Minuty zdają się trwać godzinami. On zaraz tu będzie. Zastanawiam się czy nie zadzwonić na policję, przecież mordercy powinni trafiać tam gdzie ich miejsce. Pomimo paraliżującej bezradności i pustki w głowie, zdecydowałam się na zawiadomienie służb.
Pomyślicie sobie pewnie - "Hej, to dobry pomysł, mogłaś zadzwonić na policję wcześniej, to najrozsądniejsza opcja. Ale lepiej późno niż wcale." I mielibyście rację, gdyby tylko przeszywający oddech na karku nie przerwałby mi wybierania odpowiedniego numeru.
- Cóż, trochę Ci czasu zajęło pójście po rozum do głowy. Pewnie gdybyś była bardziej rozgarnięta, już siedziałbym przed sędzią.
Stanęłam jak wryta. Nie potrafię się odwrócić, tak po prostu mam mu spojrzeć w oczy?
- Nie chcesz zobaczyć jak wygląda Twój największy koszmar? Odwróć się, już.
Przed moimi oczami ukazał się wysoki, młody mężczyzna. Chyba nie tak go sobie wyobrażałam. Patrzy się na mnie prześmiewczo, swoim ciemnym i ohydnym spojrzeniem, a ja nie mogę wydusić z siebie słowa. Jego czarny płaszcz dopełniał cały jego wygląd, przez chwilę pomyślałam sobie, że to przecież może być seryjny morderca, a ja jestem tylko kolejną ofiarą. Chociaż, czy by mi to przeszkadzało? Patrząc na mój aktualny stan, chyba nie. Może zobaczyłabym się z mamą. Nie myśląc wiele, zdecydowałam się coś z siebie wydusić.
- Dlaczego akurat moja mama?
-Och, nie tego pytania się spodziewałem. Dlaczego Twoja mama? Odpowiedź jest prosta, to najlepszy sposób na zadanie Ci niewyobrażalnego bólu. Takiego bólu, którego ja doświadczyłem. Doświadczyłem przez ciebie. - zaskoczył mnie. Przeze mnie?
- Co? Co masz przez to na myśli?
- Już nie pamiętasz, Liso? Upalny lipiec, dwa lata temu, wakacje nad morzem. Byłaś ze znajomymi i wpadliście na genialny pomysł zrobienia ogniska tuż przy drewnianym domku.
Myślami wróciłam do tamtych wakacji. Kurwa. Przecież ten domek był pusty. A przynajmniej wydawał się być opuszczony... Czy to możliwe?
- Ale...
- Zamknij się. *warknął* Zabrałaś mi moich rodziców, jesteś takim samym gównem jakim stałem się ja. Niczym się nie różnimy.
Serce mi stanęło. Nagle dowiedziałam się, że przeze mnie zginęły dwie niewinne osoby. Ręce mi drżą, w głowie mam tysiące myśli. Muszę stąd uciec. Zaczęłam panicznie biec w nieokreśloną stronę, ale on rzucił się za mną. Nie mogłam dorównać jego szybkości, więc po chwili mnie dogonił i rzucił na ziemię.
- Zostaw mnie, daj mi spokój! - próbowałam się wyrwać.
- Myślisz, że dam Ci tak po prostu odejść? Poza tym, po co uciekasz? Zastanów się, policja nie wie kto wtedy podpalił domek, jak i nie ma pojęcia o mordercy Twojej matki. Opcje są dwie, albo obydwoje skończymy w celi, albo dostosujesz się do moich warunków. Kto wie, może Ci się spodobają?
Spodobają? Jak on może mówić coś takiego... Co ja mam robić? Uciekać? Nie, to bez sensu. Nie mam już siły.
- Masz jeszcze czelność stawiać mi warunki? Jesteś chory!
- W tym miejscu są tylko dwie chore osoby, a poza nami nikogo tu nie ma. Wstań, przedstawię Ci jak ja widzę Twoją przyszłość.
Usiedliśmy na pobliskiej ławce. Słońce już powoli wschodziło.
- Jak Ty w ogóle masz na imię? - zapytałam niepewnie.
- Kastiel.
Z czymś mi się to imię skojarzyło, ale nie mogłam do tego dojść. Kastiel wyciągnął paczkę tytoniu wraz z bletkami i zaczął skręcać papierosy. Wydawał się być spokojniejszy. Może to moja szansa? Może teraz nie spodziewa się ucieczki. Muszę spróbować, za żadne skarby nie przystanę na jego warunki, jakiekolwiek by nie były.
Zerwałam się z ławki i zaczęłam pędzić. W głowie miałam chaos, nie potrafiłam myśleć o niczym, nawet o tym, czy za mną biegnie. Przez chwilę miałam nawet wrażenie, że mi się udało. Plan pokrzyżował mi Kastiel łapiący mnie za gardło i nasączona chusteczka, którą przystawił mi do nosa.
Straciłam świadomość.
CZYTASZ
Zagubiona w swoim świecie
Teen FictionLisa jest zwykłą nastolatką. Chodzi do szkoły, trenuje siatkówkę. Prowadzi zwyczajne życie. Przynajmniej inni tak myślą...