ROZDZIAŁ 17

1.2K 108 90
                                    

Peter z triumfem obserwował jak kobieta wpatrywała się w niego zamglonym spojrzeniem. Jej wyraz twarzy zastygł w szoku i przerażeniu. Najwidoczniej doświadczana przez nią retrospekcja nie należała do zbyt... przyjemnych. Ale o to właśnie chodziło. Nastolatek chciał ją zniszczyć. Zniszczyć jej własnym życiem. Cóż za ironia... Własna przeszłość jest w stanie zniszczyć Czarną Wdowę. I ona miała czelność nazywać siebie bohaterem? Jak osoba, która boi się własnej przeszłości może nosić takie miano? Jak można pomagać ludziom, gdy niegdyś mordowało się ich z zimną krwią? Ona nie jest obrończynią ludzkości i dobrze o tym wie. Doskonale zna swą prawdziwą naturę. Nie może uciec od przeznaczenia. Pff... Przeznaczenie nie istnieje. To tylko wymysł ludzi, którzy nie są w stanie zaakceptować swojego prawdziwego ja. Wmawiają sobie, że przeznaczenie chciało, aby tacy byli. Lecz to oni i tylko oni są odpowiedzialni za to kim są. Człowiek jest kowalem własnego losu. A ci którzy osłaniają swoje działania pod pretekstem, tak zwanego przeznaczenia to zwykli tchórze. Nie mają odwagi odpowiedzieć za własne czyny i zwalają winę na coś, co nawet nie istnieje. Żałosne... Natasha Romanoff została wytrenowana na bezmyślną broń, bo widocznie tylko na to się nadawała. Przeznaczenie nie ma z tym nic wspólnego. Gdyby chciała uciec, cóż... może walczyłaby więcej, a nie wykonywała wszystkie rozkazy bez względu na wszystko. Nie była silna, więc skończyła jako narzędzie w czyiś rękach. To jest jej prawdziwe oblicze, którego najwidoczniej nie była w stanie zaakceptować. Nie zmieni tego kim się stała. Nie ważne jak bardzo będzie się starała zapomnieć o tym wszystkim. O przeszłości nie da się zapomnieć. Ona na zawsze zostanie zapisana w naszej podświadomości. To ona wykreowała ludzi, którymi jesteśmy teraz. Romanoff została wykreowana na doskonałego szpiega i zabójcę. I nic tego nie zmieni. Przeszłość już zdecydowała kim będzie. Nie jest bohaterem i nigdy nie będzie. Bo przeszłość nie zapomina. Żyje w nas i decyduje o tym, kim jesteśmy. I tacy już pozostaniemy.

- I co teraz? - spytał chłopak z krzywym uśmiechem. - Zabijesz mnie? A może zaczniesz torturować? Och, wiem... Zamkniesz mnie samego w czterech ścianach, aż zwariuję i będę błagać żebyś mnie wypuściła, ale ty tego nie zrobisz. Będę siedział w ciemnościach, a moim przyjacielem będzie śmierć. Będziemy ze sobą rozmawiać, szeptać między sobą, dzieląc się swoim nieszczęściem, smutkiem i frustracją. Staniemy się przyjaciółmi, a ona będzie nieodłączną częścią mnie. A gdy wyjdę do świata, wraz ze śmiercią będziemy wcielać w życie swoje plany. Ja zemszczę się na tobie, a śmierć utuli cię w swych ramionach. Bo staliśmy się jednym. Nie potrafilibyśmy bez siebie żyć. - snuł w zamyśleniu, spoglądając na kobietę, która cofnęła się o krok, a Rogers złapał ją pod ramię, gdy nie była w stanie ustać na nogach. - Wiem, że wiesz jaka to silna więź. Jak myślisz ile taka przyjaźń mogłaby trwać? Bo ja myślę, że na zawsze. I pewni dżentelmeni w białych kitlach pewnie by mnie poparli.

Chłopiec złapał ramię Bartona, który zamachnął się na niego, nawet nie mrugając okiem. Zdrową ręką przerzucił go przez sofę. Mężczyzna z jękiem upadł na podłogę. Próbował wstać, lecz próba się nie powiodła, a on skrzywił się, kiedy jego plecy spotkały się na powrót z twardymi panelami.

- Wasza przyjaźń jest wieczna. Możesz udawać, że już jej nie znasz, ale prawdy nie oszukasz. - warknął, wracając wzrokiem spowrotem do rudowłosej kobiety.

Nastolatek bezceremonialnie nastawił sobie rękę, a po pokoju rozbrzmiał cichy chrzęst. Zagryzł lekko wargę, choć miał ochotę krzyczeć. Nie przyznałby się, ale bolało jak diabli. Wziął głęboki oddech, aby po chwili na jego twarzy zagościł zadziorny uśmieszek. W mgnieniu oka znalazł się przy boku Wdowy. Kapitan był za wolny i po chwili dostał mocno w głowę. Zatoczył się do tyłu, upuszczając tym samym kobietę. Mężczyzna po chwili szoku zrozumiał w jak beznadziejnej sytuacji się znalazł. Przed nim stał dzieciak z dwoma pistoletami w dłoniach, niedaleko niego klęczała Natasha, która nadal była w swoim świecie, a raczej koszmarze.

- Żegnaj. - powiedział chłopiec z pustym wyrazem twarzy, celując w niego bronią.

Po pomieszczeniu rozniósł się huk wystrzału, któremu towarzyszył cichy chichot.

***

- Friday do cholery! - krzyknął geniusz, tracąc cierpliwość. - Otwórz te cholerne drzwi!

- Nie mam na to pozwolenia, Szefie.

- Jak to nie masz!? - zyritował się Stark. - To ja cię stworzyłem i mówię ci, żebyś otworzyła te pieprzone drzwi!

- Mój protokół na to nie pozwala. - ciągnęła niczym nie wzruszona AI.

- Jaki protokół?! W którym niby miejscu wtłukłem ci coś w stylu 'zamknij mnie w sypialni, gdy w wieży jest strzelanina i rób ze mnie idiotę'!?

- Pan Rogers poinformował mnie, że to dla pańskiego bezpieczeństwa.

- A od kiedy to niby się go słuchasz!?

- Wypełniam swoje obowiązki. Jednym z moich zadań jest zapewnianie Panu bezpieczeństwa.

- Zdrajca. - mruknął mężczyzna, odchodząc od drzwi. - Myśli, że jest mądrzejsza od stwórcy? Zawsze wiedziałem, że jest wadliwa.

***

Peter zmarszczył brwi w rozdrażnieniu, rzucając pistolet na drugi koniec pokoju. Klatka piersiowa mężczyzny unosiła się w miarowym rytmie. Kto by się spodziewał, że zabójca nosi przy sobie broń załadowaną środkami nasennymi? Chłopak zapanował nad gniewem, prychając i podchodząc do Wdowy. Miał teraz szansę na ucieczkę, ale grzechem byłoby zostawienie kobiety w spokoju. Miała się za kogoś dobrego. Odcięła się od przeszłości. Peter dobrze wiedział, że nadal jest tym kim była kilka lat temu. Miał zamiar jej to pokazać.

- Naprawdę myślisz, że nieposiadanie śmiercionośnej broni zmieni to kim jesteś? - stanął przed nią, bawiąc się pozostałym w jego dłoni pistoletem. - Jak długo jeszcze będziesz się okłamywać? Nadawałaś się tylko na pionek tych żałosnych ludzi. Dla ciebie byli postrachem, dla mnie są zerem. Widzisz jak słaba jesteś, a i tak bawisz się w bohatera. Długo jeszcze będziesz ciągnęła tę farsę? Może już czas nawiać do swoich właścicieli z podkulonym ogonem? Może znów będziesz słuchać ich rozkazów, bo sama nie jesteś w stanie nic zrobić? Jeśli było ci tam tak dobrze, to dlaczego uciekłaś? Oj, przepraszam... Nie uciekłaś, bo byłaś za słaba. Było trzeba cię ratować jak małe nieporadne dziecko. A może wcale się nie cieszysz? Może chciałabyś tam wrócić...

- Przestań! - zza jego pleców dobiegł męski głos.

- Bo co? - zaśmiał się chłopak. - Mówię prawdę, do której ona boi się przyznać.

- Nie masz pojęcia o czym mówisz, smarkaczu. - stwierdził przez zaciśnięte zęby Barton.

- Czyżby słaby punkt? - spytał prześmiewczo nastolatek. - Ahh, zapomniałem, że byliście tam razem. Pewnie żałowali, że zwerbowali takich nieudaczników.

- Nie wytrzymałbyś tam dnia, bachorze. Przestań mówić o rzeczach, o których nie masz pojęcia.

- Myślisz, że wiesz czym jest ból? - Peter szepnął mu do ucha, zwinnie przemieszczając się w stronę mężczyzny.

- Chyba jednak nie chcesz się zmieniać. - stwierdził chłopak, kierując słowa do Romanoff.

Wykręcił ręce łucznika za plecami i przyłożył mu lufę do skroni. Rudowłosa kobieta spojrzała przed siebie, a jej oczy rozszerzyły się nieznacznie.

- Racja... - potwierdził Parker. - Oboje dobrze wiemy czym jest to naładowane.

_________

Ohayo!

1098 słów

Komu podoba się Peterek manipulator? Wiem, że wszystkich irytuje xD, ale fajnie mi się to pisze. Dajcie znać czy mi to wychodzi haha

Mam nadzieję, że się podobało<3

Miłego dnia/nocy

PRETENCE  irondadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz