🔸31🔸

751 90 2
                                    

Gwiazdy jasno świeciły na bezksiężycowym niebie. Listopadowy chłód dał o sobie znać w wietrze, przechodzącym przez gałęzie, wprawiając je w ruch tak, jakby tańczyły. Chuuya przykucnął na ziemi, patrząc w nocne niebo, gdy poczuł obecność obok siebie. Nie było słychać żadnych kroków, by mógł się ich spodziewać.

-„Hej, szefie." – rudowłosy przywitał się, gdy Mori wyszedł z ciemności nocy, która właśnie zapadła. Starszy z nich nie miał na sobie swoich zwykłych ubrań , które charakteryzowały przywódcę Mafii, ani nawet białej szaty lekarskiej, którą zakładał, gdy chciał wyjść gdzieś incognito. Zamiast tego miał na sobie czarny garnitur ze starannie zaczesanymi do tyłu włosami.

-„Dobry wieczór, Nakahara-kun. Dobrze cię znowu widzieć po tak długim czasie." -Mori powitał go ciepłym uśmiechem, podchodząc bliżej. Buty, które miał na sobie, cicho szeptały, gdy stąpał po ziemi. Po chwili pochylił się lekko, by złożyć bukiet białych lilii przed pustym nagrobkiem. –„Hmm... żadnej ryciny?"

-„Agencja ma zbyt wielu wrogów. Nie chcieli ryzykować." – odpowiedział Chuuya, gdy Mori wyprostował się obok niego, założył ręce za plecami, spoglądając na biały granit.

-„To rzeczywiście dobre miejsce na odpoczynek. Dazai-kun, by się z tym zgodził." – powiedział starszy mężczyzna, wpatrując się w horyzont, gdzie ziemia została odcięta, by zrobić miejsce dla mrocznego oceanu Jokohamy. Zerwał się wiatr, przynosząc ze sobą wyraźną solną bryzę. Rudowłosy spojrzał w bok, na sześć białych nagrobków, równie pustych, jak ten, przed którym kuca. Pięć z nich było mniejszych, niż ten, stojący obok granitu, pod którym leżały białe róże.

-„...Tak, zgodziłby się."

-„Chyba muszę zacząć szukać nowego egzekutora teraz, gdy Dazai-kun odszedł. Ktoś musi zająć jego miejsce, skoro on już oczywiście nie jest w stanie tego robić" – Mori zadumał się, patrząc w niebo. –„Choć tak naprawdę samo szukanie kompetentnego egzekutora jest kłopotliwe. A co dopiero znalezienie dwóch odpowiednich osób."

-„Co próbujesz przez to powiedzieć, szefie?" – Chuuya uśmiechnął się żałośnie, mrużąc oczy pod wpływem chłodnego powiewu wiatru. –„Ty najlepiej z nich wszystkich wiesz, że nie jestem dobry w takich subtelnych zabawach."

Wzdychając z rozbawieniem, Mori odpowiedział. –„Nakahara Chuuya opuścił Portową Mafię na skutek tajnego rozkazu Mori'ego Ougai'a. W świetle niedawnego ataku na organizację i Jokohamę przez Gildię, a następnie przez Szczury z Domu Umarłych, szef zadecydował, iż koniecznością jest wzmocnienie mocy i infiltracja Zbrojnej Agencji Detektywistycznej oraz zwabienie Osamu Dazai'a z powrotem mianując go Egzekutorem. Posiadłość Ryuugamine była jedynie pretekstem ku temu. Gdy mężczyzna zaczął stawiać opór, Nakahara Chuuya zabił go, również na bezpośredni rozkaz Mori'ego Ougai'a." – uśmiechnął się do młodszego mężczyzny. –„A co, jeśli historia potoczyłaby się w ten sposób?"

Chuuya zamilkł, spuszczając wzrok ku ziemi przed sobą. Na horyzoncie na niebie zaczęły malować się najsłabsze plamki fioletu.

-„Wróć do Portowej Mafii, Nakahara-kun. Zrobiłeś już dla niego wystarczająco dużo." – mruknął Mori ciężkim tonem. Młodszy z nich uniósł wzrok, by spojrzeć w twarz mężczyzny i stwierdził, że jest pozbawiona zwykłego uprzejmego uśmiechu. Na jego miejscu pojawiła się twarz nawiedzona odwiecznym smutkiem.

Zaciskając usta, Chuuya wpatrywał się w pusty nagrobek przed nim, zanim podjął decyzję i wstał. –„Przepraszam, szefie. Nie mogę jeszcze wrócić. Wciąż mam coś do zrobienia."

„Chcę....

-„Rozumiem." – odpowiedział Mori, z uśmiechem, który powrócił na jego twarz w tej chwili bezbronności pośród listopadowego chłodu. –„Jeśli mogę zapytać, co musisz jeszcze zrobić?"

Rudowłosy nie odpowiedział, patrząc w jego stronę. Jednak Mori zdał sobie sprawę, że mężczyzna tak naprawdę nie patrzył na niego, a raczej na coś za nim. Odwracając się, zobaczył, że nocne niebo przepadło, a na jego miejsce pojawił się świt.

Obaj stali w milczeniu, obserwując wschodzące słońce, bezkrytycznie oświetlające wszystkie istoty, nawet te, które nigdy nie były żywe. Wnosząc ciepło na ziemię, odmładzając ją w ramach gratulacji za spędzenie nocy, malował świat blaskiem życia.

-„Jedno z nich właśnie zostało spełnione." – mruknął Chuuya, nie spuszczając oczu z horyzontu.

-„Ach, tak. Pamiętam. Dazai-kun kochał wschody słońca. Kiedy był młodszy, często uciekał o świcie tylko po to, by móc je oglądać.' – zamyślił się Mori.

...znów zobaczyć wschód słońca na plaży."

-„Tak, szefie. Naprawdę je kochał."

-„Cóż, czy to nie czas, byś już poszedł, Nakahara-kun? Zakładam, iż masz jeszcze inne miejsca do odwiedzenia." – zaśmiał się, wykonując ruch ręka. –„Cieszę się, że zaczekałeś tutaj, by się pożegnać."

- „Przepraszam... szefie." – pochylił głowę na znak uległości.

-„Nie przepraszaj. Od zawsze wiedziałem, że Dazai-kun był raczej samolubny. To było wyzwanie, prawda? By spełnić to, o co cię poprosił." – zapytał ze współczuciem w głosie. O dziwo, nie wydawało się to fałszywe.

-„...Tak."

-„Zostawię ci miejsce w Portowej Mafii." – powiedział Mori, wciąż wpatrując się w coraz jaśniejszy blask wschodzącego słońca. –„Wróć, gdy będziesz już zmęczony światłem."

Chuuya zacisnął powieki i skinął głową. Mori odwrócił się, spoglądając na niego z szacunkiem, gdy ten wykonał formalny ukłon, uklęknął na kolanie, pochylając głowę, a prawą dłoń przycisnął do piersi. –„Dziękuje Panu. Pójdę już. Proszę, przekaż moje pozdrowienia Ane-san."

-„Oczywiście."

Z tą odprawą Chuuya wkroczył w mrok nocy, wciąż obecnej w wiszącym blasku słońca. I tym razem Mori wiedział, że to będzie ostatnie spotkanie z protegowanym Kouyou. Przynajmniej na dłuższy czas...

-„Naprawde masz dar przyciągania do siebie ludzi, Dazai-kun." – Mori zachichotał, kucając przed nagrobkiem ozdobionym bukietem białych lilii i jednym czarnym kapeluszem. Obejmując dłonią szczękę, westchnął z czułym uśmiechem. –„Wolałbym, być mógł wykorzystać ten dar na rzecz Organizacji, niż raczej przeciwko niej."

Mori zamknął oczy, wdychając rześkie powietrze nadchodzącej zimy z posmakiem oceanicznej soli, w oddali słysząc szum fal.

-„Teraz śpij. Zrobiłeś już wystarczająco dużo."

.

.

Trzymam się cennych dla mnie rzeczy i nigdy nie pozwolę im odejść. Robiąc to, będę mógł żyć właśnie tutaj

.

.

𝖙𝖍𝖊 𝖈𝖎𝖙𝖞 𝖜𝖍𝖊𝖗𝖊 𝖜𝖎𝖓𝖉 𝖇𝖑𝖔𝖜𝖘 | tłumaczenie PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz