Rozdział 7

119 10 3
                                    

Amy Westling POV:

Nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Parę metrów ode mnie stał mój ukochany, mój Jack, mój Wróbel. Patrzyłam na niego jak zahipnotyzowana, a on tak samo wpatrywał się we mnie.

Nie myśląc wiele, podbiegłam do niego złapałam jego twarz w dłonie i bez słowa wyjaśnienia, po prostu pocałowałam. W tym momencie nic się dla mnie nie liczyło. Byliśmy tylko on i ja, w świetle pierwszych promieni słońca, które właśnie się budziło.

- Oh Calypso, Jack, to naprawdę ty - powiedziałam, patrząc mu w oczy, kiedy się od siebie odkleiliśmy. Łzy szczęścia lały mi się po policzkach. 

- Truskaweczka? - zapytał widocznie rozpromieniony.

- No nie, wiesz co? Borówka - odpowiedziałam poprawiając mu kapelusz. Zawsze to robiłam, mimo że Jack dbał o to by nosić go prosto. Zaśmiał się.

W jednej chwili humor mi się zepsuł kiedy przypomniałam sobie o tej pamiętnej nocy, gdy mnie zostawił. Zupełnie nie panując nad ruchami i emocjami, przyłożyłam mu siarczyście z liścia.

- To za to, że mnie zostawiłeś i że wypłakiwałam sobie za tobą oczy przez trzy lata - powiedziałam sama zaskoczona własnym zachowaniem, jednak zaraz, nadal nad sobą nie panując przyłożyłam mu jeszcze raz. Tym razem w drugi policzek - A to na wszelki wypadek, gdyby znów przyszło ci do głowy mnie zostawiać! - ostrzegłam go.

- Auć - stęknął cicho, rozmasowując policzki, a ja podeszłam do niego, wzięłam jego twarz w dłonie i ucałowałam go w nos.

- A to za to, że kocham cię najbardziej na świecie, Wróbelku.

- Dobra, dosyć tego słodzenia, bo zęby bolą - wciął się Unmensch i wróciła szara rzeczywistość. - Proszę, proszę, chłopcy, patrzcie kto nas zaszczycił. Jack Sparrow. 

- Kapitan! - poprawiłam razem z Jack'iem Unmensch'a, po czym splotłam swoją dłoń z dłonią Jacka.

- A ciebie nikt o zdanie nie pytał - warknął do mnie Unmensch i popchnął mnie tak, że prawie upadłam - Lepiej zrobisz jak pójdziesz szorować pokład.

- Hej, hej, hej wolnego - zaczął Jack, łapiąc Unmensch'a za ramiona i odwracając w swoją stronę, Hans jednak szybko zrzucił ręce Jack'a z ramion.

- Najpierw, ukradłeś mi Afrodytę, potem została zatopiona przez ciebie, więc nie mów mi łaskawie co mam robić! - wkurzył się Niemiec.

- Hans, spokojnie, złość piękności szkodzi - mówił Jack,  a ja zauważyłam, że Unmensch trzyma rękę na rękojeści szabli.

- Kapitanie, Jack wie jak dopłynąć na Isla de muerta - Unmensch popatrzył na mnie lekko zdezorientowany, a po chwili przeniósł wzrok na jeszcze bardziej zdezorientowanego Jack'a. 

 - Nie buja? Wiesz gdzie to jest? - wysyczał mu w twarz

- Być może? - Jack wyszczerzył się do Unmensch'a, a ten wziął go za ramię i popchnął  za ster.

- Prowadź - nakazał Jack'owi, po czym przybliżył usta do jego ucha i coś wyszeptał. Jack, przez chwilę wyglądał jakby chciał zaraz zwymiotować, ale za moment mu przeszło.

- Amy, pokład sam się nie wyszoruje - powiedział pan Gray za moimi plecami wyrywając mnie z rozmyślań. Odwróciłam się do niego, wzięłam wiaderko z wodą i szczotką, które trzymał w ręce i zabrałam się do roboty. 

*** 

Kiedy skończyłam wpłynęliśmy w tak gęstą mgłę, że ledwo dało się zobaczyć dziób Luny. Niebo było zachmurzone, a Hans sprzeczał się o coś z Jack'iem. Morze było spokojne. Ja siedziałam na beczce, przy burcie i próbowałam cokolwiek zobaczyć poza szarą mgłą. Załoga grała na pokładzie w kości. Ogólnie rzecz biorąc, było dość nudno. Nawet się nie zorientowałam, kiedy przysnęłam, oparta na łokciach.

~Bring Me That Horizon~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz