Kapitel 8

577 66 3
                                    

Spędziłam kolejne dni wolne od Andy'ego. Tym razem było mi trochę trudniej. Co prawda buntownik pojawiał się w szkole, ale nie patrzył na mnie, nie grał ze mną w swoje gierki. Straciłam go? Ale czy tak naprawdę kiedykolwiek go miałam? Wcale nie odpowiedział mi czy założył się z Chloë i choć wydawało mi się to moim wymysłem to równocześnie mogło być także prawdą. Siedziałam w szkole sama. Armia zbawienia (czyt. Szkolna elita) odwróciła się ode mnie tak jak groziła mi tapeciara. Ale czy dużo na tym straciłam? Nie bardzo. Bardziej martwiła mnie złość Biersack'a. Ale skoro byłam dla niego ważna to, dla czego nie walczył.

- Kolej na ciebie. -Co?! Czyżby ktoś czytał w moich myślach? Otrzeźwiałam i zobaczyłam jak nauczycielka podaje mi kredę i zaprasza do tablicy. -Na co czekasz? Rozwiąż to.

- Przepraszam. -Chwyciłam białą kredę i rozwiązałam zadanie, które nie sprawiło mi trudności. Wracając do ławki wróciłam także do moich myśli. Może naprawdę nadeszła moja kolej. W sumie to była moja winna i zarówno mi i jak jemu zależało na tej znajomości. Tym razem to ja musiałam się postarać i go przeprosić.

***

- Panno Morgan!- Zwołała nauczycielka, gdy kierowałam się od wyjścia jako jedna z ostatnich.

- Tak, słucham?- Odwróciłam się w jej kierunku i usłyszałam chichot klasy.

- Twoja sukienka.-Podeszła do mnie i zaczęła bawić się przy materiale mojego ubrania.-Jest podwinięta.

- Ładne majteczki żelazna dziewico. -Wbiłam zabójcze spojrzenie w Wood'a, który wychodząc z klasy obejmował Chloë. - Wood w piątek zostajesz po lekcjach za te słowa.-Krzyknęła do niego.

-Dziękuję pani. -Skinęłam głowach w ramach podziękowania i wtedy wpadł mi genialny plan.

***

Wkroczyłam do szkoły z ogromną nadzieją, że napotkam Biersack'a. Mój plan opierał się w pewnej części na tamtym wieczorze. Blond włosy zafarbowałam na ciemny brąz z nadzieją, że mu się bardziej spodoba. Spódnice w kwiatki zmieniłam na skórzaną i dodałam do tego jeans'ową kamizelkę.

Minął prawie cały dzień, a po Andy'm nie było śladu. Moją ostatnią nadzieją była chemia z nim. Przyciągałam spojrzenia wszystkich prócz osoby, na której mi zależało. Tak było do czasu, kiedy spóźniona biegłam do klasy chemicznej. Nie brakowało mi hałasu odbijających się obcasów podczas biegu. Zastąpiły je dużo wygodniejsze trampki. Przypadkowo upadła mi książka, schyliłam się, ale gdy miałam się podnieść w moich uszach zabrzmiał zbawienny głos.

- Hej nowa.-Andy podał mi dłoń, ale gdy ją chwyciłam by się podnieść i spojrzałam mu w oczy nie był już taki roześmiany. -Veronica.- Wyszeptał głaszcząc mnie po policzku.-To ty?

- Na to wychodzi.-Wsunęłam za ucho kosmyk brązowych włosów.

- Co stało się z twoimi kolorem włosów? I gdzie słodka spódnica i szpilki? Gdzie ją porwałaś ty piękna niewiasto?!- Zaśmiałam się na jego reakcję, ale on był naprawdę zdezorientowany.

- Sama uciekła, gdy zdała sobie sprawę jak okropna dla ciebie była. -Rozszerzyłam swoją kamizelkę i pokazałam mu nadruk na koszulce.

- We don't belong here. -Przeczytał uśmiechając się.

- They don't need to understand. - Odpowiedziałam. - Nie potrzebuję ich zrozumienia tylko twojego. Potrzebuję twoich ust, słów, głosu, tej zdrowej pewności siebie.

- Mojego towarzystwa?-Zapytał jakby...Jakby zasmucony.

- Twojego serca.-Andy złapał mnie w talii i uniósł do góry. Oplotłam nogami jego biodra i oparliśmy się o chłodne szafki.

- Będziemy się całować w szkole?- Zapytałam, gdy zbliżał się do mnie ustami.

- Zależy ci?- Spojrzał mi tak głęboko w oczy, aż przeszedł mnie dreszcz.

- Nie bardzo.-Przywarłam do niego ustami. Między pocałunkami szeptałam, że go bardzo przepraszam i, że chyba coś do niego czuję. On uśmiechnął się i przerywając pocałunek oparł się czołem o moje.

- Ja też cię kocham.

- Nic takiego nie powiedziałam.

Musnął mnie znów wargami, a potem oblizał swoje.

- W takim razie powiedz.

- Pod jednym warunkiem. -Pokiwał głową i skradł mi jeszcze jednego całusa. -Czy założyłeś się z Chloë?

- Nie...-Wyszeptał bojąc się spojrzeć mi w oczy. - Z kimś innym.-Wyrwałam się w jego uścisku. Czułam jak łzy płynął mi po policzkach i od wielu, naprawdę wielu lat nie miałam zamiaru ich powstrzymywać.

- Po co to było?!- Chwyciłam się za zafarbowane włosy.-Po co to?- Rzuciłam na ziemię kamizelkę.-No po co?! Dla takiego zakłamanego dupka jak ty?! Nie warto dla niego żyć! Dla nikogo!

- We all fall down sometimes!- Krzyknął za mną.


- W takim razie spadaj!- Krzyknęłam zapłakana i pokazałam mu środkowy palec.

They don't need to understandOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz