Cóż za szczęście, od razu stąd wychodzimy. Jeszcze by się chłopcy rozleniwili. Parę dni i już zaczęły by się wysługiwanie mieszkańcami miasta, obrzydlistwo. Nie mówiąc już o znęcaniu się nad jeńcami. A właśnie, przecież ich wszystkich nie zostawimy, a tylko co poniektórzy są coś warci... Nikt nie zauważy jak kilku z nich gdzieś zniknie, a nawet jeśli to uznają to za dezercję. A teraz to bez znaczenia. Tylko załatwię obowiązki i przyjdzie moment na chwilę przyjemności...
***
- Ile mamy wozów? - zapytał Kir wpatrując się uważnie w wydrapany na piasku plan powrotu. Już się ściemniało, zaraz trzeba było kończyć i iść spać. Inaczej zostanie mu niewiele odpoczynku przed wymarszem. Zza pleców słyszał jak w Primak żołnierze czynią ostanie przygotowania do odwrotu.
- Siedemdziesiąt sześć, część jest pusta, na pozostałych jest w większości sprzęt. Żywności jest tylko jedenaście. Mamy duży problem z jaszczurami. W mieście żadnych nie było a naszym nie poprawiło się od wczoraj. Mam obawy, że droga może być dla nich zabójcza jeżeli pociągną zaprzęgi. - orzekł Min, szef brygady logistycznej.
- Nie mamy wyjścia, jak padną to wozy będą na zmiany ciągnęli chłopacy. A mięso pójdzie na stół.
- Obawiam się, że to zbyt ryzykowne. - powiedział Dar, naczelny lazaretu – taka choroba może przejść na naszych.
- Wygotuje się i będzie dobrze. Na mięsie szybciej dojdziemy. Ale niech będzie, moglibyśmy przyjąć, że zjemy je jak braknie czego innego.
Dar westchnął i przytaknął Kirowi.
Również inni obecni na zebraniu nie wyrazili sprzeciwu. Zarówno dowódcy korpusów jak inżynierowie. Ci ostatni ogólnie niezbyt przejmowali się naradą. Przyglądali się tylko rozwojowi sytuacji. Po chwili ciszy przerywanej jedynie krzątaniem się żołnierzy i siorbaniem przez zgromadzonych naparu z pokrzyw, Kir powiedział wreszcie - dobra koniec zebrania – i wszyscy rozeszli się załatwić swoje sprawy. Jedynym wyjątkiem był Zastępca, który analizował jeszcze opracowaną trasę powrotu. Nie podobało mu się, że będą przechodzić przez las obok dawnego ludzkiego osiedla. Wśród ruin łatwo o dzikich i koty. Ci skurwysyni mają piekielny węch. Chmara zwierząt mogłaby z powodzeniem przerwać straże i wtargnąć do obozów. A koty... urgh... Wystarczy, że chłopcy zwęszą smród jednego z nich i w panice rozbiegną się we wszystkie strony. Kirowi śmignął wówczas przez głowę myśl o samotnej uciecze przez nieznany las z jedną z tych kurew za plecami. Szybko splunął za siebie na zaś. Przerażony tym co zrobił rozejrzał się w około. Nikt na szczęście nie widział jak bawi się w przesądy. Co to byłby za wstyd dla ...
- DOWÓDCO, DOWÓDCA SIĘ OBU... - usłyszał tylko Kir kiedy rozpędzony do granic możliwości skromnej postury goniec wpadł na niego nie opanowawszy prędkości. Razem legli na ziemię gryząc piach.
- DOWÓDCO, znaczy zastępco dowódcy, ja... - zaczął leżący obok niego szybkonogi.
Kir zamknął tylko zrezygnowany oczy, położył się na plecach i skrzyżował ręce za głową, przez kilka chwil wpuszczał i wypuszczał powietrze. Jego rozmówca zamilkł. Goniec był zbyt zdenerwowany aby wstać na równe nogi i wpatrywał się tylko z przerażeniem w oczach w adresata swojej wiadomości.
- Wstań - powiedział w końcu Kir nie otwierając powiek.
Goniec usłuchał ale kiedy próbował się wyprostować, poczuł nagle ból w nodze i sycząc – kurrrw...- osunął się z powrotem na ziemię. Widocznie walnął się w szamotaninie w zbroję Zastępcy.
Kir słysząc głuchy uderzanie ciała o piach, zapytał tylko – O co chodzi?
-Dowódca się obudził.
Kir otworzył oczy.
- Przemówił?
- Tak, ale chce rozmawiać wyłącznie z panem.
- Młody, Młody, coś ty znowu narobił? - Usłyszeli za sobą od strony obozu. - Miałeś go od razu przyprowadzić, nie ma czasu...
- To przypadkiem tak wyszło. No weź Vas, nic się nie stało przecież... nie rób takiej miny, proszę.
- Taaaak? To wstań jak taki mądry jesteś.
Twarz Młodego skwaśniała tak mocno jak jeszcze mogła.
- Dobra to wy tu się bawcie, a ja idę do lazaretu. Tobie młody też by się to przydało. - orzekł Kir,
Następnie wstał w błyskawicznym tempie na nogi, strzepał z siebie kurz i pomaszerował dziarskim krokiem w stronę pachnącego krwią namiotu z krzyżykiem. Nie było sensu i czasu przenosić go do miasta skoro i tak wymaszerują z niego za kilka godzin, toteż podczas swojej drogi widział jak w szybkim tempie, w obozie na przedpolach Primak ustawia się ciąg wozów taboru. Miał również okazję przyjrzeć się w biegu wiązanym przez odźwiernych jaszczurkom na chwiejnych nogach ale nie zaprzątał sobie tym teraz głowy.
Kir, przebiegł przez zasłonę wejściową, pozdrowił ręką rannych ustawionych na posłaniach na lewo i prawo od wejścia przy ścianach. Ci którzy nie dogorywali też je podnieśli. W pośpiechu Kir wdepnął przypadkiem na ogon jednego żołnierza, który na siedząco rozmawiał z wojakiem o wybitym oku. Ten wrzasnął i choć jego prawą dłoń przebiła igła zdążył drugą wymierzyć cios w plecy Kira. Skończyło się tak, że klnąc upadł na ziemię w konwulsjach, kiedy połamał sobie dwa place o blachę zbroi przykrytej płaszczem.
- Nie siedź już bokiem ani tyłem, wybacz! - Krzyknął tylko Kir na pożegnanie, po czym wbiegł za parawan gdzie na słomie leżał grzbietem do góry Dowódca. Wokół niego stało paru medyków którzy bez słowa zostawili Kira sam na sam ze swoim przełożonym.
- Schyl się. - Warknął Dowódca – Tak żebym ci na ucho mógł mówić.
Kir spełnił rozkaz i powiedział
- Tak w ogóle to gratuluję przebudzenia.
- A dziękuję, tylko od teraz szeptem rozmawiamy.
- Dobra, co się dzieje i o co chodzi z tą prywatną audiencją jaśnie panie?
- Słuchaj, po pierwsze ufam, że zająłeś się już dowodzeniem i ogarnąłeś całą sytuację, w końcu wygraliśmy. Chwała ci za to. Dlatego teraz przejdę do konkretów. Jak się dokładnie potoczyła bitwa?
- Źle. Gońcy się spóźnili i złoci wyszli wcześniej niż harcownicy. Z własnej inicjatywy. No i zrobił się kwas. W ogóle musimy rozważyć nabór posłańców, tego co do mnie wysłałeś trzeba jeszcze przeszkolić, żeby coś z niego było.
- To na szczęście nie był goniec, sam go przeniosłem do inżynierów. Chłopak by przekręcił rozkaz na trzy słowa. Jemu trzeba po prostu pozwolić działać a nie myśleć. Ale mniejsza, stało się to czego się najbardziej obwiałem. Sprawa jest w toku?
- Tak, od razu to zrobiliśmy. Chłopacy by się nawzajem pozabijali gdybym to przepuścił. A mnie zaraz potem. Powołaliśmy komisję, żeby się tym zajęła w trakcie przemarszu.
- Szlag. Posłuchaj, komisja nie może się dowiedzieć co się stało bo ten inżynier od katapulty wyleci. To zdolny chłopak ale jeszcze nie okrzepł. Jak teraz podetną mu skrzydła to będzie strata dla nas wszystkich. Zadbaj o jego przyszłość.
- A więc to jego sprawka. Swoją drogą przecież wiesz, że ja teraz gówno mogę. Nie mam wpływu na śledztwo.
- Ale możesz go kryć ,,z daleka''. Świadkowie są już poinformowani. Pilnuj tylko żeby któryś się nie wyłamał. Jak wyjdziesz to stracę przytomność na parę godzin a potem nie będę nic pamiętał. Liczę na ciebie.
- A ja na flaszkę jak wrócimy.
-Stoi. Idź już, masz dużo do roboty, wszystko uzgadniaj z Vasem, to ten duży, już pewnie się z nim spotkałeś. Ma posłuch u siebie w brygadzie i wyjaśni ci jak to dokładnie było. Jak będzie ustali z tobą. Powodzenia i do zobaczenia jutro.
- Zdrowiej i nie daj się.
Kir wyszedł z namiotu i skierował się w stronę taboru. Niedługo po wymarszu miały się zacząć przesłuchania. W zabudowanym wozie. Cudownie się póki co wszystko rozwija.
- Co za smród... - westchnął przechodząc obok pustej stajni dla jaszczurów.
CZYTASZ
Widmo
ActionWiele złego zdążyło wydarzyć się na świecie. Ale kto by się tym przejmował. Jest ciekawie i jeszcze nie umarłem. Czego chcieć więcej? Cóż może być bardziej przyjemnego niż dbanie o pozycje w łańcuchu pokarmowym? Hmmm... W sumie chętnie bym się dowie...