Lily
Budzik zadzwonił o 6:30 rano jak co dzień. Delikatnie, by nie obudzić mojego narzeczonego wysunęłam się z naszego łóżka, w naszym domu, w dolinie Godryka. Włożyłam szlafrok i na palcach wyszłam z sypialni zamykając drzwi. Skierowałam się na dół po schodach do kuchni, na kanapie spał smacznie Remus a pod ławą w jadalni spał duży czarny pies. Zaczęłam przygotowywać kawę jednocześnie przyglądając się widokowi za oknem, był piękny letni ranek.
Przelałam ciepły napar do kubków i postawiłam je na ławie. Podeszłam do Remusa i delikatnie potrząsnęłam jego ramieniem.
-Remus, mój drogi, musisz wstać- Mówiłam spokojnie do powoli budzącego się Lupina- Kawa jest na ławie, idę pod prysznic a ty proszę wstań bo musze iść do pracy. Gdy upewniłam się że Remus wstał przekierowałam się pod prysznic zrzucając z siebie satynowy szlafrok. Gorąca woda obudziła mnie na dobre i po kilku minutach jak i po umyciu moich długich rudych loków wyszłam zawinięta w ręczniki. Przemknęłam koło dwóch mężczyzn pijących kawę w naszej kuchni i skierowałam się na górę by się ubrać i przyszykować do pracy. Weszłam po cichu do sypialni w której na łóżku dalej leżał James i głośno chrapał. Założyłam białą koszulę której podwinęłam rękawy i zwiewną spódnice za kolano, związałam włosy w wysoki kucyk i na stopy wsunęłam baleriny. Podeszłam do mojego śpiącego ukochanego i pocałowałam go w czoło.
Zbiegłam na dół pośpiesznie patrząc na zegar lecz miałam jeszcze czas. Syriusz w jadalni powoli pił czarną kawę a Remus umyty i przebrany stał nad nim i czytał mu listy od matki. Skąd wiedziałam że były od matki Syriusza? bo powtarzały się słowa "zawiedziona" i "zdrajca".
-Jak było wczoraj Black?-spytałam wchodząc do kuchni by przygotować sobie lunch do pracy.
Black jedynie spojrzał na mnie zmęczony i odsłonił rękaw koszulki bym mogła zobaczyć ranę ciętą. skrzywiłam się i spakowałam swoje kanapki do torebki. Podeszłam do niego i obejrzałam ranę.
-Zajmiesz się tym dzisiaj i może nie idźcie dziś na patrol jeśli jest tak źle.
-No...-powiedział zmieszany Syriusz nie patrząc na mnie-...trochę przekroczyliśmy nasz teren by się rozejrzeć...i tak jakoś...
-Weszliście w mrowisko, macie omijać miejsca które są często uczęszczane przez śmierciorzerców! Black do cholery, macie jedną robotę tak!? Macie pilnować by nie naruszali bezpiecznych stref, a nie walczyć w pojedynkę z całą armią.
Czy byłam zła? owszem bo wiedziałam że narażają swoje życie tylko i wyłącznie z ciekawości. James Potter miał zostać moim mężem już niedługo a tymczasem zakon wyznacza go na cholernego zwiadowcę.
-Przepraszam Lily, dzisiaj pewnie faktycznie nie pójdziemy bo James musi być wykończony, gdyby nie on, oboje moglibyśmy nie wyjść z tego cało.
-Dobrze, w lodówce macie zupę, odgrzejcie sobie, a ty, Remus, proszę zadbaj by James napisał do matki bo ma do niego sprawę.
-Nie ma sprawy- odezwał się Lupin z nad masy papierów, pewnie raportów- Miłego dnia Evans.
Uśmiech mimowolnie wstąpił na moją twarz.
-Miłego dnia Remusie, miłego dnia Łapo.
-Cześć-wydukał zmęczonym głosem Syriusz
Wzięłam głęboki oddech i skierowałam się w stronę drzwi wyjściowych gotowa by rozpocząć kolejny dzień.
CZYTASZ
Jak odeszliśmy razem
FanfictionPierwsza część "Jak poderwałem Lily Evans" na moim profilu. Lily i James kończą szkołę i zaczyna się ich wspólne życie, a razem z nim masa problemów. Początki zakonu i walka z Czarnym panem zaczyna się teraz. Ich miłość przetrwała to wszystko na co...