Shuuhei podniósł się już ziemi, otrzepał, odprowadził Kimiko wzrokiem i zaraz podszedł do Corrie. Chciał coś chyba powiedzieć, ale spojrzał na Kirę i zrezygnował. Podrapał się tylko w tył głowy.
Corrien poczuła zawód, choć nawet ją to zdziwiło. Nie spodziewała się, że Hashimoto ich tu zostawi, zamiast od razu ruszyć na Dwór Wiatru, ale szybko zrozumiała, co miało to oznaczać. Powstrzymała się jednak przed zgrzytnięciem zębami. Może ten czas uda się wykorzystać na przygotowanie jakiegoś sensownego planu, bo wciąż nie miała pomysłu, jak wyciągnąć z tego Kirę.
Podniosła się z kolan, choć nadal nie była pewna nóg. Ile to już lat minęło, odkąd ktoś ją w ten sposób sobie podporządkował? Dotąd mogła sprawiać wrażenie silnej, ale dobrze wiedziała, że to tylko kwestia lat pracy i mocy Yukikaze. Bez niej byłaby nikim, ledwo szeregowym shinigami. Zbyt dobrze znała swój brak talentu.
– Powinieneś wykorzystać ten czas i wyprowadzić stąd tę dwójkę – powiedziała Hisagiemu, lecz nawet na niego nie spojrzała.
Nie miała złudzeń, co do tego, że nie słyszał kwestii związanych z Dworem Wiatru. Może nie do końca rozumiał, o co chodzi, ale fakt tego, że przekłamała swoje pochodzenie, z pewnością był dla niego jasny. I tego się właśnie obawiała.
Shuuhei nie był pewien, co dokładnie w słowach i zachowaniu Corrien sprawiło, że poczucie winy zmieniło się w głębokie poczucie odrzucenia. Może była to kwestia, że to kolejny raz, gdy Corrie dawała do zrozumienia, że Shuuhei nie jest jej potrzebny, a może nawet będzie tylko przeszkadzał. Rozdrapywała tym samym to miejsce w jego duszy, które myślał, że już zaleczył dzięki naukom kapitana Tousena. Różnica była taka, że wtedy chciał zrezygnować ze swojej pozycji, a pozwolono mu zostać, teraz chciał walczyć, a odsuwano go na bok. Do tego wszystkiego dochodziła jeszcze świadomość, że Corrien przez cały czas kłamała. O Wygnanych Rodach wiedział tyle, że było coś takiego, ale wydawało mu się, że jest w tym więcej legend i straszenia dzieciaków niż prawdy. Pewnie, gdyby Corrie podzieliła się z nim prawdą o swoim pochodzeniu w jakichkolwiek innych okolicznościach, nie miałoby to takiego znaczenia, w końcu była jego przyjaciółką i tylko to się liczyło. Jednak wychodziło, że tylko on tak myślał, bo Corrien nawet nie ufała mu na tyle, żeby być wobec niego szczera.
− Rozumiem − powiedział i było w jego głosie i spojrzeniu coś zimnego i okrutnego. − Oczywiście zniknę ci z oczu. Przepraszam, że nie zrozumiałem aluzji wcześniej i plątałem ci się pod nogami, myśląc, że pomagam. Wystarczyło powiedzieć wprost, że mam cię zostawić w spokoju. Ciekawy tylko jestem, czy kiedykolwiek byłaś ze mną szczera i czy Kira wiedział. Nie musisz odpowiadać, pewnie i tak nie będzie to prawda. − Kazeshini śmiał mu się w duszy, rechotał jak głupi, tocząc się po ziemi w tą i z powrotem. A Shuuheiowi jednocześnie chciało się rzygać i czuł mściwą satysfakcję ze swojego głupiego okrucieństwa. − A teraz, pani wybaczy, wyprowadzę z pani posiadłości niechcianym gości. − Ukłonił się i po prostu zwiał, zanim powiedziałby coś jeszcze.
− Wow − odezwał się Kensei, patrząc na Corrie. − To wrodzony talent, czy kończy się jakiś kurs? Na to jak skutecznie zniechęcać do siebie ludzi, którym na tobie zależy? − Pokręcił głową i pobiegł za ojcem.
Został tylko milczący Kira, który znowu klęknął na środku dojo i nawet wyglądał na zadowolonego ze swojego położenia.
Wiedziała, że będzie bolało, ale nie spodziewała się, że aż tak. Chciała go tylko ochronić, przynajmniej chciała w to wierzyć, kłamstwo o swoim pochodzeniu chroniło jedynie ją. Dobrze o tym wiedziała. Pragnęła akceptacji, egoistycznie zatrzymać przy sobie tych, od których tę akceptację otrzymała. Teraz została za to ukarana. Zasłużyła sobie na to w pełni, bo tylko siebie mogła winić. Siebie i swoje tchórzostwo.
CZYTASZ
Dwie Królowe
Fiksi PenggemarNiebiosa upadły, a my, shinigami, próbujemy żyć z poczuciem straty po tych, których kochaliśmy. Po sześciu latach powoli coś się zaczyna zmieniać, aż pojawił się on. Nie żył, a jednak stanął przeciwko mnie. I nie było to radosne spotkanie. "A potem...