ROZDZIAŁ II

136 4 1
                                    

Obudziły mnie jęki bólu i zdziwienia Zabini'ego. Podniosłem się z łóżka. Przecierając oczy, ujrzałem stojącego Blaise'a przy lustrze. Przyglądając się sobie wyglądał trochę komicznie. Jeszcze ten różowy szlafrok dodawał mu uroku. Zaśmiałem się szczerze.

-O moja landrynka wstała- powiedziałem, mając na twarzy złośliwy uśmiech

-Draco, bracie, co tam się odjebało? Dlaczego mam malinki na szyi i czemu do cholery mam różowy szlafrok Pansy? - powiedział z przerażeniem na twarzy

-No stary tak wczoraj się bawiłeś, że pół Hogwartu słyszało. "Oh Pansy jesteś zajebista! Szybciej" - dalej się śmiałem, a na twarzy chłopaka malowało się coraz większe przerażenie i strach

-Smoku, kurwa to nie czas na ćwiczenia swojego talentu komediowego- zobaczyłem jak jego ręce zaczęły się trząść- Wiesz doskonale, że mam dziewczynę, przecież ona mnie zabije

-Wczoraj miała doskonałą okazję, aby to zrobić

-Draco, powiedz co tam się działo. Nic nie pamiętam, a jestem święcie przekonany, że nie spałem z Parkinson- mówiąc to, usiadł na moim łóżku i błagalnym wzrokiem spojrzał na mnie i złapał mnie za rękę. Nie mogłem postąpić inaczej jak wytłumaczyć mu całą sytuację. Zabini lekko się uspokoił i poszedł się umyć. Usiadłem na łóżku. Wziąłem do ręki różdżkę i posprzątałem syf, którego nie udało mi się wczoraj ogarnąć. Wziąłem głęboki oddech i wstałem.

***

Razem z Blaise'm poszliśmy na śniadanie. Wchodząc do sali zobaczyłem zaspaną i skacowaną Parkinson i o dziwo, wyspaną Dixon. Dziewczyny siedziały po przeciwnych stronach. Przechodząc koło nich lekko uśmiechnąłem się do Maggie, odwzajemniła mój gest. "Czyli mi wybaczyła" pomyślałem. Usiadłem razem z Pansy, a Blaise koło Maggie.

-Pansy, jeszcze raz mi coś podasz w ognistej, a przysięgam, nie ręczę za siebie tępa szmato- powiedział dość cicho jednak słyszalnie Zabini

-Uhm... co? A. No trochę ci to skarbie nie wyjdzie, skoro nie kontaktowałeś wczoraj, a wcale tak dużo ci nie dosypałam - powiedziała złośliwie Pansy

Zabini zrobił zdziwioną minę i zajął się jedzeniem. Powiem szczerze, że Parkinson to wredna suka, ale odpowiedzi zawsze ma dobre. Uśmiechnąłem się, a Maggie parsknęła. Tak samo jak ja, Dixon nie lubiła Parkinson. Mieliśmy parę tez na jej temat. A znając się już trochę, nasze myśli łatwo rozpoznawaliśmy po małych gestach. Doskonale wiedzieliśmy o co chodzi i o czym myślimy nawet nie mówiąc do siebie.

Przeżuwając rogala, poczułem na kolanie czyjąś rękę. Gwałtownie oderwałem się od myśli. Ogarnęło mnie przerażenie, bo to Pansy siedziała koło mnie, a jest nieobliczalna więc od razu w głowie miałem, że to jej ręka. Lekko drygnąłem, gdy usłyszałem delikatny śmiech Maggie. Uff, to była ona. Zobaczyłem na moich kolanach kartkę:

Dziękuję za eliksir. Przydał się. O 16 na wieży

M.D

Uśmiechnąłem się do dziewczyny. Skończyłem jeść śniadanie i wyszedłem razem z Zabini'm. Kierowaliśmy się do sali, gdzie mieliśmy mieć pierwszą lekcję ze Snape'm. O dziwo, ta i kolejne lekcje minęły szybko.

***

Wszedłem do pokoju wspólnego, gdzie ujrzałem Pansy z jakimś chłopakiem z szóstego roku. "Ciekawe co mu obiecała. Praca domowa z eliksirów? Jej towarzystwo na meczach quidditch'a? Merlinie, jaki on jest ślepy" pomyślałem patrząc na śmiejącą się Parkinson. Kiedyś próbowała mnie uwieźć. Jednak, gdy Maggie pojawiła w Wielkiej Sali i została przydzielona do Slytherin'u, zacząłem się nią interesować. Byłem inny, a dzięki jej trosce i innemu spojrzeniu na świat, zobaczyłem, że zachowanie Pansy wcale takie super nie jest. Teraz ze spokojną głową mogę funkcjonować bez klejących się do mnie rąk i fałszywych całusów Pansy.

-Draco, dosiądź się do nas skarbie- powiedziała z flirtowym uśmiechem, pokazując mi wolne miejsce koło nich. Młody chłopak odkleił się od niej lekko przestraszony.

-Naprawdę, nie chce być cały w waszej ślinie- powiedziałem wymownie i podszedłem do barku, gdzie nalałem sobie ognistej do szklanki i wyszedłem, spoglądając na świetnie bawiącą się Pansy

"Co ona ma w sobie, że takich chłopaków ma na pęczki" Myślałem, idąc do dormitorium. "Wczoraj jeszcze Zabini'ego próbowała zgwałcić. Inaczej o tym nie powiem, bo chłopak serio był nieprzytomny, a ona w miarę świadoma swoich czynów. Jak ich wabi? Eliksir? Magia?"

-Kurwa, patrz, jak chodzisz tępy idioto! - krzyknąłem, gdy z moich rozmyśleń wyrwało mnie zderzenie z pierwszoklasistą

Wszedłem do swojego pokoju. Musiałem się przebrać, bo pół zawartości szklanki zostało na mnie.

-Kurwa, Draco, puka się - krzyknął Zabini

Chłopak wyglądał na przestraszonego. Siedział tyłem do wyjścia, przykryty kocem, a jedną rękę miał schowaną. Zaśmiałem się sytuacyjnie, wyjąłem z szafy czarny golf, zdjąłem z siebie mokrą koszule i rzuciłem nią w Blaise'a.

-Jak będziesz chciał to wysiorb sobie z niej ognistej. Jakiś gówniarz we mnie wszedł. A następnym razem zostaw kartkę na drzwiach, idioto - chłopak odwrócił się do mnie i pokiwał głową na zgodę

***

Gdy wchodziłem na wieże, wydawało mi się, że coś jest nie tak. Nigdy nie było tak spokojnie. Delikatne promienie słoneczne otaczały moją twarz, lekko mnie oślepiając. Gdy dotarłem na samą górę, zamiast jednej osoby zobaczyłem dwie. O kurwa

-Malfoy, dobrze, że jesteś- powiedziała Maggie z lekką złośliwością w głosie. Oparłem się o futrynę okna i zacząłem analizować twarz Dixon. Była wściekła i delikatnie zawiedzona?

-Może powiesz, kto za tobą stoi?

-Oj Draco, doskonale ją znasz

Gdy skończyła mówić, zza jej pleców wyszła druga osoba. Moim oczom ukazała się blondynka o jasnej cerze. Nie była uśmiechnięta tak jak zawsze, teraz była wręcz załamana. Ale nie tak jak załamani ludzie wyglądają, tylko bardziej wymuszony smutek i udręka.

-Co to ma znaczyć! I po cholerę kazałaś mi tu przyjść- zdenerwowałem się całą tą sytuacją. Maggie nie miała prawa wtrącać się w moje sprawy.

-Dostaniesz to, na co zasłużyłeś...- powiedziała Dixon, podchodząc do mnie z chytrym uśmiechem. 

Faces; Draco Malfoy *ZAWIESZONE*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz