Wstęp

983 53 15
                                    

Po zburzeniu muru Maria straciłam w sumie wszystko. Nie miałam już celu w życiu, po prostu chciałam zginąć. A jaki był lepszy plan na smierć niż dołączenie do zwiadowców. Po ukończonym szkoleniu w końcu tam dołączyłam, jednak czułam się dziwnie, wszystkie osoby tam miały plan- którego mi było brak, mieli ambicje albo po prostu chcieli się zemścić. Bardzo im tego zazdrościłam. Gdy doszło do pierwszej wyprawy za mury byłam gotowa na mój koniec, jednak gdy spotkałam się z tytanem całe moje bezsensowne życie przeleciało mi przed oczami- poczułam strach, bardzo wielki strach. W mgnieniu oka postanowiłam walczyć o moje życie, sama nie wiedziałam co wyprawiam przecież od początku miałam tak skończyć, wiec czemu moje ciało postanowiło jednak walczyć? Nie rozumiałam tego ale w tej chwili było ważne żebym przeżyła. Zaczepiłam linke do trójwymiarowego manewru w najbliższe drzewo i najszybciej jak umiałam poleciałam prosto na kark tytana. Zamknęłam oczy. Nie wiedziałam czy mi się uda. Nagle poczułam ze spadam w dol. Otworzyłam oczy i zobaczyłam ze naprawdę mi się udało, spadłam właśnie na ziemie na martwym już tytanie- dziwnie to zabrzmi ale spodobało mi się to. Postanowiłam ze skoro i tak nie mam nic do stracenia, postaram się pomóc żeby ludzie którzy są szczęśliwi, mają plany lub cele w życiu mogli żyć w świecie bez tytanów. Szło mi naprawdę dobrze, wkrótce dostałam się do składu kapitana Levi'a. Podobno było to jakieś wyróżnienie ale nie zwracałam na to większej uwagi. Trochę czasu minęło i tak zaczęłam się przyjaźnić z Mikasą, Sasha, Arminem, Connim, Jeanem, Ymir, Historią i oczywiście z nadzieja ludzkości- Erenem. Później przez przypadek zaczęłam również zadawać się z Hange i może troche z Levim, ale z niego była naprawdę duża zagadka. Wszystkie dziewczyny się w nim kochały, lub wychwalały jaki on jest przystojny- dla mnie był nijaki, może jako kolega. Nigdy nie czułam uczucia zwanego „zakochaniem". Czułam się przez to dziwnie ale nie przeszkadzało mi to. Oznaczało to ze przynamniej nie zniszczę nikomu innemu życia ani nikogo nie zranię.

Tak minęły 4 lata. Teraz stoję razem z grupa zwiadowców którzy przeżyli nad zatoką próbując zawrzeć sojusz z ludźmi którzy nazywają nas diabłami. Pierwsza poszła Hange, starała się pokojowo rozmawiać z przybyszami- jak zawsze była uśmiechnięta od ucha do ucha, szczerze- zawsze jej tego zazdrościłam. Oczywiście przybysze zaczęli wyzywać nas od diabłów i krzyczeć ze powinnismy zdechnąć. Tego się spodziewaliśmy. Gdy kapitan statku już miał strzelać, za nim pojawiła się naprawdę wysoka, jak mam być szczera bardzo ładna, blond włosa kobieta. Zastrzeliła owego kapitana i z uśmiechem na twarzy zgodziła się na propozycje Hange o wypiciu wspólnie herbaty. Moje serce po zobaczeniu nieznajomej jakby stanęło, patrzyłam się w jednen punkt jakby zaczarowana- nie wiedziałam co się ze mną dzieje. „CHOLERA (T/I) OGARNIJ SIĘ"
-myślałam w duchu. Najwidoczniej nie tylko ja zauważyłam moje dziwaczne zachowanie, ponieważ czułam na sobie wzrok Mikasy
- Halo (t/i) co ci?
- ...
- MASZ ZAWAŁ CZY COŚ?!
Rozśmieszyło mnie zachowanie mojej najlepszej przyjaciółki, w sumie jak zwykle. Otrząsnęłam się w obawie ze zaraz wezwie do mnie lekarza.
- Nie sądzę ze to zwał- zaśmiałam się pod nosem.
- Ta ta śmiej się, ja się o ciebie po prostu martwię idiotko!- powiedziała z obrażoną miną.
- Dobrze, już się tak nie denerwuj - powiedziałam i poklepałam ją po głowie.
Uśmiechnęła się uroczo jak to miała w zwyczaju, muszę przyznać jak zwykle poprawiła mi humor, jednak dalej nie wiedziałam co to było za uczucie i czemu ukazało się po zobaczeniu nieznajomej.

Yelena x readerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz