24.

978 55 20
                                    

Chłopak leżał na swoim hamaku myśląc nad Avonlea. Ciemność pokrywała większość pomieszczenia, jednak malutka struga światła wystarczyła, by ten dostrzegł otwarte oczy Basha.
- Bash, chcesz pogadać?- spytał szeptem ciemnoskórego przyjaciela.- Wiem, że nie śpisz. Masz otarte oczy. Sebastianie?
- To twoje imię?- spytał inny z mężczyzn.- Powinieneś być właścicielem tej łajby. Sądziłem, że twoja ksywka wzięła się od bijatyk.
- Zniszczyłeś mi reputację.- rzucił zmęczony do Gilberta.- Chętnie bym ci przyłożył.
- W Avonlea mieszka dziewczyna.- wrócił do niej myślami, choć na samo wspomnienie brunetki na jego twarzy zagościł uśmiech.- Rose. Ma długie brązowe włosy i zielone oczy. Jest bystra. Mimo braków nadgoniła całą grupę.- zaśmiał się.- Jest...inna. Wyjątkowa. Świetnie jeździ na koniach i ma niesamowicie dobre serce.- uśmiechnął się.
- Ciekawa istotka.- rzucił Bash, jednak Gilbert to zlekceważył. Był teraz myślami tylko przy przyjaciółce.
- Ciekawe, czy się jeszcze spotkamy.
- Długo chcesz pływać?
- Jeszcze nie wiem. Pójdę tam, dokąd mnie nogi poniosą.- zacytował swojego ojca. Nawet myśl o ojcu przypominała mu o zielonookiej przyjaciółce, która na jego grobie zostawiła róże.

Stała przy oknie, patrząc jak jej ojciec odjeżdża na koniu ku Zielonemu Wzgórzu. Nie mogła uwierzyć, że nawet on dał się nabrać na oszustwo lokatorów Cuthbertów. Jak miała go zatrzymać? Co miała mu powiedzieć? Przecież nie chciał jej słuchać. Jej słowa odbijały się o mur w jego głowie. Nie mógł lub nie chciał wierzyć. Ale nie trzeba było długo czekać, żeby ten wrócił do domu załamany utratą pieniędzmi. Jeszcze tego samego wieczoru wszystko się wydało, a Nate uciekł z pieniędzmi mieszkańców. Przepadły.
Spała, gdy obudził ją huk z parteru. Brunetka poderwała się na równe nogi i zbiegła do połowy schodów. Widząc tam załamanego ojca, zawahała się, ale ostatecznie zeszła, by stanąć obok niego.
- Wiedziałaś, prawda?- spytał patrząc na nią przeszklonymi oczami.- Wybacz, że nie chciałem cię słuchać. Po prostu... chciałem...
- Wiem, tato.- powiedziała łagodnie.
- Przepraszam cię. Jestem okropnym ojcem.
- Nie, jesteś ojcem, o jakim nie śmiałam nawet marzyć. Każdy popełnia błędy.
- Ten błąd będzie nas sporo kosztować.
- Przetrwamy to.- odezwała się Valentina, która właśnie weszła do pokoju.- Jesteśmy w tym razem.- po tych słowach złapała za dłoń męża, a ten objął swoją córkę całując ją w głowę. Czy ta tragedia miała swoje plusy? Owszem, miała. W końcu każde z nich zrozumiało, co znaczy rodzina. Szczęście dzielą między siebie, a w smutku wspierają siebie nawzajem. Tym właśnie jest dom, tym właśnie jest rodzina.

Otworzył starannie kopertę zaadresowaną do niego. Jego brudne od węgla ręce powoli wyjęły list i rozłożyły go, po czym brunet przeczytał starannie napisane słowa. Sebastian zabrał pustą kopertę, po czym mruknął coś z uśmiechem widząc dziewczęce pismo. Gilbert bez słowa wyrwał mu papier i wrócił do listu.
- Ładniutki.- zaśmiał się ciemnoskóry mężczyzna.- Jakie wieści?- spytał wracając na swoje loże, a Gilbert dosłownie zamarł nie dowierzając w treść listu.
- W Avonlea jest złoto?- rzucił zszokowany, co spotkało się ze zdziwieniem również jego przyjaciela.

Skrzywił się czując obrzydliwie gorzki smak alkoholu. Spojrzał na Basha, który nie dawał po sobie nic poznać.
- Nie wykończy cię to?- spytał mając w ustach wciąż gorycz.
- Nie. Ocierając się o śmierć czuję, ze żyje.- wyjaśnił mu przyjaciel.- Ale ty jesteś zielony. Babash to mocny, lokalny trunek.
- Podróżowanie, próbowanie nowych rzeczy. Czy może być coś lepszego?- spytał z uśmiechem Gilbert.
- Złoto.- rzucił Sebastian, co od razu przywróciło Blythe'a na ziemię.- Jakaś dziewczyna pisze o złocie, a ty wolisz przerzucać węgiel.
- Jej przyjaciółka lubi urozmaicać historię.- stwierdził, mając na myśli rudowłosą Anię. Z tym co prawda miał rację, jednak temat złota w tym wypadku był bliski prawdy.- Nie jestem pewien prawdziwości tej wieści.- dodał uśmiechając się do siebie.
- Gdyby na mnie czekała ładna panienka, już byłbym w drodze.
- Mnie i Rose łączy przyjaźń.
- Mówiąc o niej śmiejesz się jak głupi do sera.- stwierdził Bash przyglądając się przyjacielowi. Od kiedy otrzymał list wciąż myślał o Rose, a to nie umknęło uwadze jego przyjaciela. Domyślał się, że nie tylko lubi ową zielonooką, a wręcz pragnie by znów ją spotkać.- Bądź mężczyzną.
- Jestem.
- Tylko chłopiec nie umie przyznać, że jest zakochany.- rzucił mężczyzna, na co Gilbert się wyprostował.
- A czy chłopcy stają oko w oko ze śmiercią?- spytał, po czym nim Baszh zareagował załapał z a jego szklankę i wypił z niej lokalny trunek. Skrzywił się z goryczy, która była tak silna, że po chwili wybiegł na zewnątrz, by tam ją zwrócić. Bash zaśmiał się pod nosem, podchodząc do przyjaciela, którego poklepał w ramię.
- No już. Jesteś mężczyzną.- stwierdził rozbawiony, po czym podał pieniądze barmanowi i wrócił do chłopaka.- Chodź.- powiedziała do niego i ruszyli z oznaczonego już przez Gilberta miejsca.

Dziewczynki schowały się w kantorku pana Philipsa, by tam w spokoju porozmawiać. Co chwilę słychać było zza ściany ciche pomruki oraz śmiechy młodych dziewcząt.
- Jak trzyma się twój tata?- spytała Rose Diana poważniejąc przy tym.
- Chyba równie źle, co pan Barry.- domyśliła się Rose poprawiając swoje kosmyki ciemnych włosów.
- Owszem. Nie jest z nim za dobrze. Mało je, jeszcze mniej mówi. Z kolei matka...- zaczęła, po czym wyciągnęła z koszyka grubą książkę i podała ją Ani.
- Gdyby dziewczynki wiedziały, że chichotanie z byle powodu jest w złym guście, zaniechały by tej absurdalnej czynności.- przeczytała rudowłosa, po czym się zaśmiała.- Nie wolno się śmiać. Idąc trzeba patrzeć przed siebie. Bekanie pogrąży cię w towarzystwie.
- Co to jest?- spytała Rose.
- Nie stać nad na paryską szkołę, więc etykiety uczy mnie mama.- wyjaśniła z bólem Diana.- Moje dzieciństwo się skończyło.- powiedziała, na co te ją przytuliły. Nagle drzwi się otworzyły i stanął w nich Cole.
- Przepraszam.- powiedział zakłopotany, po czym odłożył kawałek drewna na szafkę.
- Nie szkodzi.- uspokoiła go Ania.- Dowiedziałyśmy się, że naszą przyjaźń skazano na karę śmierci.- rzuciła, pokazując mu książkę Diany. Rudowłosa miała zwyczaj wyolbrzymiania problemów, jednak tym razem miała słuszność. To oburzające, żeby dzieci uczyły się jak być damami.- Wy też uczycie się męskości z okropnych książek?
- Mnie i tak by nie pomogły.- stwierdził chłopak.
- Dlaczego?- odezwała się Rose, na co ten wzruszył ramionami.
- Nie ważne. Przepraszam.- powiedział, po czym wyszedł zostawiając otwarte drzwi do kantorka. Dziewczynki westchnęły łapiąc się za ręce, gdy do sąsiedniego pomieszczenia wszedł pan Philips. Sięgnął na półkę, by zabrać książkę, bekając przy tym.
- No to się pogrążył.- wyszeptała Ania. Cała trójka z trudem zahamowała śmiech, jednak gdy ten wyszedł Ania, Rose i Diana wybuchły śmiechem.
- Ciiii...- uciszyła je Diana próbując się uspokoić, jednak te w dalszym ciągu się śmiały.
- Przepraszam.- rzuciła Rose i przyłożyła rękę do ust, by stłumić śmiech. Ania jednak w żadnym stopniu nie była w stanie się uspokoić. Co jeszcze bardziej rozśmieszyło brunetki.

Gilbert siedział w otchłani ciemności, którą zakłócały pojedyncze lampy oraz wychodzący przez okna blask księżyca. Wyciągnął stary zeszyt, który trzymał w torbie, po czym otworzył go na czystej stronie. Chwycił brudnymi dłońmi ołówek i obrócił go prawą dłonią, myśląc nad tym, co chce napisać.

Droga Rose,

Zaczął, a na jego ustach szybko pojawił się lekki uśmiech.

Hejkaaa
Ostatnio zalegam wam z rozdziałami, co jest częściowo spowodowane moją nauką (strasznie jej dużo), ale i lenistwem, ponieważ ostatnie rozdziały były ciężkie do napisania i jak nie chciałam, to nie pisałam, choć mogłam to zrobić. Myślę, że dziś wstawię dwa rozdziały (albo raczej mam taką nadzieję) zwłaszcza, że książka ma już 600 wyświetleń ♥️♥️♥️ chyba wam się podoba, skoro jest nas coraz więcej
Cieszy mnie to bardzo, bo mam wielkie plany na tą książkę i nie chciałabym pisać jej tylko dla siebie xd

Rose without an i | Gilbert Blythe Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz