1

279 20 16
                                    

Obydwoje znajdywali się właśnie w tym samym przedziale w pociągu, jadąc na ważny koncert do jednej z filharmonii znajdujących się w innym mieście. Siedzieli naprzeciwko siebie – Kaeya – z ogromnym uśmiechem, kołyszącym się na boki niebieskim ogonem, rozłożony wygodnie na swoim siedzeniu, dumny, jak najprawdziwszy alfa, a jego towarzysz podróży – Diluc, wyglądał na bardzo defensywnego; przytulał się cały czas do swojej wiolonczeli, jakby ktoś za chwilę miałby mu ją ukraść, a jego twarz mówiła wyraźne „nie podchodź, gryzę", co wydawało się Alberichowi niebywale zabawne i zuchwałe jak na omegę. Poza tym – Kaeya nic by mu nie zrobił; po prostu nienawidzą siebie bardzo od kiedy tylko pamiętają.

Już od najmłodszych lat byli bardzo skonfliktowani. Pierwszy raz wszczęli bójkę przeciwko sobie w przedszkolu, kiedy pokłócili się o to, kto zajmie największą część podłogi podczas drzemki. Kaeya, oczywiście, uważał, że to powinien być on, ale gdy Diluc znokautował go na ziemię, to poddał się i powiedział, że jest to omega godna jego części przestrzeni. Ragnvindr nawet nie zareagował i po prostu poszedł spać na całej szerokości ich mat. Nigdy nie lubił, kiedy jakikolwiek alfa ustalał zasady czy zachowywał się, jakby mógł mieć władzę przez sam swój status, dlatego zawsze kłócił się z Kaeyą. Kłócił się praktycznie z każdym alfą, ale z Kaeyą w szczególności, ponieważ miał do tego wiele okazji, przez to, że ich rodziny mieszkają obok siebie; przy tych wszystkich sąsiedzkich obiadkach, wspólnym jedzeniu w ogrodzie, jeżdżeniu tym samym autobusem do szkoły muzycznej, a teraz – również wspólnym studiom.

Jechali do innego miasta na kilka dni, aby grać w orkiestrze, więc ich rodzice stwierdzili, że przecież dobrym pomysłem będzie wspólna przejażdżka i ten sam pokój w hotelu. Chyba dogadywali się tylko w ich oczach.

Kaeya podczas ich zaciętej walki wzrokiem zauważył, że Dilucowi opadają powieki, a potem znowu podnoszą, synchronicznie z jego króliczymi uszami, jakby ten nie spał kilka dni. To samo widać było po jego worach pod oczami i opieraniu się na wiolonczeli, aby nie spaść. Zrobiło mu się go szczerze szkoda, bo zawsze zauważał jak ciężko pracuje.

– Możesz się położyć, nie zjem cię – zaśmiał się przekomarzająco Kaeya.

– Nie mów mi, co mam robić.

Diluc zabrzmiał, jakby zawarczał na niego. Kaeya złożył jedynie ręce na piersi i spojrzał się na niego z rezygnacją, spuszczając uszy.

– Chyba nie masz zamiaru paść trupem przed widownią? – powiedział, wstając. – Jak nie masz wyjętej poduszki, to ci przecież dam. Nie chce, żebyś zepsuł moje pierwsze skrzypce.

Diluc westchnął i odłożył delikatnie wiolonczele na podłogę, następnie kładąc się plecami, nie mówiąc nic.

– Wiesz, nie możesz całe życie mnie unikać – wymamrotał pod nosem Kaeya. Diluc nie usłyszał, albo zachowywał się, jakby nie chciał tego słyszeć.

Diluc poczuł, że ktoś go szturcha i powtarza jego imię, ale zbył to odepchnięciem ręki i złapaniem się za uszy, tak, że przykrywały jego oczy. Wyglądał w tym momencie jak dziecko niechcące wstać z łóżka do szkoły. Kaeya po tylu latach znajomości nie chciał sam sobie przyznać, że to tak naprawdę pierwszy raz, gdy widzi go tak nieporadnego. Chyba naprawdę potrzebował tego snu, pomyślał.

– Wstawaj, Diluc, albo zabiorę wiolonczelę i pojedziesz dalej bez nas!

Kaeya złośliwie położył dłoń na instrumencie, kiedy to Diluc wstał natychmiast i wyprostował swoje uszy, zabierając wiolonczelę mężczyźnie sprzed nosa, przytulając ją mocno do siebie.

Gra uczuć  [klc genshin impact ff]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz