Rozdział 1

1.1K 54 1
                                    

Zawsze powtarzałam sobie, że najtrudniej jest zacząć.

Stawiać pierwsze kroki przewracając się o wystający dywan, który wydaje się przeszkodą nie do pokonania. Wyartykułować pierwsze słowo, kiedy nie masz pojęcia jak działa ten skomplikowany układ służący do wydawania z siebie okrzyków radości i pisków przerażenia. Przeżyć pierwszy pocałunek z chłopcem będącym przedstawicielem jakiegoś obcego gatunku czy jazdę samochodem z tatą, który kurczowo trzyma się podłokietnika chociaż poruszacie wolniej niż wasz sąsiad emeryt kuśtykający z balkonikiem po drugiej stronie ulicy. Zdać pierwszy egzamin na uczelni, gdzie traktują cię jak dorosłego.

To wszystko kłamstwo.

Najtrudniej jest skończyć. Powiedzieć komuś, kogo darzysz uczuciem, że odchodzisz. Patrzeć mu w oczy i przekonywać, że tak będzie lepiej, chociaż za nic nie wiesz dla kogo. Bo na pewno nie dla ciebie.

* * *

— Rose, pytałem cię o coś — głos Jacka wyrwał mnie z otępienia.
— Przepraszam — poprawiłam nerwowo okulary.
— Już po wszystkim — rzucił wesoło — możesz się rozluźnić.

Zjeżdżaliśmy windą po spotkaniu z potencjalnym klientem, a ja zamiast na gorąco przedyskutować z przełożonym jak nam poszło, zastanawiałam się czy to możliwe, że nadal czuję w tej metalowej puszcze znajomy zapach za którym się tak stęskniłam.

— Pytałem, co myślisz.
— O spotkaniu?
— O polityce zagranicznej — zmierzył mnie spojrzeniem. — Oczywiście, że o spotkaniu.
— Spotkaniu? — powtórzyłam nieprzytomnie.
— Pamiętasz? To takie coś, co robimy z klientem, żeby sprzedać mu naszą usługę.
— Ach, to...
— Za mało kawy? Może za dużo? — zaczął się zastanawiać, kiedy dotarliśmy na parter.
— Za dużo wrażeń — mruknęłam do siebie, kiedy puścił mnie przodem.
— Skup się i odpowiedz, a potem masz moje błogosławieństwo żeby iść wcześniej do domu — obiecał podnosząc dwa palce na potwierdzenie szczerości swoich zamiarów.

Rozejrzałam się wychodząc z budynku, ale nic, nikt nie przykuł mojej uwagi. Wyciągnęłam z torby teczkę z materiałami na których starałam się notować spostrzeżenia i dałam znać Jackowi, żebyśmy powoli kierowali się do biura.

— Wydaje mi się, że byli zadowoleni, ale nie porwaliśmy ich — przyznałam.
— Niech to! Tak czułem — westchnął.
— Na przykład kiedy mówiliśmy o symulacji kosztów czy naszych umowach z podwykonawcami i preferencyjnych warunkach — pokazałam mu cześć naszej prezentacji — byli wyraźnie zainteresowani. Podobnie kiedy wspomnieliśmy o kampanii butów trekkingowych i sprzętu do kitesurfingu z zeszłego roku.
— Zawsze nam dobrze szło w segmencie sportowym — Jack przygryzł zausznik okularów przeciwsłonecznych zastanawiając się nad czymś.

Przewróciłam kilka stron.

— Za to jak mówiłeś o pomysłach na reklamę planowanej kolekcji...
— Zanudziłem ich na śmierć? — zapytał wprost.
— Nikt nie umarł... jeszcze. Ale nie widziałam zbytniego entuzjazmu.
— Stack musiał przyjść z czymś naprawdę dobrym.

Słysząc nazwisko Alexa poczułam znajomy dreszcz. Miałam nadzieję, że zaraz skończymy temat spotkania i uda mi się wrócić do bezskutecznych prób zapominania, że mój były szef istnieje.

— Nie patrz tak na mnie Rose — skarcił mnie Jack. — Mieliśmy naprawdę dobry pomysł. Solidny plan. A on i tak nas przebił. Skurczybyk wrócił do gry.
— Nie rozumiem.
— Jeśli przyszedł osobiście, to znaczy, że to jego plan. Jego własny. I jeśli mówię, że był świetny, to mam na myśli kaliber bomby atomowej, a nie fajerwerk na dzień niepodległości.
— Nie wiedziałam, że sam się angażuje w kampanie — przyznałam.
— Na pewno dla niego pracowałaś? — zażartował, ale jego uwaga mnie ubodła. — Żartowałem — zreflektował się widząc moja minę. — Rzadko to robi. Ale jeśli faktycznie tak jest, to musimy dać z siebie wszystko albo się wycofać.
— Pomysł to jedno — odchrząknęłam kryjąc emocje — jeszcze trzeba go skutecznie zrealizować.

[JUŻ W SPRZEDAŻY] Jak nie zepsuć palanta: Instrukcja w 10 krokachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz