71.

674 41 2
                                    

- Nie rozumiem.- powiedziała Rose, patrząc na załamana tym faktem Anię.
- Zakochałaś się? W kim?- pytała ją Diana, ale Rose szybko się domyśliła.
- W Kurcie.- odpowiedziała, a rudowłosa usiadła wściekła.
- Jak mogłam do tego dopuścić? Przecież przysięgałam.
- Aniu, nie wybierzesz, kogo kochasz.- stwierdziła Diana, jednak Ania w odpowiedzi jęknęła.- Ty i Kurt pasujecie do siebie.
- Nie prawda. On rzucił studia i chce iść na literaturę, a ja...
- Czekaj, co?- przerwała jej Rose.- Kurt rzucił szkołę?
- Nie do końca.- wyjaśniła jej Diana.- Ojciec pozwolił mu przenieść się na literaturę angielską, by mógł się rozwijać.
- Kiedy?
- Kilka dni temu.- odpowiedziała jej Ruby, na co Rose się uśmiechnęła. Nie wątpię, że to jej słowa skłoniły dyrektora do takiej decyzji, a ta bardzo ucieszyła brunetkę. Chciała, by i Kurt mógł być szczęśliwy.
- Będzie wielkim pisarzem.- rozmarzyła się jak to miała w zwyczaju Ania.- Z kolei ja wyląduje w szkole.
- Myślałam, że chcesz uczyć.- zauważyła Diana.
- Ty nic nie rozumiesz, najdroższa.
- Aniu.- odezwała się Rose, po czym zacytowała słowa przyjaciółki.- Zasługujesz na szczęście. Oboje na nie zasługujecie.
- Ale czy Kurt czuje to samo? Nie chce czuć odrzucenia, choć i to ma swój urok.- zastanowiła się rudowłosa.- Może lepiej, żeby mnie nie kochał...
- Z pewnością cię kocha.- zapewniła ją przyjaciółka, którą Ania złapała za rękę, gdzie znajdował się pierścionek zaręczynowy.
- Wszystko w końcu się układa. Niczym w bajce. Mam nadzieję, że ta bajka będzie trwać jak najdłużej. Inaczej znów któraś z nas dozna bólu i cierpienia, którego i tak mamy nadmiar w naszym życiu. Szczerość. Tylko szczerość sprawi, że będziemy szczęśliwe.- wyrecytowała szczerze, a Rose przytaknęła rozumiejąc co ta ma na myśli. Ich życie się zmienia. Zwłaszcza życie Rose.

Brunetka narzuciła na siebie sweter, po czym zeszła na śniadanie.
- Dzień dobry, słońce.- usłyszała już ze schodów, na co posłała rodzicom szeroki uśmiech.
- Wiadomo, o czym śniła.- rzucił Steven rozbawiając żonę.- O białej sukni i welonie.
- Co do niego, to mam coś dla ciebie.- powiedziała matka Rose, znikając w salonie. W tym czasie brunetka zasiadła przy ojcu przy stole. Gdy jednak Valentina wróciła trzymając w dłoniach złożony biały materiał, jej córka zamarła.- Wiem, że zapewne do ślubu jeszcze daleko, ale chcę, żebyś wzięła go już teraz. To...jest...
- Welon.- dokończyła za nią Rose, po czym wstała i podeszła, by się mu przyjrzeć.
- Nie jest może najpiękniejszy, ale i ja szukam w nim do ślubu. Byłam w nim szczęśliwa, więc i ty zapewne będziesz.- wyjaśnił, a w oczach dziewczyny pojawiły się łzy wzruszenia.
- Dziękuję.- wyszeptała z uśmiechem. Valentina wzięła z rąk córki materiał, po czym przypięła go do związanych przez nią w warkocza włosów. Rose podeszła do lustra, w którym dostrzegła swoje niewinne i prześliczne oblicze. Nigdy nie podobał jej się biel, jednak jej ciemnobrązowe włosy i zielone oczy idealnie komponowały się z białym materiałem, który zachwycał swoją prostotą. Rose obróciła się w stronę rodziców, a po jej policzkach spłynęły łzy.- Dziękuję wam za wszystko. To dzięki wam mam dom, rodzinę i Gilberta...- zapłakała wzruszona dziewczyna, na co Steven posłał jej uśmiech, a jego żona uroniła kilka łez.- Nigdy wam tego nie zapomnę. Nigdy.
- Chodź tu.- powiedział Steven wstając z krzesła, na co dziewczyna rzuciła mu się na szyję. Nawet sam Steven Murphy nie krył wzruszenia na widok swojej ukochanej córki w białym welonie. Przytulił córeczkę, która jednak już nie potrzebowała jego pomocy, jego miłości. A przynajmniej tak mu się wtedy zdawało.

Zapukała kilka razy do drzwi, przygryzając wargę z zimna. Sroga zima nas zastała, pomyślała Rose. W istocie jej policzki były różowe z zimna, a nogi trzęsły się oczekując otwarcia drzwi domu Blythe'a. W końcu się doczekała, a Gilbert prędko pociągnął ją do środka rozgrzanego przez pięć domu.
- Gdybym wiedziała, że w nocy przybyło tyle śniegu, to wysłałabym ci list.- rzuciła żartem Rose, co wywołało uśmiech u jej narzeczonego.
- Napijesz się czegoś?- spytał kulturalnie, na co oczywiście nie mogła odmówić.
- Chętnie.- odpowiedziała, po czym zdjęła płaszcz oraz szal, które powiesiła na wieszaku.- Gdzie Bash i Deli?
- Bash poszedł do Cuthbertów w odwiedziny. Deli śpi w pokoju pod opieką Elijah.- wyjaśnił nalewając dziewczynie malinowego napoju.- Jak było u Diany?
- Miło. Gdybyś widział ich miny, gdy dostrzegły pierścionek.- zaśmiała się Rose stając przy chłopaku, któremu jej radość się udzieliła. Gilbert podał brunetce napój, po czym się rozmarzył rozbawiony.
- Już sobie mogę wyobrazić minę Ani Cuthbert, gdy usłyszała, że będziesz nazywać się Blythe.
- Tutaj akurat cię zaskoczę.- rzuciła Rose.- Była zbyt załamana własnymi rozterkami, by przejmować się tą tragedią.
- Rozterkami?
- Nie mogę ci powiedzieć. Pamiętasz reguły przyjaźni dziewcząt?- spytała wspominając ich bardzo odległą rozmowę.
- Pamiętam jedną z zasad.- przypomniał sobie chłopak.- Gdy jedna z was jest zakochana, to owy chłopak jest poza zasięgiem innych. Cokolwiek miałoby to znaczyć.
- A żebyś wiedział, że ta jest najważniejsza.
- Czyżby? Podaj przykład.
- Mało nie rozpadła się moja przyjaźń z Ruby, bo uczyłam się z tobą.- odpowiedziała brunetka, na co Gilbert zamarł.
- Co?
- Z czym?
- Ruby Gillies...- zaczął, a Rose spuściła głowę.
- Za dużo mówię.- rzuciła, po czym zapanowała minuta ciszy.
- Wolę jak mówisz. Zazwyczaj jesteś skryta.- zauważył szczerze, na co ta spojrzała mu w oczy.- Nie wiem dlaczego, ale gdy się otwierasz, mam wrażenie, że poznaje cię na nowo.
- Ja też.- wyznała dziewczyna. Lata spędzone w sierocińcu i domach zastępczych nauczyły ją być bezproblemową i zamkniętą. Sama Rose nie była pewna kim jest, jaka jest. Zbyt długo kryła w sobie własne uczucia, lęki, smutki. Łatwo się odgrodzić od świata, ale trudno zburzyć ten mur w jednym momencie. To długo etapowy proces, a ten odbywał się zawsze, gdy była blisko Gilberta. Patrzyli sobie w oczy, a chłopak miał wrażenie, jakby widział w zielonych źrenicach wszystkie jej myśli. Nagle Rose urwała kontakt wzrokowy i usiadła przy stole.- Rodzice bardzo się cieszą informacją o zaręczynach.
- To dobrze. Bałem się, że twój ojciec będzie gonił mnie ze strzelbą.- zażartował Gilbert siadając przy niej.
- Skądże. Bardzo cię lubi. Zapewne już od dawna traktuje cię jak członka rodziny. Mama też.- zamyśliła się Rose, po czym spojrzała na swoje palce, które wciąż trzymały kubek z gorącym napojem.- Dała mi swój welon, w którym wyszła za tatę. Nie sądziłam, że go dostanę, że... cokolwiek po niej otrzymam. Nie wiem nawet czy się cieszę, czy martwię.
- Martwisz?- zdziwił się brunet.
- Że stracę to wszystko.- wyjaśniła. Jej myśli leciały bardzo daleko. Było coś, o czym chłopak nie wiedział. Coś, co prędzej czy później miał odkryć. Tylko czy miała tyle siły, by to ona mu powiedziała prawdę? To nie był ten czas. Nie była gotowa. Ale czy kiedykolwiek będzie? Może już zawsze będzie czuła tylko strach, a im dłużej była z Gilbertem, im bardziej się przywiązywała, tym bardziej bała się, że jej słowa to wszystko zniszczą.  



Heeeeej
Jest poniedziałek, a nikt nie lubi poniedziałków, więc dodaje jeszcze jeden rozdział na poprawę humorku ♥️🥰 dajcie znać czy czekacie na prawdę i Rose i... ślub!?

Rose without an i | Gilbert Blythe Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz