część I

1.1K 99 145
                                    


Oto część pierwsza(mówiłam, że będzie szybko)! Kolejne będę wstawiać co tydzień, z czego ta jest najkrótsza ze wszystkich. Mam jednak nadzieję, że się nie zawiedziecie tym dodatkiem. Dajcie potem znać, jak Wasze wrażenia. ♡






Przeznaczenie jest zabawne.

Każe ci iść przez życie, potykając się o swoje własne wyimaginowane lęki i niepewności; ronić żyzne łzy, kiedy nic innego nie pozostaje ci już w bezsilności i marazmie duchowym; przezwyciężać nieludzki ból w imię czegoś, co jest właściwie jedynie ewolucyjnym gównem - po to tylko, by w jakimś zupełnie niespodziewanym momencie życia pokazać ci w enigmatyczny, prawie niezrozumiały sposób, po co to wszystko było. Przez tą swoją ezoteryczność tylko sobie szkodzi – w końcu jak ktoś może w nie wierzyć, jeśli go nie odczuje? Ale może nie wszyscy muszą je widzieć, by istniało. Może intensywność emocji tych, których dosięgło, jest wystarczające, by zaspokoić istotę bytowania tego zjawiska. Wystarczające, by wciąż mieszać ból z lękiem w naszych życiach lub może właściwie nadawać temu bólu sens.

Słoneczne promienie, ogrzewające skórę w połowie października to bezmierna rzadkość w Londynie. Coś, co było w nim niezmienne – w tym krajobrazie iluzorycznego szczęścia – to szeleszczące plastikowe torebki szamotające się na wietrze, okazyjne zapachy pieczonej wołowiny i frytek na oleju, powiewające skrawki gazet, stukot obcasów, wycie klaksonów i rzecz jasna, pary - leżących, niemal bezwładnie - nóg, otulonych w stare, przykurzone łachy, przyczepione do ciał opartych o obdarte mury. Nigdy nie patrzyłem na ich twarze – nie wiem czy z obrzydzenia, ze złości, czy ze smutku. Nie byłem obrzydzony nimi (no dobrze, czasem byłem), ani tym bardziej na nich zły – to na co byłem zły i czym obrzydzony, był system, który zmuszał ludzi do tego nieludzkiego życia. Który zmuszał ich do spędzania niekończących się mroźnych nocy na twardych ławkach, albo cienkim kartonie delikatnie chroniącym przed przeszywającym chłodem betonu.

To, co sprawiło, że tym jednym razem postanowiłem unieść swoje spojrzenie był fakt, że rzadko, jeśli nie nigdy, spotykało się bezdomnych na Baker Street. Rzadko czytywali też oni książki oraz nosili koczki przyozdobione cekinowymi gumkami na głowie. No dobrze, to ostatnie zobaczyłem dopiero w momencie, w którym spojrzałem na jego twarz. Tak naprawdę sam fakt tego, że tu był, sprawił, że zechciałem na niego spojrzeć. A może było to właśnie to nieludzkie przeznaczenie, które kazało mi to zrobić.

A kiedy już się to stało - pomimo niezmierzonej ilości stresu i zaskoczenia co do moich własnych zamierzeń – zatrzymałem się w miejscu, w odległości kilku metrów od tego fascynującego kuriozum. Stałem tam przez kilkanaście sekund, mocno przygryzając wargę i wciąż rozważając w swoim umyśle, czy mój zamiar na pewno był odpowiedni. Kiedy tak stałem, pogrążony w swoich żałosnych wątpliwościach, niemal obracając się w kółko w jeszcze bardziej żałosnym geście, nawet nie zauważyłem, że chłopak o czekoladowych lokach, patrzy prosto na mnie w lekkim zmartwieniu.

- Czy wszystko w porządku? – usłyszałem jak mówi, co natychmiast powstrzymało lawinę moich myśli i natłok niekontrolowanych odruchów.

- Tak – potwierdziłem, po czym subtelnie przeczyściłem swój zachrypnięty głos. – Jestem Louis – wypaliłem bez dłuższego zastanowienia, wyciągając swoją dłoń w jego stronę.

I Want to Die | BEFORE | larryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz