodzić koło domu wołając mnie.
- No dalej dzieciaku... Wracaj... - Krzyczał za mną, a ja nadal nie ruszałem się, tak samo jak dziewczyna, którą trzymałem. Jest przerażona, czuję to. Ale nie mogę jej puścić. Nie teraz.
Jeszcze przez parę minut posłaniec chodził koło domu nawołując, a ja trzymałem nieznajomą blisko siebie i gdy już wiedziałem, że nie ma zamiaru nic zrobić, delikatnie zabrałem swoją rękę z jej ust.
- Nie ujdzie ci to na sucho, bachorze! Prędzej czy później sam do nas wrócisz! - Krzyknął mężczyzna i dalej usłyszałem jak się oddala. Kiedy byłem już pewny, że wrócił tam skąd uciekłem i skąd on przylazł, uspokoiłem się.
Odetchnąłem z ulgą i przypomniałem sobie o dziewczynie, którą dalej trzymałem.
- Słuchaj... Teraz puszczę cię, ale obiecaj, że nie będziesz próbowała uciekać, ani nie będziesz krzyczeć, zrozumiano? - Powiedziałem ciszej, a ona tylko przytaknęła głową. Chyba jej wierzę.
Puściłem ją i na razie nie zdejmowałem kaptura. Ona odwróciła się do mnie ze strachem w oczach. Wtedy zobaczyłem jak wygląda.
Jest drobnej postury, możnaby powiedzieć idealnie drobnej postury. Wydaje się, że niczego jej nie brakuje. Ciemne, kasztanowe włosy swobodnie opadają kaskadami na jej ramiona. Ubrana jest w czarno-szare jeansy i koszulkę z nadrukiem jakiegoś zespołu. Najbardziej urzekły mnie jej oczy. Są brązowe, czyste, bez skazy. Są takie... Takie piękne.
![](https://img.wattpad.com/cover/32424195-288-k379764.jpg)
CZYTASZ
Monster // Luke Hemmings (ZAWIESZONE)
FanfictionLuke jest inny. Ma uczucia. Nigdy nie chciał być taki jak jego ojciec, nie chciał cierpienia i zła. Nie chciał być potomkiem władcy ciemności. Ale czy zawsze dostaje się to, czego się chce? Pewnej nocy chłopak wymyka się z zaświatów, chcąc uciec od...