Obudziłam się z mocnym bólem głowy. Musiałam dojść do siebie po czym wstałam i zorientowałam się, że nie jestem u siebie. Mając nadzieję, że jestem u Sary zeszłam na dół. Od dziś koniec z imprezami. Zapach naleśników sprowadził mnie do kuchni w której był dupek.
-Smith, mam nadzieję że nie poplamiłaś mi pokoju- powiedział nakrywając do stołu. Stałam w szoku jednak po chwili postanowiłam się odezwać.
-Black! Możesz mi wyjaśnić co ja tu robię?- moje zirytowanie rosło
-Gdybyś tyle nie piła to byś pamiętała słonko- jego tajemniczy uśmieszek mnie wkurwiał
-Um.. Czy my..coś..
-Nie! Z Tobą Smith? Zapomnij, wiem że byś chciała ale nie jesteś w moim typie- uśmiechnął się
-Wolałabym mieć bliskie spotkanie z tygrysem niż z Tobą Black
-Potrafię być kotem- spojrzałam na niego jak na idiotę- dobrze Ci w mojej koszulce- dopiero teraz zorientowałam się że brunet musiał ściągnąć mi sukienkę i widział mnie w bieliźnie- spokojnie, nie patrzyłem. Zawstydziłam się. Po śniadaniu wzięłam od Bruneta jakieś dresy i przeszłam do siebie. Oddam mu kiedyś. Nie mogę uwierzyć że jest aż tak durny. Wkurza mnie samym istnieniem. Resztę soboty przeleżałam. Wieczorem wyszłam pobiegać, niestety niedługo przez deszcz. Gdy weszłam do domu wyglądałam jak mokry szczur. Skierowałam się pod prysznic i w niedługim czasie zasnęłam.
W niedzielę mój kac moralny zniknął więc mogłam pojechać do sklepu. Mój samochód nareszcie dotarł z Londynu. Wstąpiłam do najbliższego sklepu. Zrobiłam zakupy na cały tydzień, gdy próbowałam wziąć sok z najwyższej półki ktoś mnie wyprzedził i podał mi. W tym momencie byłam zła, że nie odziedziczyłam wzrostu po tacie.
-Dziękuję- uśmiechnęłam się do wysokiego blondyna, który odwzajemnił uśmiech
-Tom Collins, nie widziałem Cię tu nigdy
-Bella Smith, przeprowadziłam się kilka dni temu z Londynu
-O proszę, zbytnio klimatu nie zmieniłaś- zaśmiał się
-Dlaczego każdy tu zwraca uwagę na pogodę?- również odwzajemniłam śmiech
Przegadałam z blondynem jeszcze 15 minut, pomógł mi nawet zanieść zakupy do samochodu.
-Masz ochotę na kawę?- zaproponował
-Um.. jasne, czemu nie- ta znajomość zapowiadała się naprawdę dobrze
Po długiej rozmowie przy kawie wymieniliśmy się numerami i mogłam wrócić do domu gotować obiad. Przysięgam że kupię sobie psa jeśli moi rodzice będą tak wyjeżdżać. Zaprosiłam Sarę żeby wyjaśnić jej co stało się po imprezie. Po wspólnym obiedzie przeszłyśmy do salonu.
-Czyli chcesz powiedzieć, że Ethan Black zabrał Cię z imprezy do siebie i spałaś w jego łóżku?- jej oczy zaraz wyjdą
- Dokładnie, chyba mam słabą głowę.. Nigdy więcej imprez- uśmiechnęłam się
-Czyli za tydzień nie idziesz do Alexy?- popatrzyłam na nią i w tym samym czasie wybuchnęłyśmy śmiechem- rozumiem że nie. A w ogóle jutro na wfie ma przyjść nowy praktykant, pojedzie z nami na wycieczkę za dwa tygodnie! Podobno nieziemsko przystojny- rozmarzyła się
-Przypominam Ci, że to praktykant, niedługo może stać się Twoim nauczycielem- powiedziałam z naciskiem
-Oh no sama zobaczysz, dla niego warto łamać prawo, masz może wino?- zapytała z nadzieją
-Jutro jest szkoła..No dobra- po chwili wróciłam z winem
-Nie bądź taka święta Smith, matko skąd masz takie drogie wino?
-Nie wiem, to rodziców, nie mów do mnie jak Ethan!- wystawiłam jej język.
-No jasne, tylko Pan Black może tak do Ciebie mówić- sugestywnie ruszyła brwiami.
Sara została na noc. Następnego dnia poszłyśmy do szkoły pieszo co nie spodobało się rudej.
-Zamorduję Cię kiedyś- zrobiła groźną minę- nie wypiłyśmy tak dużo
-Miała być jedna lampka- zaśmiałam się.
Pierwszą lekcją był WF. Spóźniłyśmy się pięć minut. Gotowe wbiegłyśmy na halę. Spojrzenia wszystkich były skierowane na nas.
-Panie prowadzą rozgrzewkę- usłyszałam głęboki głos za sobą na co się spięłam. Odwróciłam się w stronę głosu
-Eee ja dziś nie ćwiczę, wie Pan jak to jest- dzięki Sara
-Panna Smith poprowadzi w takim razie rozgrzewkę sama- wbił we mnie swoje spojrzenie i się uśmiechnął.
Po WFie skierowałam się do Sary, która od razu mnie zaatakowała.
-Panna Smith? Bella?- była w totalnym szoku, ja zresztą też
-Pamiętasz Toma Collinsa, o którym Ci mówiłam?
-No nie wierzę! Ale masz szczęście!
-Chyba pecha.