Rozdział IV

10 0 0
                                    


Rozdział IV

Przecież to jest takie przyjemne. Tak długo to robiłem i nic się nie stało. Żadnej kary, zresztą kto by się tym przejmował? Zwłaszcza teraz kiedy trwa odwrót. Kiedy ja znajduje na to wszystko czas? Sam już nie wiem. dzieje się tyle, że nie zauważyłem, że mamy już las na lewo. Ciągle mam wrażenie, że widzę wśród drzew jakiś błysk, jakieś złote oczy. Gdy o tym  myślę  od razu zwracam wzrok w stronę łąki na prawo, tam przynajmniej wszystko widać jak na dłoni. Chociaż ona też już powoli zarasta. Co to będzie za parę lat kiedy dookoła będą tylko drzewa? Aż boję się pomyśleć. Ludziom by to zajęło kilka dni, a nam całego życia mogło by braknąć. Ale coś będziemy musieli w końcu z tym robić. Tylko co? Chyba tylko zabawa z ogniem? Lepsze to niż bycie rozszarpanym przez koty. Wstyd mi, ale muszę ukryć swój strach. Obym tylko się go nie wyprał. Jeszcze trochę zaprzeczania samemu sobie i wejdę w las z uśmiechem na ustach. Chociaż nie, nigdy bym tego nie zrobił. Szczur skacze, kąsa i piszczy ale wie w duchu, że śmierci nie trzeba się bać. Tylko wystrzegać. Ech... tylko się ograniczam, jak wrócę... Jeśli wrócę, to sobie ten stan rzeczy sowicie wynagrodzę, oj tak, bardzo sowicie...

***


- Dim, uspokój się wszystko będzie dobrze, tylko nie możesz teraz znowu czegoś odjebać - wyszeptał Vas do Inżyniera. Osiłek właśnie roznosił suchy prowiant na wieczorny posiłek. Pierwszego dnia nikt nie przewidywał postoju. Mieli wędrować na zmiany; parę godzin pieszo, potem chwila odpoczynku na wozach i z tak aż do odwołania. Nawet posiłki miały być spożywane w marszu.

Dim chwycił porcję sucharów ze zmielonych nasion trawy, rzepaku i mąki ze świerszczy oraz dwa cienkie płaty wędzonej dżdżownicy. Drżącymi zębami zaczął kruszyć swój przydział. Patrzył jak Vas ciągnąc za sobą toboły z zaopatrzeniem kieruje się ku kolejnym osobom; wypadł mu dodatkowy przydział do logistyków.

- Uda się, uda się, uda na pewno... - inżynier powtarzał wciąż w myślach, jeżeli nie zrobi znowu czegoś głupiego nic się nie wydarzy i jak gdyby nigdy nic wróci do domu. Taaak, Południowcy też nie zaatakują, w takim tempie tabor błyskawicznie osiągnie cel. Wszystko jest na właściwej drodze... Wszystko... Nie.. o nie... NIEEEEE!!!!

***

Jakąś chwilę wcześniej

- Kurwa mać, ile jeszcze jeszcze będziesz to sobie przypominał, przecież tam byłeś, ajć kurww... - przerwał swą wypowiedź San, przewodniczący komisji dochodzeniowej, kiedy wóz w którym dokonywał przesłuchania nagle podskoczył na wyboju. Oczywiście głowa przewodniczącego, który jako jedyny stał wówczas na nogach zetknęła się boleśnie ze sufitem. Przycichł więc na chwilę, masując ostrożnie miejsce przyszłego guza.

- Weź go nie męcz, przecież widzisz że się stresuje. Wiele rzeczy można zapomnieć w takiej sytuacji, dookoła igły latały, nasi ginęli. Nic dziwnego, że teraz ma mętlik w głowie. - orzekł z widoczną na twarzy rozwagą Kir, będący osobą towarzyszącą komisji bez praw jej członka. Rozsiadł się tylko na drewnianej ławie przy ścianie dosyć obszernego jak na warunki podróży wozu i wzruszył ramionami.

- Jak można zapomnieć to co się działo mniej niż metr przed tobą? I na widoku!? Skoro tak się stresuje to na jaką cholerę jest przy inżynierach, jeszcze by przy maszynach coś spierdolił.

- Ale właśnie nie spierdolił, katapulta wystrzeliła bez zarzutu. - bronił Młodego Kir

- Po pierwsze - nic nie wiadomo z kimś takim, po drugie - to teraz nie ma znaczenia. - Nachylił się nad Młodym – Chłopcze, zamknij oczy i spróbuj sobie przypomnieć tamten moment, teraz zrobimy to  na spokojnie, sięgnij swą myślą tak głęboko jak tylko możesz, jak tylko się da...

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Mar 06, 2021 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

WidmoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz