VIII Złodziejaszek

158 13 12
                                    

Severus Snape patrzył przez okno domu na Spinner's End, domu który nigdy naprawdę nie był jego. Hogwart także nie epatował gościnnością. Prawdę powiedziawszy, Mistrz Eliksirów miał wrażenie, że jest nieproszonym gościem we własnym życiu...

Po drugiej stronie zaparowanej, brudnej szyby przesuwały się niewyraźne, zniekształcone przez krople wody sylwetki: ciemne widma na tle nikłego blasku ulicznych latarni. Niedopałek kopcił cienką stróżką dymu w szklanej popielniczce, a Snape snuł ponure rozmyślania, jego posępna twarz częściowo skryta za firaną siwiejących włosów.

Bębnił koniuszkami palców o parapet.

Zastanawiał się nad kolejnymi krokami. Czemu jeszcze się nie odezwała?

Wyglądała na bystrą, mało strachliwą ‒ zawsze miał ją za nieco zbyt wyniosła, nawet za szkolnych czasów. Teraz, gdy już od lat śledził jej poczynania w mediach i sądach, nabrał pewności, że Hermiona Jane Granger nie dawała sobie w kaszę dmuchać. Była bezkompromisowa, nastawiona na efekty, niepodatna na manipulacje, korupcję,układy... tym bardziej zadziwiającą była dla niego zgoda kobiety na współprace z bankiem. Może jej sytuacja wyglądała gorzej, niż się wydawało? Albo jej charakter był zupełnie inny, niż przeczuwał?

Nie.

Spośród wielu swoich zalet i przywar, o których nie miał zielonego pojęcia, Severus Snape posiadał doskonałe wyczucie dwóch rzeczy i tego akurat był doskonale świadom. Były to składniki alchemiczne i ludzie. Chociaż z tymi drugimi nie umiał się obchodzić i nie lubił pośród nich przebywać, zawsze potrafił ocenić cechy osoby, z którą przyszło mu rozmawiać lub którą wnikliwie obserwował. A Hermionie Granger przyglądał się ostatnio bardzo uważnie.

Zobowiązał go do tego Dumbledore.

Jak do wielu innych niewygodnych i bezsensownych rzeczy...

Jednak Hermiona Granger ‒ ta wygadana, przemądrzała nastolatka, którą zapamiętał z wiecznie wyciągniętą ręka na swoich zajęciach ‒ wiedziała jak wykorzystać zarówno swoje atuty, jak i wady w walce, której się podjęła.

Nie rozumiał jej zapalczywości w bezinteresownych, z punktu widzenia opinii publicznej, sprawach. Może była to jej ukryta wendetta za wszystkie akty dyskryminacji, których sama doświadczyła w swoim niespełna czterdziestoletnim życiu?

Krzywy uśmiech wypełzł na jego wargi i Snape sięgnął do kieszeni po kolejnego papierosa, którego odpalił pstryknięciem palców.

To był długi dzień, i czekał go kolejny, podobny.

Odwrócił się tyłem do okna i spojrzał na leżący na stoliku płaski, prostokątny przedmiot.

Komputer Granger.

Próbował go dziś włączyć, ale z jakiegoś powodu nie chciało działać... Nie to, żeby się znał. Ale chyba nie był aż tak stary, żeby nie spróbować.

Ile jeszcze będzie musiał czekać?

***

Umówiła się z Lupinem w tej samej kawiarni, w której Luna spotkała się z Nevillem. Czuła się podle, ale na dnie tej goryczy pełzała tez ponura, wstrętna satysfakcja. Byli razem tyle lat. Praktycznie nierozłączni od pierwszej jazy ekspresem Londyn-Hogwart. Po tym wszystkim... jeśli po tym wszystkim Neville tak po prostu ja zdradził, jeśli nie miał choć tyle odwagi, by powiedzieć jej, że odchodzi...

To gardziła nim.

Wilkołak uśmiechał się do niej znad filiżanki z kawą.

‒ Jakieś nieścisłości po latach? ‒ zapytał. ‒ Pisałaś, że musisz ze mną skonsultować akta...

Mistrz (sevmione) polityczno-szpiegowskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz