szósty.

9 2 0
                                    

- Pozwól mi wyjaśnić – mówiła, obserwując spanikowanego przyjaciela pośpiesznie zbierającego swoje rzeczy.

- Czym ty jesteś, do cholery?! – krzyczał. Cofnęła dłoń, którą chciała ułożyć na ramieniu chłopaka, który chociaż na chwilę przestał krzątać się po pomieszczeniu. Chciała mu powiedzieć, ale nie sądziła, że okazja nadarzy się tak szybko. Myślała, że sama znajdzie odpowiedni moment. Spokojnie wytłumaczy mu, o co we wszystkim chodzi. Wtedy, kiedy sama zrozumie, kim się stała. Jej zdaniem należało poczekać.

Ale życie ma to do siebie, że nie bierze naszego zdania pod uwagę.

- Felix, błagam, poczekaj – odezwała się, jakby sama do siebie, gdy usłyszała trzask zamykanych w pośpiechu frontowych drzwi.

Ukryła twarz w dłoniach, plecami stykając się z zimną ścianą. Powoli osunęła się na podłogę, podkuliła nogi, obejmując je drżącymi dłońmi, spod powiek wypuściła pierwsze łzy.

I właśnie wtedy po raz pierwszy pomyślała, że znów musi uciekać i że to chyba właściwy czas, by udawać kogoś innego, skoro bycie sobą zrobiło się niebezpieczne.

~*~

Biegł między konarami wysokich drzew, nie bojąc się otaczającej go ciemności. Wyglądał, jakby się do niej przyzwyczaił, jakby nie była mu obca, jakby nie skrywała potworów z dziecięcych wyobrażeń. Obserwowała, jak lekko czuł się w biegu, jednocześnie chowając w spojrzeniu nieodstępujący mu na krok niepokój. Stopy miał bose, a niebieska koszula w kratkę okrywała jego ramiona, ukazując zakrwawiony tors. Bo stała obok, jakby ktoś umieścił przygodę chłopaka w szklanej kuli, którą dostała pod choinkę, mając siedem lat. Jakby trzymając przedmiot w dłoniach, mogła przechylić go w bok i całkowicie zmienić bieg historii. Próbowała biec za nim, niejednokrotnie, ale za każdym razem szklana bariera nie pozwalała jej wkroczyć do lasu uwięzionego w szklanej kuli. Mogła tylko patrzeć. Jak mim udawać, że jest zamknięta w pudełku, imitując dotykanie niewidzialnej ściany przed nią. Przez chwilę naprawdę chciała zapytać, dlaczego ucieka, przed kim chce się skryć, ale nie dostała żadnej szansy. Krzyczała, żeby się zatrzymał, ale to również nie skutkowało. Biegł przed siebie, jakby był tam zupełnie sam. Biegł, ale nie widział przepaści przed sobą. Nie słyszał też tego, że ostrzegała. Spadł, a ona nie widziała nic, prócz ciemności.

I to chyba wtedy przestała w końcu śnić.

~*~

Stała na środku polany. Tej samej, na której pierwszy raz posmakowała magii. Dom stał tam, gdzie powinien, ale ona nie czuła się bezpiecznie. Ubrana była w pidżamę i była prawie pewna, że jest trzecia nad ranem. Mimo wszystko stała tu, marznąc i czując dziwne kłucie w sercu. Nie pamiętała, jak się tu znalazła, ale wszędzie rozpoznałaby chłopaka, którego nie potrafiła dogonić w żaden z możliwych sposobów. Tego, który spadł, ale nie słyszała jego rozpaczliwych krzyków.

Szelest liści sprawił, że zwróciła zmęczone, zdezorientowane spojrzenie za siebie. Kątem oka zauważyła powiewający niebieski materiał w kratkę, co sprawiło, że gwałtownie się odwróciła, chcąc zauważyć więcej.

- Noah? – usłyszała za sobą. W progu drewnianego domu stała Candice, palce mocno zaciskając na miękkim materialne swojej zbyt dużej ulubionej bluzy. Wyglądała, jakby wygrzebała ją gdzieś przy męskim stoisku z ubraniami.

liderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz