Dallas
Wchodząc do domu przez garaż, od razu poczułam zapach pieczonych ziemniaków i przypraw. Weszłam do kuchni po cichu i skradając się na palcach, podeszłam do ogromnego mężczyzny, który w fartuszku w różowe kropki, krzątał się przy kuchence.
- Co się tu dzieje?! - krzyknęłam najgłośniej jak umiałam i wskoczyłam mu na plecy.
W pierwszej chwili poczułam jak jego mięśnie sztywnieją, ale w kolejne roześmiał się głośno i ściągnął mnie z własnych pleców.
- Ile razy mam ci powtarzać, żebyś tak nie robiła? - zganił mnie, ale nie był przekonujący, kiedy miał na twarzy uśmiech od ucha do ucha - Kiedyś mogę być szybszy niż ty i zrobię ci krzywdę.
- Nie sądzę - pokręciłam głową i sięgnęłam po paprykę leżącą na desce. Od razu dostałam po łapach - Nie musiałeś gotować, mogłam to zrobić po pracy.
- Tak - pokiwał głową i otworzył piekarnik, sprawdzając co z zapiekanką ziemniaczaną, jeśli mnie nos nie mylił - I do tego czasu, umarłbym z głodu.
Spojrzałam na niego podejrzliwie, podeszłam do lodówki i otwarłam ją.
Tak jak myślałam, zjadł sześć kawałków pizzy i przynajmniej dwie porcje makaronu, może i był dwumetrowym, ogromnym mężczyzną, ale śmierć głodowa, na pewno mu nie groziła. Mój tata po prostu nigdy by się nie przyznał, że zrywa się z pracy po to, żeby ugotować swojej dwudziestoośmioletniej córce obiad. Nigdy.
- Idź się wykąpać - powiedział, zatrzaskując mi lodówkę przed nosem - Zaraz będzie obiad, a pewnie roznosisz jakąś chorobę wściekłych krów, czy coś.
- Dzisiaj to co najwyżej pchły - zaśmiałam się i strzepnęłam coś niewidzialnego z rękawa.
Uciekłam przed szmatą wycelowaną we mnie i poszłam do swojego pokoju. Zabrałam świeże ubrania i weszłam pod prysznic.
Kiedy byłam już czysta i nie śmierdziałam jak zmokły pies, wróciłam na dół i usiadłam przy ladzie. W tym samym czasie zapiekanka wjechała na stół, a tata pozbył się w końcu tego śmiesznego fartuszka.
- Co w pracy? - zapytał, jak każdego popołudnia.
- Nudy - powiedziałam, wkładając do ust kawałek ziemniaka - Pies Rose MacCalan, zżarł reklamówkę. Myślałam, że nigdy jej z niego nie wyciągnę.
- Chryste, Dallas - warknął tata - Nie przy obiedzie.
Wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się lekko. Byłam weterynarzem, mogłam jeść i odbierać psi poród w tej samej chwili. Nie robiło mi to żadnej różnicy. Mojemu ojcu też nie. Wychował się na farmie i reklamówka wyciągana z psa, to na pewno jedna z łagodniejszych rzeczy, jakie mógł zobaczyć. Po prostu chyba próbował mnie "dobrze wychować" i wbić mi do głowy, że przy stole nie gadamy o wymiotach, krowich plackach, czy operacjach żołądka u kotów. Tyle, że ja to wszystko wiedziałam, jednocześnie nie miałam zamiaru udawać, kogoś kim nie jestem, we własnym domu. Mogłam się zlitować nad obcymi ludźmi i w towarzystwie trzymać buzię na kłódkę, ale nie tu. Przez kilka długich minut, jedliśmy w milczeniu.
- A co w ratuszu? - zapytałam, żeby przerwać ciszę.
- Zajmujemy się organizacją loterii fantowej, na doroczny festyn z okazji Święta Niepodległości - powiedział, pocierając twarz dłonią - Nasze drogie Panie, nie mogą się zdecydować jakie ciasta upiec.
- Jak zawsze - westchnęłam - I tak w końcu każda upiecze co innego.
- Dorzucasz się? - spojrzał na mnie, a ja pokiwałam głową.

CZYTASZ
Campbell Hill [WYDANA]
RomanceMaxton to przystojny agent nieruchomości, który przez jednorazowy wybryk, po stracie firmy, zostaje wysłany przez rodziców na wieś, do domu po zmarłej babci. Chociaż mężczyzna od dawna jest już dorosły, to jego ojciec ma na tyle silne „argumenty", ż...