• chapter nine •

25 10 0
                                    

Po chwili zostały poinformowane o śmierci rodziców Amy i Grace. Ponieważ były niepełnoletnie wszystkie dziewczyny trafiły do przytułku. Elaine dowiedziała się, że jej rodzina zmarła dawno temu. Z tego co Cindy zdołała usłyszeć było to krótko po tym jak weszły do tego domu. W nocy, gdy wszyscy już spali zaczęły się wątpliwości
─ Czuję się dziwnie... Mam wrażenie jagby to wszystko było tylko snem... ─ powiedziała Elaine
─ Nie, to koniec. Wracamy do tego domu ─ oznajmiła Grace ─ Nie wytrzymam tego dłużej
─ Oszalałaś?! Przecież włożyłyśmy tyle pracy w to żeby się wydostać! ─ krzyknęła Cindy
─ To nie twoja decyzja! To nie twoi rodzice nie żyją... Zamknij się lepiej! ─ oburzyła się Grace
─ To dlaczego jestem z wami w tym przytułku?!

─ Wszystko dobrze? Musicie się tak głośno kłocić? ─ dobiegł głos z korytarza

Dziewczyny się zawstydziły.
─ To... Jeśli byśmy chciały uciec to... Teraz jest ostatni moment, jutro będziemy pewnie wywiezione gdzieś za daleko od tego domu... ─ szepnęła Elaine
─ Budynek jest chroniony, drzwi na pewno zamknięte. Nie ma mowy żebyśmy stąd uciekły nawet gdybyśmy chciały ─ ucięła Cindy
─ Chyba zapomniałaś o oknach

***

W skupieniu Grace próbowała otworzyć okno. Było to dość trudne, ponieważ bardzo skrzypiało a musiała zrobić to jak najciszej żeby nikt się nie zorientował.
─ Tylko nikomu nie mów, i zachowuj się cichutko ─ Elaine próbowała tłumaczyć małej Amy
─ Ale gdzie my idziemy?! ─ pięciolatka wydarła się na cały korytarz
─ Cicho!
Krzyk ten spowodował, że Grace się wzdrygnęła, rozproszyła i wszyscy usłyszeli głośne skrzypienie otwieranego okna.
─ Dziewczynki, wszystko dobrze? ─ krzyknął ktoś z korytarza
─ Ale zimno na dworze ─ Cindy zaczęła się lekko trząść i pocierać ramiona
─ Nie ma wyjścia, biegiem!

Najpierw podsadziły na parapet Grace, a potem Amy. Dziewczyna skoczyła z budynku. Na szczęście było to pierwsze piętro, więc przyjmując odpowiednią pozycje można było wyjść bez szwanku. Amy bała się wyskoczyć, ale Grace ją złapała i postawiła na ziemi.
─ Halo? Wszystko dobrze? ─ ktoś zbliżył się do ich drzwi, a następnie zaczął je otwierać jednym z kluczy
Na parapet weszła i Cindy i pomogła Elaine też się tam dostać.
W tym monecie do ich pokoju wszedł jeden z pracowników ośrodka. Zaniemówił, gdy zobaczył je, spanikowane szykujące się do skoku.
Zanim zdążył podbiec, znikły.

─ Szybko, musimy uciekać! ─ krzyknęły do Grace

Wszystkie uciekały tak jak mogły. Przebiegły przez ulicę i zauważyły za sobą pościg. Najszybciej poruszała się Elaine. Przerażone, pocieszały się tym, że już praktycznie widać ich cel. Przed nimi tylko ostatnia ruchliwa ulica i już widać pole które prowadzi do tego domu.
Rzuciły się przed siebie i...
Potrącił je samochód.
Okropny przeszywający ból, hałas, światła, a odgłosy z zewnątrz powoli cichły...
Ostatnie co zapamiętała to Elaine, która ich wyprzedziła przez co udało jej się uratować. Była w szoku.

***

Grace otworzyła oczy. Oślepiło ją szpitalne światło.
Chciała krzyczeć, lecz nie mogła nawet oddychać. Coś w jej gardle... Czuła że ją rozrywa od środka ale dziwnie nie czuła w ogóle bólu. Na twarzy miała niewygodną maskę i była podpięta do miliona kabelków.
Po chwili podszedł do niej lekarz
─ Spokojnie, już zaraz to wyciągamy ─ powiedział i zaczął zmieniać coś w kabelkach
Wyciągnął jakąś rurkę, co było bardzo nieprzyjemne. Jednak po paru minutach było już w porządku, a Grace poczuła ulgę. Nadal nie mogła mówić. Z jej gardła wydobywało się tylko charczenie.
─ Niestety nie bedziesz mogła mówić przez jakiś czas. Twoje struny głosowe są uszkodzone przez respirator. ─ powiedział i odszedł zostawiając ją samą

Dziewczyna miała mogła mieć tylko nadzieję, że pozostałym się udało. Po paru minutach przyszła Elaine. Przekroczyła próg ze złami w oczach i podała jej kartkę i długopis. Napisała "gdzie jest Amy i Cindy?"
─ Grace... Ja... Przykro mi to mówić ale Amy... Amy nie żyje. Nie udało się jej uratować, zginęła na miejscu.
Brunetka była już zrozpaczona i zła na cały świat. "Kiedy możemy wrócić do tego domu?" napisała.
─ Co najmniej dwa tygodnie. Z Cindy nie jest najlepiej...

Przyjaciółki siedziały tak w milczeniu dłuższą chwilę.
─ A co ty na to, żebym ja tam poszła, przeniosła się do jeszcze wcześniejszych czasów i sprawiła żeby to się nigdy nie wydarzyło?

"ale co?" ─ Grace napisała na kartce

─ To wszystko. Żebyśmy nigdy nie weszły do tego domu, żadnych przygód. Poprostu zadbałabym o to, żebyśmy tamtego dnia bezpiecznie wróciły do domu.

"Co wtedy z nami?" ─ nabazgrała

─ Prawdopodobnie... Nie wiem. Wtedy wrócę do naszego czasu, tego w którym jesteśmy teraz i pomyślimy nad tym co dalej... Czy... Dobra nie ma to sensu. Pójdę do tego domu i na ciebie zaczekam. W końcu minuta tam to miesiąc... Więc szybko mi minie parę dni. Potem do was wrócę i pomogę uciec. Do zobaczenia ─ powiedziała i przytuliła Grace ─ Jakby coś to pamiętaj - punkt spotkania jest w tym domu

Po tych słowach wyszła z jej sali. Powiedziała swoim opiekunom, że wychodzi do łazienki i zeszła na parter. Wzięła z wieszaka czyjąś kurtkę i wybiegła na dwór. Starała się zachowywać normalnie. Miała jeszcze trochę czasu zanim ktoś zorientuje się, że zniknęła.
Po kilku minutach dotarła na miejsce. Weszła do środka.
Tak na prawdę to, zbyt dużo się nie zmieniło. Tylko gdzie nie gdzie były jeszcze barierki i taśmy policyjne. Odczekała około dziesięć sekund. Na zewnątrz minęło pięć dni. Kolejne dziesięć sekund. Elaine aczęła się trochę martwić. Kiedy minęło już pół minuty wyszła z domu.
─ Minęło pół miesiąca! Dlaczego nie przyszły?! ─ krzyczała sama do siebie ─ Dlaczego z nimi nie zostałam... Jak ja mam teraz je znaleść?!

Wbiegła z powrotem do szpitala, do sali gdzie wcześniej była Grace. Teraz leżała tam inna dziewczyna. Elaine poszła do recepcji.

─ Co ty tutaj dziecko robisz? ─ zapytała starsza kobieta
─ Szukam moich przyjaciółek. Cindy Blue i Grace Hawkins.
─ Zostały wypisane wczoraj kochanienka, przecież tak o tym głośno w wiadomościach. Wiadomo że są teraz w przytułku. Ten dziwny budynek ma zostać niedługo rozebrany.
─ Jak to?! Który mamy rok?!
─ Wszystko dobrze...? Przecież 2034...
─ To o to chodzi! W tym roku on przecież został rozebrany to znaczy...
─ Potrzebujesz psychiatry?
─ Co? Nie ─ odpowiedziała i zaczęła się zastanawiać na głos ─ To znaczy że mam mało czasu... Niedługo nie będzie jak się dostać do naszego czasu...

─ Wie pani w jakim przytułku się znajdują? ─ zapytała po chwili namysłu

─ Tym na Great Marlborough Street... A ty to przypadkiem nie jesteś tą trzecią nastolatką, która zaginęła pół miesiąca temu?

Nie patrz w lustro Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz