Epilog

325 28 45
                                    

Nastały trudne czasy.

Podczas ostatniego roku Felicia dołączyła do Gwardii Dumbledore'a, a później do Zakonu Feniksa. Zamieszkała razem z Weasleyami, ponieważ jej ojciec był ścigany przez Voldemorta. Pan Hoopoe ukrył się wraz z żoną w Niemczech, skąd pochodziła część rodziny mamy Puchonki. Nigdy oddech śmierci na karku nie wydawał się im tak realny. 

Nie miała wiadomości od Phoebe. Choć wszyscy powtarzali jej, że ją zdradziła i została Śmierciożerczynią, nie wierzyła w to. Ślizgonka tego nie chciała. Musiała zostać zmuszona. Jej przyjaciółka nie zostawiłaby jej.

Godziny płaczu nie mogły być przecież kłamstwem.

Felicia z bliźniakami potajemnie działali, ukrywali się i nagrywali podziemne audycje. Planowali i ratowali innych. Trwała wojna. Każdy pocałunek jej i George'a mógł być ostatnim, zbliżyli się do siebie. Nawet jeśli nie miał ucha, to śmiali się z jego okropnych kawałów. 

- Oduchowiony? Kiedy miałeś czas, aby wymyśleć tak słaby żart? - śmiała się przez łzy, kiedy eskorta wróciła z rannym Georgem do kryjówki.

Dodatkowo dziewczyna stała się bardziej odważna. Może to przez powagę sytuacji, a może przez to, że pod koniec szkoły była torturowana przez Umbridge. Blizny na rękach ciągle przypominały jej o krzykach i bólu, oraz o tym, że nikt nie mógł jej uratować. Często budziła się w nocy przez koszmar wspomnień, a wtedy jej chłopak tulił ją znów do snu. 

Aż w końcu nastał 2 maja 1998 roku. Druga Bitwa o Hogwart.

Felicia z bliźniakami i wieloma innymi absolwentami Hogwartu ukrywali się w domu Aberfortha, brata zmarłego dyrektora szkoły. Wszyscy szeptali, a poddenerwowane głosy nikogo nie pocieszały. Blondynka tuliła się do ramienia Weasleya, a zmęczone, ciemne oczy drugiego piegusa szybko skanowały otoczenie.

W końcu stary barman otworzył im tunel i ruszyli zdeterminowanym krokiem na prawdopodobnie ostateczną bitwę. Felicia szła za swoim ukochanym, ale poczuła, jak ktoś chwycił ją za rękę. Odwróciła się i spojrzała na swojego przyjaciela. Czuł gulę w gardle i ciężko było mu się odezwać.

- Nie chciałbym z nią walczyć.

- Ja też - odpowiedziała. Nie musieli wypowiadać imienia. Doskonale wiedzieli, o kogo chodzi. Przez chwilę nic nie mówili. Fred wypuścił w końcu powietrze i uniósł ręce ku górze, próbując się rozluźnić. Uśmiechnął się, aby dodać sobie i jej odwagę.

- Felicia, słuchaj... Jak to wszystko się skończy, chodźmy na lody. Tylko ty i ja. Ty malinowe, ja czekoladowe. Uczeszę cię w warkocz, a ty będziesz wzdychać do mojego brata. Jak w szkole! - owinął ją ramieniem. Puchonka jedynie pokiwała głową twierdząco. Ramię w ramię ruszyli na śmierć.

Może minęły minuty, a może godziny. Chaos - tylko to przychodziło kobiecie do głowy. Krew, rozwalone ściany. Martwi ludzie. Nie ważne, po której stronie stali - martwi. Wszyscy krzyczeli. Nie było cicho. Ktoś chwycił ją za warkocz. Chwytała wszystkie różdżki, które znajdowała. Minęła mnóstwo osób biegnąc. Ktoś miał zakrwawione pół twarzy. Gdzie indziej widziała tylko nogę. Przeskoczyła przez głowę posągu, który został rozbity. Jednak prawie nic nie pamiętała z harmidru. Wszystkie twarze stały się tylko rozmazaną plamą.

Właśnie ukryła się za ścianą, aby uniknąć zaklęcia,  gdy usłyszała ostry, ale melodyjny głos. Ledwo wychyliła się, aby przyjrzeć się wrogu, a ujrzała czarne włosy. Kobieta o krzywym nosie i w okularach przytuliła do siebie Felicię.

- Żyjesz, jak dobrze - odsunęła się, aby obejrzeć zadrapania na wiecznie rumianych policzkach - Musimy stąd uciekać. Zginiemy tutaj, chodź - chwyciła ją za rękę i chciała uciec którymś skrótem. Jednak blondynka stała w miejscu.

Jak nas rozpoznajesz? // George X OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz