część III

563 62 147
                                    

Kilka kolejnych miesięcy naszej przyjaźni minęło niezwykle intensywnie. Dzięki Louisowi, doświadczyłem nowych rzeczy. Byłem w wesołym miasteczku, w kinie IMAX, jadłem pizzę hawajską, spróbowałem alkoholu (okazało się, że smakuje mi tylko czerwone wino – ku wielkiej rozpaczy Louisa), zrobiłem pierwszy tatuaż – motylka, byłem na imprezie (które często odbywały się w naszym mieszkaniu – Louis zawsze pytał czy miałem coś przeciwko, jednak nigdy nie miałem. Nie mógłbym. Louis zasługiwał na wszystko), pomalowałem swoje paznokcie na pastelowy róż (ku nadzwyczajnej ekscytacji Louisa), miałem swoje własne książki, i zeszyty i długopisy (Louis ciągle mnie nimi rozpieszczał i często przychodził do mieszkania z jakimś małym upominkiem dla mnie, bo jak mówił – nie potrafił się powstrzymać. „Jak widzę te magiczne błyszczące długopisy, nie mogę nie pomyśleć o tobie, Harreh"). Pierwszy raz w życiu miałem też swój własny pokój. Prywatność, porządek i zupełna harmonia... nigdy nie śmiałem prosić o nic więcej. Świadomość, że Louis jest tuż za ścianą i w każdej chwili mogę poprosić go o pomoc, o radę, o wsparcie, albo o towarzystwo znaczyło więcej, niż cokolwiek, czego wcześniej doświadczyłem w życiu.

Z Louisem przeżyłem też pierwsze święta w życiu, podczas których poczułem, że jestem częścią rodziny. Pojechaliśmy do jego domu rodzinnego, gdzie oprócz mamy Louisa, Phoebe i Daisy, poznałem też jego dziadków i dwie ciocie – były przesympatyczne. Były jednak dwie osoby, które wszyscy poznaliśmy dopiero w drugi dzień świąt – Ernest i Doris. Narodzili się w przystrojonym w ciepłe światełka salonie, otoczone puchowymi białymi kocami, w rozpływającym się zapachu pianek i czekolady; o równe dwa tygodnie za wcześnie. Lekarz zapewnił nas jednak później, że nic im nie grozi. Cała rodzina odetchnęła z ulgą, podczas gdy ja nie potrafiłem powstrzymać swojego wzruszenia, nawet jeśli dopiero co było mi dane poznawać tą wspaniałą rodzinę.

- Usłyszały twój głos i już dłużej nie mogły wytrzymać tego napięcia. – wyszeptał Louis, obracając na krótką chwilę głowę w moją stronę. - Musiały cię zobaczyć – dodał z małym uśmiechem na ustach, kiedy trzymał w swoich ramionach nowonarodzonego Ernesta, a ja – Doris. Louis był zbyt skupiony na swoim braciszku, by to zauważyć, jednak moje spojrzenie nie opuściło jego twarzy przez kolejnych kilkadziesiąt sekund. Chciałem uwiecznić tę chwilę w swojej pamięci na zawsze. Nawet jeśli czułem, że była ostatnim na co zasługiwałem.

Kolejnych kilka miesięcy później - raz, kiedy przez sekundę zapomniałem, dlaczego Louis nie może wiedzieć, co do niego czuję, prawie mu to wyznałem. Byliśmy w Splashdown Poole z rodziną Louisa. Dziewczynki wraz z Jay (którą cudem namówiliśmy na to, by choć na jeden dzień odpoczęła i zostawiła Doris oraz Ernesta z dziadkami) wyruszyły na eksplorowanie zjeżdżalń, podczas gdy my siedzieliśmy obok siebie, w jaskini wodnej. Louis opowiadał mi o swoich przygodach ze swojego nastoletniego życia, które dogłębnie mnie fascynowały, jako kogoś, kto w większości ich nie doświadczył, jednak w pewnym najmniej spodziewanym (a przez to może i najbardziej dla mnie potencjalnym) momencie przerwałem mu tymi słowami:

- Jest chłopak, którego bardzo lubię – wyznałem na wydechu. Louis natychmiast przerwał swój monolog i uniósł brwi w jasnym zainteresowaniu.

- Oh? – Louis wydawał się zaintrygowany. Wiedziałem jednak, że z powodu innego, niż ten na który miałem skrytą nadzieję.

Ciężko przełknąłem ślinę. Moje myśli prowadziły właśnie niemiłosierną batalię w kwestii stosowności tej rozmowy.

- Tak i-chciałbym-uh-chciałbym...

- Go poderwać? – podsunął Louis. Na jego twarzy czaił się cień uśmiechu.

- Tak – przytaknąłem, próbując zignorować wzrastający na mojej szyi rumieniec spowodowany zarówno moim zażenowaniem, jak i wewnętrznym poczuciem głupoty. Dlaczego w ogóle rozpocząłem ten temat? Czy miałem choćby jakiś w nim cel? Przecież to nie tak, że byłem w stanie wyznać mu, że chodziło o niego. Ale może chodziło po prostu o to, iż miałem nadzieję, że Louis się domyśli... nie chodziło też o to, że chciałem, aby to zrobił. Bo nie chciałem. Wiedziałem, czym to groziło. To była po prostu ta wewnętrzna podświadoma i zupełnie popieprzona potrzeba serca, której żadna osoba nie mogła się przecież oprzeć. Każde kochające serce chce się ujawnić, bez względu na konsekwencje. Chce, żeby wszyscy wokół wiedzieli, jak bardzo kocha, nawet jeśli jego nie kocha się w zamian. Ale to nieważne – serce i tak będzie ci szeptać, dniami i nocami, miliony sposobów na to, by się ujawnić. Trudno było się oprzeć temu głosowi. Zanim nauczyłem się to robić, trafiłem w środek tej żenującej konwersacji. – Ale, no wiesz, mam siedemnaście lat, a on jest starszy. A ja... jeszcze nie miałem okazji z nikim być – zaakcentowałem ostatnie słowo w iście żałośny. Nic dziwnego, że Louis przez chwilę patrzył na mnie zagubiony, po czym wydał z siebie ciche sapnięcie uświadomienia i odparł w swej błędnej interpretacji:

I Want to Die | BEFORE | larryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz