Rozdział 3

3.4K 189 41
                                        

-Kolacja!

Wzdrygam się gwałtownie. Straciłam poczucie czasu, patrząc się na zdjęcie mojej rodziny. Zostało ono zrobione dwa lata temu, kiedy moimi jedynymi problemami był zabraniający wszystkiego ojciec i brat, idealnie udający dziecko z ADHD. Teraz te problemy wydają mi się nieważne i śmieszne. Ale wtedy uważałam inaczej. Patrzę raz jeszcze na zdjęcie. Jestem tam ja, niby przypadkiem pokazująca swój nowy telefon, mój brat Dominic, który trzyma w ręce piłkę i mój tata. Wszyscy są uśmiechnięci i wydają się szczęśliwi. Często patrzę na to zdjęcie, choć wcale tego nie lubię. Przywołuje ono wiele wspomnień, a ja czuję straszny ucisk w sercu na każdą myśl o nich.

-Rose, kolacja!- mówi Sarah, wchodząc do pokoju.

Kiwam głową i odkładam delikatnie zdjęcie na stoliczek przy moim łóżku.

-Już idę- mówię.

Jadalnia, to duże, ciemnobrązowe pomieszczenie. Na środku stoi wielki, drewniany stół, przy którym siedzą wszyscy pacjenci. Moje miejsce jest przy pewnej kobiecie imieniem Isabelle. Wydaje jej się, że ma jakieś pięć lat. Trzeba ją karmić, bawić  i czytać jej bajki. Całkiem śmiesznie się z nią rozmawia. Siedzi tutaj od półtora roku i żadne terapie nie dają rezultatu. Myślę, że lekarze są z tego powodu zadowoleni, bo rodzice Isabelle to bardzo wypływowi i bogaci ludzie, którzy sfinansowali połowę ośrodka.

-Cześć, Isabelle- mówię, uśmiechając się miło.

Kobieta patrzy na mnie swoimi dużymi, czarnymi oczami. Jest bardzo ładna.  Ma długie, czarne włosy, teraz zaplecione w dwa warkoczyki, prosty nos i wąskie usta, które na mój widok rozciągają się w szerokim uśmiechu.

-Rosia- mówi cienkim, piskliwym głosem i przytula mnie mocno.

Znamy się, od kiedy personel stwierdził, że na próbę zabiorą mnie z zamkniętego korytarza, w którym to trzymają tych zagrażających innym. Nie pasowałam tam. Byłam za miła i spokojna, jak na pacjentów tam przebywających, więc przeniesiono mnie do tych nie sprawiających większego problemu. Czyli do takiej Isabelle, której jedynym problemem jest zachowywanie się jak małe dziecko. Gdyby nie fakt, że już przyzwyczaiłam się do ludzi tu będących, uznałabym Isabelle za bardzo śmieszną osobę. Trzydziestolatka przytulająca się do mnie, jak do mamy. Zabawny widok.

-Cześć Is, cześć...- mówię, głaszcząc ją po głowie.

W tym samym czasie do sali wchodzą kucharki, z potrawami. Dziś jest kurczak, polewany jakimś ciemnym sosem, groszek z marchewką i ziemniaki*. Czyli to co zwykle. Dostaję swoją porcję i zaczynam jeść, starając się przeżuwać każdy kęs tak dokładnie, by przed końcem posiłku kucharki nie miały szansy dołożyć mi dokładki. Po trzydziestu minutach, gdy na talerzu nie mam już nic, odwracam się w stronę mojej sąsiadki, która wpatruje się we mnie natarczywie.

-Tak, Is?

-Rosi pobawi się ze mną lalkami po kolacji.

-Ale... Is, Rosi ma coś do zrobienia, a ty masz ter... znaczy zajęcia z doktor Stelenson- Isabelle nienawidzi słowa terapia, co właściwie mnie jakoś nie dziwi.

-Ale Is chce się pobawić z Rosie!- krzyczy Isabelle.

-Ciiii. Spokojnie- mówię, próbując ją uspokoić.

-Proszeee, Rosie...- w oczach kobiety pojawiają się łzy.- Lubie się bawić z Rosie.

-A ja z tobą, Is. Ale naprawdę nie mogę.

****

Wychodzę z jadalni ze smutkiem. Nie chcę zostawiać Isabelle, ale wiem, że muszę coś zrobić. Coś bardzo ważnego. Dziś pozwolono mi zadzwonić do rodziny z telefonu stacjonarnego.

Po chwili wędrówki do pokoju, zamieram. Nie znam tego korytarza. Jest ciemny, długi i pusty. Nagle zaczynają mi się przypominać różne rzeczy. Straszne rzeczy. Dziejące się w podobnym korytarzu. Osuwam się na podłogę. Oddychaj spokojnie- nakazuję sobie, ale nic to nie daje. Moje serce zaczyna bić jak szalone i czuję, że moje dłonie kleją się od potu. Próbuję zaczerpnąć oddech, ale nie mogę. Dławię się. Dłonie zaczynają mi drżeć. Wszystko wiruje. Zaraz zwymiotuję. Chyba oszalałam...

Słyszę jak ktoś krzyczy. To naprawdę, czy tylko w mojej głowie? Nie wiem... Nic nie wiem... Chyba umrę... Widzę krew, tyle krwi... Martwe spojrzenia moich znajomych wwiercają mi się w plecy.... Umrę, a nikt nie dowie się prawdy.... Nie jestem szalona!

****

-Rose... Rose!- ktoś szturcha mnie w ramię.

Otwieram zdezorientowana oczy i patrzę na pochylającą się nade mną Sarah.

-Cco się stało?- pytam niepewnie.

-Atak paniki- odpowiada Sarah, posyłając mi współczujące spojrzenie.- To się zdarza osobom przeżywającym dużą traumę. Musiałaś się przestraszyć.

Przypominam sobie korytarz. Zamyślona skręciłam w złą stronę, przez co tam dotarłam. A on aż do bólu przypominał inny korytarz, w innym budynku.

- Zjedz to- powiedziała Sarah, podając mi jakąś tabletkę.- I wypij dużo wody.

Kiwam głową i biorę lek do ręki. Po chwili słyszę, jak ktoś wchodzi do pokoju i dopiero wtedy zauważam, że jestem w gabinecie pielęgniarek. Do pomieszczenia przyszedł właśnie jakiś wysoki chłopak. Zauważam, że jest bardzo przystojny, pomimo dużej bluzy z kapturem, naciągniętym na głowę.

-Och, nareszcie. Thomas. Już myślałam, że nie przyjdziesz- mówi Sarah słodkim głosem, lekko się rumieniąc.

-Ale tu jestem, więc daj mi te lekarstwa- mówi szorstkim i nieprzyjaznym tonem.

Sarah, lekko obrażona, podchodzi do jednej z szafek i wyjmuje jakieś tabletki.

-Dwie. Weź je teraz, dobrze?- mówi, wciąż się rumieniąc.

Zamykam oczy i widzę podobną sytuację, tylko jej bohaterami są Chloe i chłopak, z którym tworzyła najpopularniejszą parę w szkole. Chyba nazywał się Ted.

Tylko, że jej udało się go zdobyć, a Sarah najwyraźniej nie, bo ten cały Thomas wychodzi szybko z pokoju, nawet na nią nie patrząc. Na mnie zresztą też nie.

Pielęgniarka odprowadza go tęsknym wzrokiem, po czym patrzy na mnie, jakbym pojawiła się znikąd.

Znikąd... Pojawiła się znikąd.... Moje serce przyspiesza, ale po chwili udaje mi się powstrzymać kolejny atak paniki. Przecież to tylko powiedzenie...

-A co ty tu jeszcze robisz?- pyta kobieta, wyraźnie zirytowana.- Już do pokoju!

-Ale...Ja...Miałam zadzwonić do rodziny...

-Zadzwonisz jutro! Wiesz, która godzina?!

Posyłam Sarah przepraszające spojrzenie i wychodzę na korytarz. Ten jest jasny, oświetlony i doskonale mi znany, więc się nie boję. Idę do mojego pokoju i zamiast wskoczyć do ciepłego łóżka, włączam lampkę i otwieram mój pamiętnik. Czas zapisać nowy rozdział.

****

Leżąc już w łóżku, nie mogę zasnąć. Mam bardzo dziwne wrażenie... Wrażenie, że znam skądś tego całego Thomasa.

Że już go kiedyś spotkałam.

I to nie tutaj.

W takim razie...

Gdzie?

****

*Jest to właściwie obiado-kolacja, dlatego właśnie takie jedzenie.

Hotel we mgleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz