#10 - Dzień miłosnych szaleństw Bloku Wschodniego cz. II - Szczęśliwe miejsce

333 27 118
                                    

##### Moskwa, 14.02.1969 r. #####

(Oto i jest, z poślizgiem, jak zawsze zresztą. Więc tak, tenże "shot" został zainspirowany między innymi zamieszczonym powyżej komentarzem. Jest to dzieło sztuki „najwyższej" łączące w sobie niektóre niepoprawne inside joke, jakie przyszło mi wymyślić na temat tych postaci w ciągu ostatnich lat i powiedzieć, że całość jest paskudnie żenująca i obsceniczna, to jakby nie powiedzieć nic- acz muszę przyznać, jak niemal każdy sequel, nie można go porównać do oryginału. Jeśli mam być szczera, szału nie ma, nie wiem czy powinnam to publikować, ale pewna osoba czeka na to aż za długo i po za tym, na właśnie nie za dobre rzeczy jest ta książka.)

Szybko jedna rzecz zwróciła jego uwagę – cisza. W korytarzu było zdecydowanie za cicho. Związek stał przez chwilę nieruchomo, nasłuchując otoczenia, jednak pomimo czekania, żaden wyraźny, jednoznaczny dźwięk się nie pojawiał.

— Co ten jełop znowu kombinuje... — ZSRR wysyczał, mrużąc oczy i podejrzliwie zaglądając w głąb korytarza, zatrzymując wzrok na drzwiach pokoju, w którym powinien przebywać Ukrainiec.

Coś się działo.

Coś musiało się dziać.

Ukraina musiał już chlać z Bułgarią lub przynajmniej się do tego zabierać.

Alkoholik jeden.

Związek ze złością wypuścił powietrze z płuc, przecierając ręką twarz. Zerwał się z miejsca i szybkim krokiem ruszył w stronę pokoju. Uniósł rękę, aby zapukać do drzwi, lecz zatrzymał się nagle. Drzwi do pokoju były otwarte, minimalnie uchylone, wręcz zapraszające intruzów do środka.

— Ten debil z dnia na dzień robi się coraz głupszy — ZSRR mruknął pod nosem, popychając drzwi i wchodząc do pokoju.

W małym holu ponownie przywitała go cisza. Prawie cisza. Teraz mógł usłyszeć coś na wzór szmeru lub stukania. Skrzywił się, przebiegając wzrokiem po pomieszczeniu i po chwili, nie zdejmując butów, zaczął iść w stronę nikłego dźwięku. Zatrzymał się w progu i po zaglądnięciu do środka, znieruchomiał, wbijając osłupiały wzrok w Ukrainę.

Ukrainiec leżał na podłodze, nogi miał razem związane sznurem, a ręce skrępowane razem. W ustach miał wciśnięty kawałek szmaty, przewiązany dodatkowo, aby nie mógł jej wypluć. Szarpał się, panicznie próbował się uwolnić. Oczy miał rozwarte szeroko, wbite w swojego przełożonego i pełne przerażenia.

— Ukraina? — ZSRR wydusił, nie spuszczając oczu z zakneblowanego, wijącego się na podłodze podwładnego. Zrobił krok w tył, napinając mięśnie. — Kto- kto cię związał? Co- — nim zdążył zapytać, poczuł ostry ból z tyłu głowy.

Zamroczyło go, zgiął się, łapiąc się za głowę. Nim zdążył się odwrócić, znowu poczuł ból, tym razem w okolicy kolan, a następnie pojawił się ból pośrodku pleców. Mimowolnie zaczął osuwać się na ziemię. Półprzytomnie próbował złapać się czegoś, jednak coś nagle błysnęło między jego stopami i sekundę później pociągnęło go za nogi. Uderzył o podłogę. W jego uszach pojawił się niejako gwizd, a przed oczyma mroczki. Świadomość umknęła mu na bardzo krótki moment, a kiedy nieznacznie oprzytomniał, jego ręce i nogi były już związane. 

— Łajzo ty mój — ze słów nad jego głową wylewała się radość i ekscytacja, a po chwili przed oczami pojawiła mu się ściana śnieżnobiałych włosów. Spojrzał do góry. Stała nad nim Polska. Na jej twarzy widniał szaleńczy, niemal ekstatyczny uśmiech, a jej źrenice były nienaturalnie wąskie. — Już myślałam, że nigdy do nas nie przyjdziesz — pochyliła się, łapiąc jego twarz w dłonie.

Materiały specjalneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz