Prolog

49 3 0
                                    

Saga Kensei bał się patrzeć przez ramię, ale nawet nie musiał, wystarczyło spojrzeć na wyciągnięte cienie drzew i mijanych w biegu budynków by wiedzieć, że to jaskrawe światło, czymkolwiek było, nie zniknęło. Uciekł z posterunku, gdy tylko zorientował się, że świat się właśnie kończy. Nie myślał jednak o konsekwencjach, za to straszliwie bał się, że nie zdąży do tego słabego, odległego punkciku w Rukongai. Musiał zdążyć, tylko że już brakowało sił, żeby shunpować, pozostał jedynie desperacki bieg, od którego paliły płuca i mięśnie.

Zobaczyli się w tym samym momencie. Wypadł na polankę przed domem, ona właśnie z niego wychodziła. Wpadł w jej wyciągnięte ramiona słaby i zdyszany.

− Pamiętaj, Kensei − usłyszał jej spokojny głos przy uchu, czuł, jak gładzi go po włosach. − Jesteś najwspanialszą rzeczą, jaka mi się przytrafiła w życiu. Pamiętaj, że cię kocham.

Był zbyt zmęczony, by zorientować się w pierwszej chwili, co się dzieje. Objęła go mocniej, pociągnęła w dół i obróciła, przytuliła jego głowę do piersi, chowając w objęciach, a potem wrzasnęła z czystego bólu. Widział światło przemykające obok. Chciał się wyswobodzić, coś zrobić, przecież to on miał ją uratować! Trzymała go mocno, udało mu się, nim światło do końca ich minęło, jedynie wyswobodzić ramiona, objąć ją, chociaż kosztowało go to porcję straszliwego bólu na odsłoniętej skórze.

Krzyczała, gdy dookoła panowała przeraźliwa jasność. Potem światło zniknęło, jego ramiona straciły oparcie, jej krzyk zamilkł.

Siedział sam na pustej polanie i płakał, bo które dziecko nie płakałoby po utracie ukochanej matki.

***

Światło pojawiło się znikąd. Biały snop pędzący prosto na nich pochłaniał wszystko na swej drodze, nie wiedzieli, czym był. To nie było teraz ważne. Shinigami, Quincy – nikt nie był bezpieczny. Mogli czuć tylko przerażenie i bezradność.

– Uciekaj!

Corrie oderwała wzrok od światła i spojrzała na kapitana. Jego sylwetka majaczyła się w oddali, pchnął przed siebie Rukię, ale wiedziała, że rozkaz dotyczył także jej. Zerknęła za siebie, na Renjiego, i zawahała się. To kosztowało ją zbyt wiele. Nie miała siły uciekać, nie chciała uciekać. Czymkolwiek było to światło, nie mogła zostawić na jego pastwę rannego przyjaciela. Tyle z jej uczuć zostało.

Słyszała wrzaski Quincych, których dopadło światło. Rodzeństwo Kuchiki też nie zdążyło się oddalić, Rukia wrzasnęła z bólu i strachu, po czym oba reiatsu zniknęły. Corrie poczuła panikę.

– Przywiązanie numer 81. Pustka Odcięcia! – wrzasnęła.

Nie była pewna, czy tarcza wytrzyma, czy ona sama ma tyle energii, by ją utrzymać przed sobą, by ochronić również Renjiego. Tak cholernie się bała.

Wszystko stało się szybko. Nadeszło światło, w barierze powstało pęknięcie, poczuła ból promieniujący przez policzek, który urwał się tak szybko, jak się zaczął. Silny uścisk ramion i jedno słowo, rozkaz:

– Żyj.

– Renji... – zdołała wykrztusić.

Nie była pewna, jak długo to wszystko trwało. Czy było to rzeczywiste. Światło przeszło dalej, nie czyniąc jej krzywdy. Zabrało ze sobą wytatuowane, zakrwawione ramiona i szeroką pierś, i wrzask bólu, który należał chyba do nich obojga. Została sama w przeraźliwej ciszy, pustce. Nie docierało do niej, co się stało, tylko ten fakt, że była sama. Klęczała na zakrwawionej trawie, obraz przed jej oczami zamglił się, ale nie potrafiła się poruszyć, gdy w końcu zrozumiała.

Dwie KróloweOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz