ROZDZIAŁ V

93 2 0
                                    

Stałem pochylony nad Dixon, zastanawiając się, jakim cudem to jedno uderzenie sprawiło, że atak paniki minął. Zwykle trwał bardzo długo i potrzebowałem co najmniej dwóch dni do całkowitego uspokojenia się. Przyglądałem się jej i zastanawiałem się jak jej pomóc, gdy poczułem cuchnący zapach. "Jasna cholera, eliksir" pomyślałem, biegnąc w stronę okna, żeby je otworzyć i wpuścić do pokoju świeże powietrze. Popychając okiennice, spojrzałem na dywan, na którym leżała rozlana zawartość fiolki. Był wypalony i unosił się z niego czarny dym.

-Kurwa mać- powiedziałem głośno i podbiegłem pod drzwi- Zabini!- głośno krzyknąłem na cały pusty korytarz- chodź tu szybko!

Nie wiem jakim cudem, ale chłopak znalazł się momentalnie w polu widzenia i biegiem wszedł do pokoju. Stałem jeszcze chwilę w wejściu, biorąc głęboki oddech i starając się uspokoić, żeby być pomocnym Blaise'owi podczas sprzątania, albo chociaż spójnie wytłumaczyć, co się stało. Zabini stanął jak wryty, rozglądając się po pokoju.

-Nie była posłuszna, że ją uderzyłeś czy tak z podniecenia ma? - powiedział spokojnym głosem, w którym dało się wyczuć nutkę przerażenia

-Nie uważasz, że to nie czas na tę rozmowę? - odpowiedziałem mu, biorą do ręki dwie bluzki. Podając mu jedną, spojrzałem na Maggie, która zaczęła głębiej oddychać, jednak krew z głowy nie przestawała lecieć. Stałem tak chwilę i chcąc pochylić się nad eliksirem poczułem, że Zabini podszedł koło mnie i z mocno wyczuwalnym przerażeniem powiedział głośniej:

- Smoku, bierz Dixon i wypierdalamy z pokoju- szarpnął mnie za ramię, a ja zatrzymałem pochylanie się- szybko, to nie byle jaki eliksir, zaraz się zatrujemy.

Spojrzałem na niego ze strachem i zdziwieniem w oczach. Otworzyłem usta, żeby mu coś powiedzieć, ale nawet nie wiedziałem co. Sekundę później byłem nad Maggie, nachyliłem się nad nią i powiedziałem cicho do jej ucha "będzie dobrze, kochanie". Wziąłem ją na ręce i szturchając łokciem Zabini'ego, spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczo i wyszliśmy z pokoju, zamykając drzwi.

Gdy byliśmy na korytarzu, spojrzałem na Maggie, która zaczęła odzyskiwać przytomność. Uśmiechnąłem się do niej i pocałowałem ją w czoło. Zobaczyłem, że jej kąciki ust podnoszą się. Spoglądając na Zabini'ego, zobaczyłem, że na jego twarzy maluje się coś w rodzaju potwierdzenia swojej tezy.

-Nawet nie waż się teraz cokolwiek mówić Blaise- powiedziałem, czując ulgę, że Maggie odzyskuje przytomność. Jednak jej krwawiąca głowa nie dawała mi spokoju. Zatrzymałem się na chwilę, żeby poprawić sposób, w jaki ją trzymałem, a Blaise podszedł do niej i spojrzał na jej ranę.

-Draco, idź z nią do skrzydła szpitalnego. To nie jest głębokie, ale może być niebezpieczne- powiedział. W jego oczach malowała się troska o dziewczynę. Spojrzałem na nią i znowu poczułem, jak zaczyna trząść mi się wnętrze. Przecież przeze mnie mogła stać jej się krzywda.

-Czemu jesteś taki spokojny o nasz pokój? - chciałem zmienić temat, żeby mieć chwilę na przemyślenie, co zrobić- jeszcze chwilę temu kazałeś nam spierdalać z pokoju, bo się potrujemy, a teraz idziesz ze mną na spokojnie jakby nigdy nic- gdy to mówiłem, na jego twarzy malowało się zdziwienie jakby przypomniał sobie, co stało się dwie minuty temu

-Czy to wylało się na jakiś materiał lub blisko jakieś drewnianej rzeczy? - zapytał grobowym tonem

-Ślepy byłeś? Nieprzytomna dziewczyna w głowie ci zawrócił? - podniosłem ton głosu- przecież byłeś tam, dywan się spalił

Blaise, słysząc dywan, dotknął mnie w ramię, zobaczyłem, że jego twarzy pojawił się strach i bezsilność. Szybko pobiegł w stronę kwatery Snape'a coś krzycząc po drodze, jednak nie usłyszałem co, ponieważ poczułem, że Maggie znowu straciła przytomność i puściła moją marynarkę, którą złapała podczas wymiany zdań z Blaise'm. "Kurwa" 

Faces; Draco Malfoy *ZAWIESZONE*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz