Rozdział 4

296 23 34
                                    

-Żałosne- mruknęła Chloe, patrząc uważnie, niemal z politowaniem na dziewczynę, siedzącą parę siedzeń przed nami.

Była to Libby. Gruba Libby, tak przezywała ją Chloe, a co za tym szło, i ja. Dziewczyna rzeczywiście miała parę dobrych kilogramów nadwagi, ale bez przesady. Teraz, gdy o niej myślę, jest mi smutno, że tak ją traktowałam. I nie tylko ja. Cała klasa śmiała się z jej wytartych, tanich ubrań, okrągłych okularów ala Harry Potter, otyłości i przeciętnej urody.

Właśnie komentowałyśmy jej ubiór. To znaczy, stare, za małe shorty w komplecie z za dużą koszulką. Mysie włosy związane miała w kucyk. Siedziała koło swojej najlepszej- i chyba jedynej- przyjaciółki, Melanie. Melanie była ładną szatynką. Symbol koleżeńskości. Nie przeklinała, zawsze starała się być wyrozumiała i nigdy nie chciała mieć wrogów. No cóż, może z jednym wyjątkiem. Ona i Chloe kiedyś były koleżankami, a nawet przyjaciółkami (Melanie chodziła swego czasu z bratem chłopaka Chloe). Jednak dwa lata temu coś się stało. Nie wiem co, bo Chloe nie chciała mi powiedzieć. To była jedyna tajemnica, której mi nie zdradziła. W każdym razie Melanie i Chloe oficjalnie się od tego czasu nienawidziły.

W naszej klasie było 17 uczniów, z czego czworo nie mogło jechać na wycieczkę.  Do elity należało pięć osób. Chloe, ta piękna; Ted (chłopak mojej najlepszej przyjaciółki), ten przystojny; brat bliźniak Teda,  Adrian- ten, który zawsze wpadał w kłopoty; Max ten z szalonymi pomysłami; no i ja. Przynależąc do elity uważałam się za lepszą od innych. Dla utrzymania popularności zrobiłabym wtedy wszystko. Dopiero teraz wiem jak głupia byłam.
W czasie podróży zdążyłyśmy wyśmiać pół klasy, pokłócić się z Melanią i "przypadkiem" oblać colą Libby. Długi monolog Chloe na temat spódnicy pewnej dziewczyny imieniem Julie i okularów jej przyjaciółki Mii, został przerwany przez nauczycielkę, która donośnym głosem oznajmiła:
- Już dojeżdżamy do hotelu- głos kobiety był cichy, spokojny, bez tego zwykłego chłodu, z którym się do nas na co dzień zwracała.
- Już nie mogę się doczekać!- powiedziała Chloe z podekscytowaniem.- Słyszałam, że jest tam specjalne pomieszczenie do ping-ponga, a w pokojach łóżka z baldachimem i wielkie telewizory. A poza tym, w tym samym momencie, będzie tam przebywała wycieczka ze  szkoły sportowej, co oznacza MNÓSTWO przystojnych facetów!
- Przecież ty masz Teda- syknęłam.- Już chcesz z nim zerwać?
- To się nazywa elastyczny związek, kochanie- powiedziała Chloe tonem znawcy.- A poza tym, tak. Ted zaczyna mnie wkurzać...Ale przecież z nim nie zerwę. Bo to by oznaczało...
-Odejście z elity- dokończyłam ze strachem.
-  I totalną śmierć towarzyską- powiedziała moja przyjaciółka blada jak trup.

Nawet potem, stojąc z Nim oko w oko, Chloe nie była aż tak przerażona.

***

-Chyba ktoś ci porządnie nakłamał, kotuś- powiedział Ted do Chloe.- Gdzie niby te łóżka z baldachimami, ping-pong i telewizory, co? Przecież to jakaś totalna dziura.

Zapał Chloe szybko ostygł, kiedy tylko wjechaliśmy przez bramę. "Zamek w stylu barokowym" jak pisało na stronie, był raczej ruderą, pamiętającą czasy baroku. "Przytulne pokoje wyposażone w telewizor" okazały się małe, ciasne i niewygodne z małym czarnym pudłem w rogu, które łapało sygnał dopiero gdy się w nie mocno uderzyło. "Przestronna jadalnia" była rzeczywiście duża, ale sterylnie biała i zupełnie pusta. Nigdy nie widziałam tam ani jednej osoby z personelu hotelowego. Tylko na początku, przy zameldowaniu, pojawiła się recepcjonistka. Wydała nam szybko klucze, pokazała pokoje i bez słowa odeszła. Widziałam ją potem tylko raz, w sądzie. Zeznawała przeciwko mnie. "Dziewczyna od razu wydała mi się podejrzana. Ten błysk w oku, wysoki sądzie. Kobieca intuicja podpowiadała mi, że z nią jest coś nie tak." Ciekawe biorąc pod uwagę, że spędziła z nami jakieś dwie minuty i nawet na mnie nie spojrzała.

-Nawet nie ma tu wifi- płakała przez cały wieczór Chloe.- Zaraz zadzwonię do rodziców, żeby przysłali tu kogoś, by mnie zabrał.

-Raczej do nikogo nie zadzwonisz, bo nie ma zasięgu- powiedział Adrian.

Chloe zaczęła szlochać.

-Tu jest okropnie! Jedzenie jest ohydne, w tym pokoju śmierdzi, w łazience nie ma ciepłej wody...

Siedzieliśmy wszyscy na łóżku Chloe i jeszcze przez długi czas próbowaliśmy ją pocieszyć, ale nie osiągnęliśmy większego skutku.
Pani Smith też była wyraźnie niezadowolona, co tylko wzmogło jej nienawiść do nas.

- Do łóżka, ale już!- krzyczała, chodząc po korytarzu.

-Niech ta krowa się już zamknie- powiedział Max ze złością.

Chłopcy dalej siedzieli w pokoju moim i Chloe, w końcu musieli jednak zacząć się zbierać, bo pani Smith zaczęła przeszukiwać wszystkie pokoje w poszukiwaniu "nielegalnie" będących tam uczniów.

- No to życzcie mi szczęścia- powiedział Max uśmiechając się szeroko.

-Szczęścia? A w czym?- zainteresowała się Chloe, nagle zapominając o rozpaczy z powodu braku internetu.- Chyba nie urządzasz bez naszej wiedzy imprezy, co?

-Nasz Maxio idzie na randkę- powiedział Adrian z drwiną.- Zakochał się nasz chłopiec.

Max spurpurowiał i posłał Adrianowi mordercze spojrzenie. Na to ja, Ted i Adrian wybuchliśmy śmiechem.

- Z kim?- zapytała Chloe patrząc uważnie na Maxa.

- Oh, nie bądź zazdrosna, kochanie. Nie wszyscy muszą kochać się tylko w tobie- powiedział Ted.

Uśmiechnęłam się, ale na widok miny Chloe szybko spoważniałam.

- To nie sprawa moja, ale ELITY- powiedziała ze złością Chloe.- Przecież jeśli umówisz się z na przykład taką grubą Libby to będzie wstyd na całą szkołę.

- A ja sądzę- powiedział Max, też rozzłoszczony.- Że boisz się, że to będzie Melanie. Bo wtedy spokojnie dołączyłaby do nas, a ty byś tego nie zniosła.

Odwrócił się na pięcie i otworzył drzwi na korytarz. Tuż zanim wyszedł, odwrócił się i powiedział:

-Żeby było jasne. To nie Melanie, tylko Mia Donavan.

- Ta z ohydnymi okularami?- zapytała Chloe z przekąsem.

-Mi się one podobają. Nie obchodzi mnie twoje zdanie. Możecie się śmiać, ale to nie zmieni faktu, że dziś idę z nią na te błonia niedaleko hotelu. Romantyczna randka o północy na łące. Jestem pewny, że Ted nigdy cię na coś takiego nie zabrał.

I wyszedł z pokoju, trzaskając drzwiami.

Mię i Maxa znaleziono dopiero tydzień później. Ich rozkładające się ciała leżały na błoniach. Mii poderżnięto gardło, a Max został uduszony.

Do tego momentu moja historia zgadza się z tymi z policyjnych akt. To co będę pisać w kolejnych rozdziałach może wam się wydać niedorzeczne, przerażające czy całkowicie wymyślone. Ale musicie mi uwierzyć.

Nie ja ich zabiłam. Nie jestem szalona.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Feb 26, 2017 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Hotel we mgleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz