2.

3.5K 224 42
                                        

Dallas

Wchodząc do domu przez garaż, od razu poczułam zapach pieczonych ziemniaków i przypraw. Weszłam do kuchni po cichu i skradając się na palcach, podeszłam do ogromnego mężczyzny, który w fartuszku w różowe kropki, krzątał się przy kuchence.

- Co się tu dzieje?! - krzyknęłam najgłośniej jak umiałam i wskoczyłam mu na plecy.

W pierwszej chwili poczułam jak jego mięśnie sztywnieją, ale w kolejne roześmiał się głośno i ściągnął mnie z własnych pleców.

- Ile razy mam ci powtarzać, żebyś tak nie robiła? - zganił mnie, ale nie był przekonujący, kiedy miał na twarzy uśmiech od ucha do ucha - Kiedyś mogę być szybszy niż ty i zrobię ci krzywdę.

- Nie sądzę - pokręciłam głową i sięgnęłam po paprykę leżącą na desce. Od razu dostałam po łapach - Nie musiałeś gotować, mogłam to zrobić po pracy.

- Tak - pokiwał głową i otworzył piekarnik, sprawdzając co z zapiekanką ziemniaczaną, jeśli mnie nos nie mylił - I do tego czasu, umarłbym z głodu.

Spojrzałam na niego podejrzliwie, podeszłam do lodówki i otwarłam ją.

Tak jak myślałam, zjadł sześć kawałków pizzy i przynajmniej dwie porcje makaronu, może i był dwumetrowym, ogromnym mężczyzną, ale śmierć głodowa, na pewno mu nie groziła. Mój tata po prostu nigdy by się nie przyznał, że zrywa się z pracy po to, żeby ugotować swojej dwudziestoośmioletniej córce obiad. Nigdy.

- Idź się wykąpać - powiedział, zatrzaskując mi lodówkę przed nosem - Zaraz będzie obiad, a pewnie roznosisz jakąś chorobę wściekłych krów, czy coś.

- Dzisiaj to co najwyżej pchły - zaśmiałam się i strzepnęłam coś niewidzialnego z rękawa.

Uciekłam przed szmatą wycelowaną we mnie i poszłam do swojego pokoju. Zabrałam świeże ubrania i weszłam pod prysznic.

Kiedy byłam już czysta i nie śmierdziałam jak zmokły pies, wróciłam na dół i usiadłam przy ladzie. W tym samym czasie zapiekanka wjechała na stół, a tata pozbył się w końcu tego śmiesznego fartuszka.

- Co w pracy? - zapytał, jak każdego popołudnia. 

- Nudy - powiedziałam, wkładając do ust kawałek ziemniaka - Pies Rose MacCalan, zżarł reklamówkę. Myślałam, że nigdy jej z niego nie wyciągnę.

- Chryste, Dallas - warknął tata - Nie przy obiedzie.

Wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się lekko. Byłam weterynarzem, mogłam jeść i odbierać psi poród w tej samej chwili. Nie robiło mi to żadnej różnicy. Mojemu ojcu też nie. Wychował się na farmie i reklamówka wyciągana z psa, to na pewno jedna z łagodniejszych rzeczy, jakie mógł zobaczyć. Po prostu chyba próbował mnie "dobrze wychować" i wbić mi do głowy, że przy stole nie gadamy o wymiotach, krowich plackach, czy operacjach żołądka u kotów. Tyle, że ja to wszystko wiedziałam, jednocześnie nie miałam zamiaru udawać, kogoś kim nie jestem, we własnym domu. Mogłam się zlitować nad obcymi ludźmi i w towarzystwie trzymać buzię na kłódkę, ale nie tu. Przez kilka długich minut, jedliśmy w milczeniu.

- A co w ratuszu? - zapytałam, żeby przerwać ciszę.

- Zajmujemy się organizacją loterii fantowej, na doroczny festyn z okazji Święta Niepodległości - powiedział, pocierając twarz dłonią - Nasze drogie Panie, nie mogą się zdecydować jakie ciasta upiec.

- Jak zawsze - westchnęłam - I tak w końcu każda upiecze co innego.

- Dorzucasz się? - spojrzał na mnie, a ja pokiwałam głową.

Campbell Hill [WYDANA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz