2

53 7 10
                                    

Nigdy nie sądziłem, że zniżę się do takiego poziomu.

Letni skwar, mimo wcześniej pory, już dawał o sobie znać. Starałem się ignorować pot zbierający się na moim czole, pomimo irytacji jaką we mnie wzbudzał. Uwielbiałem gorąc, był rajem dla mojej indywidualności, jednak tym razem miałem ważniejsze rzeczy na głowie a ten tylko przeszkadzał. Tym bardziej, że zmuszony byłem wbrew swojej woli do naprawdę szybkiego marszu, co tylko bardziej mnie wkurzało.

Tak więc szedłem, nabuzowany, zły i spocony. W myślach zabijając obiekt swojej obserwacji już po raz setny, tak że zabrakło mi już na to kreatywnych pomysłów. Bo co można jeszcze wymyśleć, gdy doszło się już do poziomu smażenia na ogromnej patelni? Cóż, ja osiągnąłem już granice możliwości swojej wyobraźni.

Bycie stalkelem miało swoje trudności, szczególnie gdy obiekt stalkingu zna osobę śledzącą. I tu właśnie był problem. Z głupią, dziecięcą wręcz czapką z daszkiem i durnych, a wręcz komicznych, okularach przeciwsłonecznych szedłem kilka metrów za swoim byłym przyjacielem z dzieciństwa. Mała, zielonowłosa osóbka szła sobię niewinnie, w zatrważającym wręcz tempie. Tak jakby ćwiczył przed maratonem na najszybsze chodzenie. Ile pary w nogach może mieć taka niziutka osoba? Zbyt wiele, jak na mój gust.

Całe szczęście nie przyszło mu do głowy aby obejrzeć się za sobie, zbyt skupiony na czymś innym. Było widać nawet z daleka, że gorączkowo o czymś myśli. Znając go, całą drogę nad czymś debatował, mamrocząc przy tym pod nosem. Aż mimowolnie wykrzywiłem usta w lekkim, drwiącym uśmiechu. Tak, znałem go. Znałem bardzo dobrze, nawet bardziej niż on sam myśli.

Nie dało się nie obserwować takiej kulki nieszczęścia. Oczy same się na niego kierowały, czekając co tym razem wymyśli. Był moją obsesją. Obiektem nienawiści tak czystej, że musiałem zarejestrować każdy jego błąd, zniszczyć wszelką nadzieję. A żeby móc tego dokonać, musiałem znać go doskonale. Więc obserwowałem. Zawsze. Nic nie mógł przede mną ukryć. Podążałem za nim jak cień, gotowy w każdej chwili by go pochłonąć. A jednak nie mogłem pogodzić się z jego śmiercią.

Tu był jeden, irytujący szkopuł który wszystko zmienił. W tamtym jednym, głupim momencie gdy nie myślałem racjonalnie i powiedziałem mu by się zabił. Wtedy wszystko się pomieszało. Jednak to nie mogło być wszystko, jakby moje życie nie było wystarczająco pogmatwane. Nie. Musiał mi przecież pomóc. Ba, najprawdopodobniej uratował mi życie. I wtedy przestałem. Odciąłem się od niego. Całą siłą woli jaką miałem przestałem zwracać na niego uwagę. Postanawiając, że z tym koniec.

I tak było. Dopóki pewnego, jakże cudownego i pięknego poranka to durne światło słoneczne wpadło prosto na moją twarz. Bo zapomniałem spuścić rolety. Ten jeden dzień. To jedno zapomnienie. I wszystko wróciło, bo zobaczyłem właśnie jego. Około szóstej rano, idącego gdzieś. Całkiem samego.

Trzymałem się dzielnie. Następnego dnia po prostu obudziłem się idealnie tuż przed szóstą. Więc wstałem i czekałem. Bo skoro już się obudziłem to jak mogłem przegapić taką okazję? To samo zrobiłem następnego dnia, i kolejnego, a potem równo codziennie przez tydzień wstawałem i obserwowałem jak idzie w jednym, tym samym kierunku. 

I tak znalazłem się tu. Idąc za nim o szóstej rano, w dzień egzaminu do UA. Bo po prostu nie mogłem już wytrzymać a miałem przeczucie, że wszystko ma związek właśnie z tym.

Więc szedłem, kilka metrów za Deku. Starając się nagiąć granicę swojej cierpliwości odrobinę bardziej i nie wyskoczyć na niego z żądaniem by wygadał wszystko. Wiedziałem, że tego nie zrobi. Takie dziwne, ale pewne przeczucie. Bo znałem go. I tu właśnie zaczynam znowu myśleć.

Dlaczego tak dużo uwagi poświęcam osobie, którą nienawidzę? Której wręcz się brzydzę? Otusz stwierdziłem, że po prostu muszę być najlepszy we wszystkim. Nawet w nienawidzeniu. I mimo, iż poziom tej nienawiści minimalnie zmalał dalej była zbyt wielka by być zwykłą nienawiścią. Po prostu.

Zatrzymałem się gwałtownie i mrugnąłem, wyciągając się z tego dziwnego transu w jaki wpadłem. Podniosłem głowę, do tej pory nieświadomy, że ją schyliłem. I właśnie w tym momencie zorientowałem się, że go zgubiłem. Zgubiłem jebanego Deku.

Wściekły wytworzyłem kilka małych eksplozji, starając się nie rozwalić płotu stojącego kusząco tuż obok mnie. Życie uratowała mu tylko moja nienawiść do Izuku, przez co skupiłem się na swoich dłoniach wyobrażając sobię, że między nimi jest głowa winowajcy całego zdarzenia. I tak trzymając wyimaginowaną głowę chłopaka, stałem na środku chodnika kląc i wytwarzając kolejne eksplozje.

W końcu, gdy wyżyłem się dostatecznie, postanowiłem zwyczajnie zawrócić. Idąc do domu myślałem tylko o tym, że przegapiłem najprawdopodobniej ostatnią szansę na dowiedzenie się gdzie ten ochydny brokuł tak chodził. Dzisiaj wszystko się okaże, na egzaminie praktycznym ten zielonowłosy chłopak najprawdopodobniej przegra. W końcu będzie musiał się zmierzyć z tym, jak nierealne jest jego marzenie.

Uśmiechnąłem się na myśl o tym jak załamany będzie, gdy już pozna wynik negatywny. Nie zostanie mu już nic innego jak zrezygnować z tego głupiego marzenia i zajmie się czymś bezpieczniejszym.

Zatrzymałem się na tą myśl. Chciałem żeby był bezpieczny? Zaśmiałem się sam z siebie za bzdury o jakich przyszło mi myśleć. Bezpieczny brokuł. Cóż za niedorzeczna myśl zaprzątneła mi głowę. Machając głową ponownie ruszyłem, nie wiedziałem nawet kiedy zdążyłem się zatrzymać.

Wzdychając zacząłem wyobrażać sobię jak bardzo zawali ten egzamin a zaraz potem jego potencjalne reakcję na odrzucenie jego kandydatury. Tak, będzie musiał zmierzyć się z rzeczywistością. Nic innego mi nie pozostanie. Niby się cieszyłem, jednak z tyłu, gdzieś w odmętach mojego umysłu była uporczywa myśl, że może jednak się dostanie. Była to bardzo niepożądana myśl. Myśl, którą miałem ochotę wysadzić w powietrze. Tak jak tego nerda.

W końcu, wbrew wojnie toczonej w mojej głowie, dotarłem do domu z postanowieniem że koniec na dzisiaj myśli o brokułach. Niestety, jak zawsze, ten temat był zbyt burzliwy by tak po prostu dać mi spokój.

***

Hejka! Kolejny rozdział. Łał. Pierwszy raz piszę tak regularnie. Trzymajcie za mnie kciuki! Bo w sumie to spodobało mi się takie wstawianie konkretnego dnia.
Bardzo proszę o gwiazdki na dalszą motywację.
Kocham was!😘

TO SKOMPLIKOWANE [bakudeku] BNHAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz