#2 - W jedną stronę

674 36 43
                                    

##### Warszawa, 1957 r. #####

(Wstęp do porzuconego opowiadania, de facto alternatywnej wersji Utopii, co za tym idzie, niekanoniczny)

Pukanie do drzwi.

Polka zerknęła na zegar w swej małej kuchni, trochę zmieszana tym dźwiękiem. Była dopiero szósta rano. Ciut za wcześnie na odwiedziny, nawet ze strony miastowej rodziny, w dodatku nikt się u niej nie zapowiedział, ale też za późno na nalot wyszczekanej, komunistycznej podróby, który jako rasowy milicjant odwiedziny składał o czwartej rano lub wcześniej. Reasumując, nie miała najmniejszego pomysłu na to, kto mógł czekać pod jej drzwiami. Laszka stała tak chwilę w zadumie, póki głuchy odgłos walenia o drewnianą powierzchnię nie ocucił jej, wyrywając z rozmyślań.

- Już idę! - krzyknęła, odstawiając kubek z herbatą na półkę, przeszła do przedpokoju i ostatecznie stanęła przed wejściem do swojego mieszkania. Chwyciła klucz, aby otworzyć zamek oraz w końcu, powoli i ostrożnie, uchylić drzwi.

Całe jej ciało przeszedł dreszcz, a mięśnie nieznacznie spięły się w stresie, gdy ujrzała, jak interesująca mieszanka towarzyska czekała na nią.

Po drugiej stronie stał ZSRR z wyczekującą ekspresją i uniesioną w górę ręką, gotowy do ponowienia pukania. Kawałek za nim stały dwa inne, pomocnicze licha. Jak zawsze zimny, obojętny KGB, którego metalowe ślepia lustrowały jego kompana, stojącego obok niego SB ogarniętego mieszanką paniki oraz chorej radości, która nie zwiastowała niczego dobrego.

- Można już wejść? - bolszewik niejako zapytał, spoglądając na wyglądającą przez szparę w drzwiach kobietę i wybudzając ją z letargu.

- Tak... - przełknęła ślinę, odsuwając się na bok i wpuszczając komunistę do środka, wciąż trochę zbyt zszokowana, aby trzeźwo myśleć. Czekała jeszcze chwilę na ruch pozostałej dwójki, lecz ci wiernie stali w korytarzu, dając do zrozumienia, że im dane było poczekać na zewnątrz.

Polka zamknęła drzwi, przez chwilę rozważając, czy bardziej opłaca się jej ponownie je zamknąć na klucz, czy jednak zostawić otwarte, tak na wszelki wypadek. Ostatecznie obierała pierwszą opcję. Po tym udała się w stronę kuchni, w której komunista już znalazł dla siebie miejsce przy stole, nieco przyglądając się urządzeniu pomieszczenia. Polska nie podeszła do stołu, tylko stanęła trochę z boku przy jednej z półek, na której wcześniej odstawiła swój kubek. Minęło kilka chwil milczenia, po których ZSRR chciał się w końcu odezwać, lecz ubiegła go Laszka, równocześnie biorąc do rąk swoją herbatę.

- Więc... Co tu robisz? - rzuciła podejrzliwie, zachowując dystans i przymierzając się do swojego napoju. Oczywiście nie będąc zbyt skorą, aby okazać wiele gościnności nagłemu przybyszowi.

Sowiet lekko się zmieszał uprzedzającym jego wywód pytaniem, ale równocześnie poczuł nieco ulgi z faktu, że mógł od razu przejść do konkretów, bez próby wykrzesania sił na stworzenie dłuższego wstępu. Westchnął z pewnym zmęczeniem, częściowo wynikającym z niewyspania, częściowo z ogólnego zniechęcenia do swego zadania, opierając łokieć na stole.

- Przez wiele nakładających się czynników... - nie był pewien, jak dobrze zacząć, aby wszystko poszło w miarę gładko. - Po wysłuchiwaniu każdego dnia tej samej śpiewki z ust Białorusi, kilku polskich komunistów, tego chłystka za drzwiami też, przemyśleniu wszystkich za i przeciw, doszedłem do wniosku, tak właściwie doszliśmy, bo Rada była bardziej niż za, twój rząd również, nawet jakby Ukraina coś nadmienił... - niejako tłumaczył, wymieniał wszystkich winnych, acz ostatecznie sobie darował, świadom, że nic by mu to nie dało i przeszedł do sedna - Moje gratulacje, wracasz do Moskwy.

Materiały specjalneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz