Rozdział 3

399 61 7
                                    

a/n: hm, to chyba mój ulubiony rozdział... można łatwo po nim zgadnąć, jaki przedmiot rozszerzam sjsjsks

***

Przez dziesięć wieków istnienia Jeongin nigdy nie pomyślał o tym, że ktoś będzie chciał wysłuchać jego historii. Szczerze powiedziawszy, dziwił się, że ktokolwiek chce z nim rozmawiać.

Był demonem. Istniał, by żywić się słabością ludzi. By jeszcze bardziej osłabiać człowieka, a w końcu pożreć jego duszę i zająć jej miejsce w ich kruchym, śmiertelnym ciele.

Czy to dlatego poczuł się tak zbity z tropu, gdy Hyunjin poprosił, by opowiedział o swojej przeszłości?

Do tej pory każdy człowiek, którego obierał za swój cel, bał się go i na wszelkie zaczepki z jego strony odpowiadał słowami modlitw w różnych językach. I cóż, Jeongin nie byłby demonem, gdyby strach w oczach śmiertelników i ich gorliwe błagania kierowane do bóstw, w które wierzyli, go nie bawiły. A bawiły, i to bardzo.

Nie był jednym z tych demonów, które po prostu stały i patrzyły na swoje ofiary, nie wspominając już o tym, że wciąż pojawiały się w strojach z czasów, w których zaczęły istnieć. On zdecydowanie bardziej preferował używać swoich umiejętności i nie wahał się modyfikować ubrań, które nosił, aby wyglądały na modne i drogie. Nie mógł zaprzeczyć, że lubił dobrze wyglądać.

Większość istot z jego gatunku nie wchodziła w żaden kontakt z ludźmi. Jeongina natomiast taka bezczynność zaczęła nudzić już dawno. Szeptanie strasznych i związanych z nieszczęściem historyjek do ucha ludzi, by wybudzić ich ze snu, przestało być zabawne już pięć wieków temu.

Jeongin był typem demona, który lubi łamać zasady. A, że żadnych zasad tak właściwie nie było, tym bardziej nie wahał się zmieniać swoich taktyk. W końcu i tak liczyła się skuteczność. Jeśli przeżył i nie zginął z braku pożywienia, to w czym był problem?

Cóż, dobrze wiedział, że gdyby ktoś z jego gatunku zaczął krytykować te nowoczesne działania, z szerokim uśmiechem na ustach pokazałby im środkowy palec.

Strach ludzi mu się podobał. Podobało mu się to, jak reagowali na jego obecność, jak drżeli na sam jego widok. Zawsze go to śmieszyło. Nieważne, czy pojawiał się w izbie biednego chłopa, czy w komnacie członka rodziny królewskiej, czy w pokoiku zadłużonego podatnika, czy w willi tonącego w bogactwach biznesmena — ci za każdym razem reagowali w ten sam sposób.

Bo w końcu czy nie wszyscy uczestniczyli w tym samym tańcu śmierci? Chociaż od zakończenia średniowiecza minęło dobre sześć wieków, Jeongina zawsze śmieszyło to, jak ludzie zaczynali ten alegoryczny taniec, kiedy pojawiał się obok nich. Wtedy jednak przestawał mieć charakter alegoryczny — gdy wybrał kolejną ofiarę, desperackie próby ucieczki śmiertelnika i działania demona przypominały taniec, a taniec ten miał zawsze jedno zakończenie: śmierć ofiary.

Być może właśnie dlatego okres średniowiecza zapadł mu tak mocno w pamięci. Kiedy zaczął istnieć, na Półwyspie Koreańskim rozwijało się państwo Goryeo. Jako młody demon ciekawy świata nie myślał o podróżach i przemieszczanie się ograniczył do samego półwyspu, jednak po trzech wiekach spędzonych na tułaniu się po tych samych miejscach, zaczął się nudzić. Potrzebował czegoś ciekawszego, nowego. Karmienie się duszami Koreańczyków, których problemy były takie same, przyprawiało go o wyimaginowane mdłości.

Może było to zrządzenie losu, może szczęśliwy traf — co by to nie było, trafił do Europy niedługo przed wybuchem jednej z największych epidemii w dziejach ludzkości. Nie był do końca pewien, ale możliwe było, że czarna śmierć dotarła tam na tym samym statku, co on. Gdy dopłynął na Krym, zmienił swoją ofiarę. Wcześniej zajmował się chińskim marynarzem, ale ten był zbyt wytrzymały, więc Jeonginowi nie udało się pożreć jego duszy przed dopłynięciem do wybrzeży Europy, a w dodatku mężczyzna chciał wracać do domu. Demonowi się to nie podobało, więc pierwszy raz podczas swojego istnienia, które trwało już trzy wieki, machnął ręką i znalazł sobie inne źródło pożywienia.

Ponownie trafiło na marynarza, ten jednak kierował się do Włoch. Jeongin nie potrzebował dłuższej chwili do namysłu. Czuł, że mężczyzna jest śmiertelnie chory, więc chętnie przyjął łatwy obiad. Gdy wypłynęli z portu w Kaffie, z niecierpliwością czekał, aż przybiją do brzegów południowej Europy. Wysiadł w jednym z weneckich portów, tym razem jako włoski marynarz. Italia znudziła mu się dość szybko, być może dlatego, że ciało mężczyzny zniszczyła choroba, przez co musiał je porzucić.

Błąkał się po ulicach, żywiąc się duszami umierających pod jego nogami ludzi. Skłamałby, gdyby powiedział, że nie najadł się za wsze czasy.

Został w południowej Europie przez trzy, może cztery lata. Potem wyruszył na północ, aż w końcu obrał sobie za ofiarę jednego mizernego kuglarza, z którego trupą powędrował aż do Francji. Tam został już do końca epidemii, z chęcią oglądając malujący się przed jego oczami danse macabre.

— Ach, epidemia czarnej śmierci to mój ulubiony okres — westchnął rozmarzony demon.

Po kilkunastu poprzednich nocach spędzonych na opowiadaniu o minionych dziesięciu wiekach stanie przy oknie mu się znudziło, dlatego dzisiaj leżał na łóżku Hyunjina z rękami pod głową i patrzył się w sufit. Hwang natomiast siedział obok niego oparty o ścianę i miętosił rąbek kołdry w dłoni, słuchając uważnie słów demona.

— Nie wolałeś wojen? — zapytał zdziwiony chłopak. — Przecież wtedy też dużo ludzi umierało.

— Nie chodzi o to, ile ludzi umiera. Tak właściwie, to lepiej, kiedy umiera ich mniej — stwierdził Jeongin rzeczowym tonem. — Podczas epidemii umierało wielu ludzi, ale okres między zarażeniem a śmiercią trwał dłużej, niż na wojnie, nie sądzisz? W przypadku wojen mogłem przejąć ciało śmiertelnika, a ten zaraz potem ginął na polu walki i musiałem szukać kolejnego. — Na chwilę zamilkł, jakby zastanawiał się nad czymś. — Poza tym, nie lubię hałasu. Wojny są zbyt głośne. I nie lubię jeść w pośpiechu.

Osiemnastolatek przytaknął.

— Pomijając czarną śmierć, dlaczego najbardziej lubisz średniowiecze? — dopytywał, podnosząc wzrok na demona.

— Mieli dość małe okna w sypialniach i większość czasu spędzali w ciemnościach. To ułatwiało mi robotę, bo im większy mrok, tym silniejszy jestem. Podduszanie śmiertelników było łatwiejsze i śmieszniejsze — mruknął, uśmiechając się pod nosem. — A, jeszcze wracając do epidemii, mieli świetne ubrania dla lekarzy. Minęło siedem wieków, a ich maski w kształcie ptasich dziobów dalej mi się podobają.

— Dlaczego wróciłeś do Korei? — Hyunjin zadał kolejne pytanie, wciąż patrząc na swojego towarzysza. Musiał przyznać, że był to demon z dobrym gustem. I wyglądem. Miał wrażenie, że dzięki temu bardziej nadawał się na diabelskiego kusiciela, niż na demona, który karmił się ludzkimi słabościami. — Znudziło ci się w Europie?

— Mhm. Byłem przez... jakiś wiek? Może mniej w Stanach Zjednoczonych. To było... — zawahał się Jeongin — ...w czasach wojny wietnamskiej. Jakoś tak. Potem wróciłem do Europy, byłem to tu, to tam, aż w końcu przejąłem ciało angielskiego studenta koreańskiego pochodzenia. Jego przyjaciel chciał wrócić do Seulu, a że był dobrym celem, zgodziłem się i tak wylądowałem w Korei Południowej niedługo po twoich narodzinach, jeśli dobrze liczę — wytłumaczył, w myślach przeliczając lata, które już dawno zaczęły mu się mylić. — Przed tobą przejąłem ciało pewnej staruszki, ale jak to bywa, nie trwało to długo i tak trafiłem do ciebie — westchnął, kończąc swoją opowieść.

— I naprawdę nikt wcześniej nie rozmawiał z tobą? Tylko wszyscy się ciebie bali? — Osiemnastolatek zmarszczył brwi.

Jeongin podniósł się do pozycji siedzącej.

— Tak. Cóż, najwidoczniej jesteś specyficznym człowiekiem, skoro nawet po wysłuchaniu mojej historii nie wyglądasz, jakbyś oszalał — mruknął z uśmiechem na ustach.

— Myślałeś, że oszaleję?

— Yhym. Taka wiedza nie jest czymś, z czym przeciętny śmiertelnik może sobie łatwo poradzić.

— Mam uznać to za komplement? — spytał Hyunjin, unosząc brew.

Demon wzruszył ramionami.

— Jak chcesz.

Chłopak parsknął śmiechem.

To miał być ten demon, którego przez dziesięć wieków bali się ludzie?

Last to fall ⋄ hyunin ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz