Kaeya leżał w łóżku, nie mogąc zasnąć. Cały czas przekładał się z boku na bok, nie potrafiąc znaleźć wygodnego miejsca dla siebie. Uważał, że to pewnie przez te wszystkie błądzące po jego głowie myśli; nie wydarzyło się nic wielkiego, ale poczuł, że chwila więcej czasu z tym gburowatym królikiem sprawiła, że są odrobinę bliżej.
To nigdy nie było tak, że Kaeya go nienawidził. To tylko Diluc cały czas zachowywał się, jakby samo ich spędzanie czasu w jednym pomieszczeniu było końcem całego świata i karą, a Alberich to podłapał, i uznał za zabawne. Czasami też wkurzające, bo – w końcu – za kogo ta omega się uważa?!
Według niego czerwonowłosy zawsze był bardzo specyficzny – zachowujący się wyniośle, wchodzący w bójki z alfami, a jednak jednocześnie niebywale cichy, niechcący mówić nic o sobie, spędzając większość czasu samemu. Kaeya stwierdził, że pewnie chciałby być alfą i tyle, ale to też nie w jego stylu. Diluc to zwyczajnie Diluc i on już go chyba nigdy nie zrozumie.
Chłopak leżał teraz przed nim, śpiąc. Kaeya wpatrywał się w niego, czując dokładnie zapach jego delikatnego truskawkowego szamponu. Kilka włosów przysłaniało jego twarz, a on odgarnął je powoli, nie budząc go.
– Jesteś bardzo dziwną omegą...
– Idź spać - powiedział zmęczonym głosem Diluc, otwierając jedno oko, żeby spojrzeć się na niego, a potem odwrócił się do niego plecami. – Idź spać... – powtórzył.
Kaeya nic nie odpowiedział i sam zamknął w końcu oczy
***
Ich próba przed kolejnym dniem poszła bardzo pomyślnie. Wcześniej ćwiczyli wszystko w swoim mieście i teraz jedynie próbowali doszlifować to, co trzeba. Na jednej z przerw Diluc zdziwił się też, że nie zjawił się nigdzie dookoła niego ten wiecznie wkurzający kot. W głębi duszy trochę oczekiwał pojawienia się go.
Po kilku godzinach wszyscy mogli się rozejść i odpocząć w swoich miejscach zakwaterowania. Diluc zaczął poszukiwać wzrokiem Kaeyi, który zniknął gdzieś od razu po ogłoszeniu końca próby. Poczuł się trochę zrezygnowany, ale uznał, że nie jest jego sprawą to, co robi dorosły mężczyzna w swoim wolnym czasie i sam również wyszedł z pomieszczenia, chcąc skierować się od razu do wyjścia, gdy w szybie z widokiem do jednego z pokoi ujrzał rzeczonego kota siedzącego przy fortepianie.
Gdy Kaeya zauważył obecność Diluca, od razu pomachał do niego ręką, żeby wszedł, i uśmiechnął się.
– Możemy tu w ogóle być? – Zapytał lekko zestresowany Diluc. Wyglądał niepewnie zza drzwi i obserwował, czy nikt nie nadchodzi.
– Kto wie... – odpowiedział Kaeya. Coś niepewnego było dzisiaj od samego rana w jego głosie. - Zagraj ze mną.
– Nie wiem, czy umiem w miarę dobrze - powiedział, siadając nieśmiale obok niego. - Zależy też, co chciałbyś zagrać.
– Cokolwiek, co ci przyjdzie do głowy. Graj tak, jak czujesz. Postaram się dopasować.
– Skoro tak mówisz...
– Cieszę się - powiedział Kaeya, kładąc dłonie Diluca na klawiaturze.
Chłopak niezdecydowanie zaczął grać pierwszą lepszą melodię, jaka przyszła mu do głowy i wsłuchiwał się w to, co dodaje do tego Kaeya.
Udawało im się tak razem grać przez dobre kilka minut, nie odzywając się do siebie i skupiając całą swoją uwagę na muzyce. Muzyka to była od zawsze rzecz, która łączyła ich całe życie i ciągle sprawia, że wytrzymują swoje towarzystwo. Wiele jej zawdzięczają.
CZYTASZ
Gra uczuć [klc genshin impact ff]
FanfictionŁączy ich miłość do muzyki klasycznej, plecenie warkoczyków słuchając Lany i wzajemna nienawiść. KaeLuc omegaverse AU Kaeya to kocia hybryda, Diluc króliczka. Opis możliwe, że chwilowy.