𝐈

1.2K 21 5
                                    


cześć kochani, bardzo przepraszam, ze tak długo nie wstawiałam rozdziału, posiadam aktualnie pewne problemy w prywatnym życiu, co skutkuję moim niesystematycznym pisaniem tej powieści. Jeszcze raz przepraszam i zapraszam do czytania <33!

***

W końcu nadszedł długo wyczekiwany dzień. Właśnie dzisiaj, Elizabeth Nott, miała kontynuować swoją edukację w Hogwarcie, szkole magii i czarodziejstwa. Im bardziej zbliżała się do tej chwili tym bardziej czuła jak strach przepełnia jej niewielki organizm. Uczęszczała tam ponad pięć lat, co z obiektywnego punktu widzenia nie powinno powodować niepokoju.  Niewykluczone, że imponująca konstrukcja szkoły skłaniała ją do tego. Było w niej coś tajemniczego. Pomimo minionych lat, nadal miała takie negatywne nastawienie w stosunku do tej szkoły.  Może dlatego, że nie była szczególnie lubiana przez rówieśników. Nie należała do grona popularnych uczniów. Wieczory spędzała na przesiadywaniu w szkolnej bibliotece, zgłębiając swoją wiedzę. Dziewczyna bardzo przykładała szczególną wagi do edukacji. Od niepamiętnych czasów, szła na bieżąco z programem, czasem wyprzedzając materiał z niektórych przedmiotów. Posiadała w sobie ambicję. Tą cechę stanowczo odziedziczyła po ojcu. Julianne twierdzi, że wielokrotnie, być może nieświadomie, postępuję w podobny sposób z czego dziewczyna nie jest szczególnie zachwycona. Odkąd rozpoczął się nowy etap w jej życiu, czas dojrzewania, niespodziewanie zaczęła posiadać konflikty z tatą. Często się sprzeczali bądź w najlepszym przypadku- ignorowali. Równorzędne stosunki, posiadał jej brat. Co prawda ich relacja była bardziej burzliwa niż jej, jednakże wciąż prowadzili odwieczny konflikt. Matka twierdziła, że wynika to z podobieństwa osobowości między nimi, jednak dziewczyna nie zgadzała się z tym. Może po prostu nie chciała dostrzec tego podobieństwa między nimi?

Elizabeth stała na peronie, przestępując z nogi na nogę, czekając na matkę, która żegnała Teodora. Nadmieniała mu co roku to samo - żadnych sów ze skargami, ucz się pilnie, nie dręcz innych oraz podobne informację. Podświadomie już dawno przyzwyczaiła się, że chłopak nie dotrzyma jej słowa, mimo to notorycznie powtarzała mu co roku to samo. Kobieta uścisnęła dzieci, uśmiechając się z czułością na pożegnanie. Dziewczyna uśmiechnęła się ciepło w stronę matki i podreptała w stronę brata. 

Przechodzili pomiędzy ludźmi, kierując się w stronę pociągu. Elizabeth rozejrzała się, starając się dorównać krokiem bratu. Peron numer dziewięć i trzy czwarte. Pełna ruchu, zatłoczona stacja przepełniona czarodziejami i czarownicami, którzy witają się ze znajomych i żegnają z ukochanymi rodzicami. Na peronie, unosiły się gęste, białe opary z lokomotywy Hogwart Express. Brunetka uniosła głowę doszukując się dowodów niezwykłości tego miejsca lecz bez większych skutków. Wyglądał jak każda zwyczajna stacja, mimo tego można było odczuć magiczny nastrój. Zrezygnowana spuściła wzrok i zacisnęła swoje dłonie na metalowym wózku na którym umościł się jej kocur, Bazyliszek. 

- Dobra, podaj mi walizki, zajmę się nimi- powiedział Teodor, wyrywając w tym samym czasie siostrę z chwilowego transu. Podniosła wzrok, powoli przyswajając informację 

- Głucha jesteś? Mówię żebyś podała mi walizki- przewrócił oczami.

Miłość rodzeństwa bywa naprawdę niezrozumiała.

Przekazała swoje bagaże, zniecierpliwionemu już bratu. Pozostałe postanowiła zabrać ze sobą, ponieważ nie zajmowałyby dużej przestrzeni i pod żadnym pozorem nie pozostawiłaby swojego pupila i książek, które umilały jej podróż w luce na bagaże. Wspólnie z bratem ruszyła do wejścia lokomotywy w celu poszukiwaniu przedziału, co było znacznie utrudnione w warunkach, które panowały w pociągu. W środku panował niewyobrażalny chaos. Pasażerowie pośpiesznie wchodzili i wychodzili, próbowali upchnąć walizki bądź klatki ze zwierzętami na półkach, które mimo woli właścicieli - spadały. Elizabeth przyglądała się tym sceneriom, umiejętnie omijając sfrustrowanych uczniów. Dziewczyna sunęła się przez nieokreślony czas po wagonie, czego rezultatem było odnalezienie przedziału ślizgonów. Teodor, który cały czas stąpał za siostrą z hukiem otworzył drzwi przedziału zasiadając wygodnie na twardym, materiałowym siedzeniu. Oczom dziewczyny ukazała się grupka znajomych jej brata, których zresztą kojarzyła. Jej brat cieszył się znaczną, nieuzasadnioną popularnością w ich szkole w przeciwieństwie do niej. Elizabeth, chcąc nie chcąc, jako rodzeństwo chłopaka, korzystając z otaczającej go aury, również była dosyć rozchwytywana, czego nie ceniła i zapobiegała temu. Obrzuciła wzrokiem przedział. Obok Teodora siedzieli dwóch pulchnych brunetów. Sądząc po ich posturze pełnili funkcję ,,ochroniarzy''.  Naprzeciwko nich siedział także brunet, lecz o wiele szczuplejszy i przystojniejszy w porównaniu do przysadzistych kolegów. W niedalekiej odległości znajdował się ciemnoskóry chłopak, z kruczoczarnymi włosami.

𝐌𝐀𝐋𝐅𝐎𝐘 𝐌𝐀𝐍𝐎𝐑 | DM +18Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz