1. Przykro mi.

5 2 5
                                    

* pół roku później *

Już minęło pół roku... Pół roku od kiedy nie ma ze mną taty. Nie wiem jak to przetrwałam, z mamą w jednym domu. Choć nie ma mnie tu przez całe dni, to i tak czuje się okropnie z myślą, że mieszkam z kobietą, która stała się ćpunką i pijaczką. Już tak przez sześć i pół miesięcy. Walczę z nią o moje zarobione pieniądze, które przeznaczyłabym na coś bardziej pożytecznego niż alkohol i narkotyki.

Nigdy bym nie pomyślała, że śmierć bliskiej osoby może takie straszne szkody wyrządzić w drugim człowieku. Wiedziałam, że to prędzej czy później to nadejdzie, ale nie myślałam, że to potrwa przez tak długi czas i w taki sposób. Z jednej strony współczuję mamie, bo wiem, że cierpi, ale ona nawet nie próbuje walczyć z chorobą. Bo to jest choroba i należy ją leczyć. Nie jeden raz proponowałam mamie, by poszła na terapię, lecz ona mnie tylko wyśmiała. Sama próbowałam jej wytłumaczyć, że to co robi nie jest dobre, dla mnie, a szczególnie dla niej.

Powoli zaczęłam się zbierać do pracy. Robię to o czym zawsze marzyłam, czyli praca w restauracji, ale nie przez tyle godzin! Na szczęście są przerwy, które się staram przeznaczać na odpoczynek dla moich nóg. I jeszcze są w miarę sympatyczni ludzie, którzy wiedzą z jakiego powodu pracuję tyle godzin. Naprawdę się staram, tylko szkoda, że mama tego nie widzi.

Związałam włosy w koka, wzięłam kluczyki od auta, torebkę i ruszyłam przed siebie. Uśmiechnęłam się widząc poranną rosę na podwórku i budzące się do życia wszelkie rośliny. Wzięłam głęboki wdech i powiedziałam sobie w duchu, że to będzie piękny dzień.

Droga do pracy przebiegła tak jak zawsze. Piętnaście minut w jedną stronę, jeszcze po drodze wjechałam po kwiatka, by później odwiedzić tatę na cmentarzu.

- Hej Karen. - Weszłam od strony zaplecza i przywitałam się z szefową kuchni. Była jak zawsze pierwsza, bo musi odebrać świeże zamówienie. Podziwiam ją, że od pięciu lat pracuje w jednej restauracji od rana do nocy. I to jeszcze z tyloma obowiązkami.

Przeszłam do szatni, gdzie się przebrałam i zostawiłam swoje rzeczy w mojej szafce. Od razu zabrałam się za obieranie i krojenie warzyw, by pozbyć się niepotrzebnych myśli w mojej głowie, które kręciły się wokół tego, co się dzieje w domu. Muszę z kimś o tym porozmawiać, bo oszaleję.

- Halo, ziemia do Hanny. - Szturchnął mnie w ramie Joe - wysoki brunet z bujną czupryną, jego oczy były dość ciemne z niebiesko zieloną poświatą. Podczas spojrzenia niekiedy zmieniały barwę na bardziej intensywną, dzięki czemu można było bardziej dostrzec kolory. Tatuaże miał  prawie na całym ciele. Na co dzień pracuje tutaj jako pizzerman, a dorabia sobie u samotnych mam, które nie mają z kim zostawić dzieci. Joe jest moim przyjacielem, zawsze widzi gdy coś się ze mną dzieje nie tak. - Jak tam?

- A jak myślisz? - Nadal mówiłam w stronę moich dłoni, by nie zrobić sobie krzywdy nożem.

-Hmm... mam nadzieję, że jest dobrze, ale przeczuwam, że nie jest. - Westchnął i oparł się o szafkę. - Jeśli chcesz pogad....

-Tak, wiem, dzięki. - I tymi trzema słowami, zakończyła się nasza rozmowa.

Przez całą resztę dnia rozmyślałam nad tym co by się stało, gdybym wyjechała w miejsce, które jest dla mnie przeznaczone. Miejsce, w którym czułabym się bezpiecznie i szczęśliwa. Może kiedyś... Teraz mam na głowie WSZYSTKO.

***

Byłam w drodze do sklepu, kiedy zadzwoniła do mnie mama.

-Słuchaj, gdzie jesteś? - Mruknęła po drugiej stronie.

-Jadę do sklepu, muszę zrobić znowu zakupy.

-To weź najpierw przyjedź do domu, bo kolega czeka na pieniążki. - Nie mogłam w to uwierzyć. Dla niej narkotyki są ważniejsze od jedzenia.

-To niech sobie jeszcze poczeka, jestem w drodze do sklepu. - Już dosyć, zbyt długo byłam uległa. Czas się stawiać, nie jestem małą dziewczynką, która nie ogarnia świata. 

-Masz przyjechać natychmiast do domu, bo jak nie, to ci tak wleję, że się nie pozbierasz! Słyszysz?! - Myślałam, że zaraz wyskoczy mi z tego telefonu i rzuci się na mnie. Nienawidzę jak tak krzyczy, ale nie mogę się złamać, nie tym razem.

-Przykro mi. - Rozłączyłam się, bo dalsza rozmowa niemiałaby sensu.

Próbowałam robić zakupy w spokoju, lecz wiedza o tym, że ktoś mnie może skrzywdzić po powrocie do domu, była okropna. Tak samo jak wracanie do niego i wypakowywanie wszystkich reklamówek z auta.

-Mówiłam, żebyś najpierw przyjechała do domu! - Od razu po wejściu do domu, poczułam na moim policzku dłoń mamy.

-Mam dosyć! Cały czas krzyczysz, wymagasz ode mnie, żebym robiła to co chcesz. Dzisiaj musiałam jechać do sklepu, bo zamiast się zająć czymś pożytecznym, to wpierdzielasz wszystko z lodówki. Dlaczego nie mogę otrzymać od ciebie takiej miłości jaką dostawałam od taty? Dlaczego? - Wykrzyczałam w końcu, to co trzymałam w sobie od śmierci taty.

Upuściłam reklamówki na ziemię i zaczęłam wygrzebywać z torebki portfel. Wyjęłam z niego pieniądze, które odłożyłam dla mamy i wepchnęłam je w jej klatkę piersiową.

-Masz! Wypchaj się tym. - Z płaczem ruszyłam po produkty, które kupiłam dla siebie.

-Wracaj! - Krzyknęła, gdy siedziałam w aucie. Postanowiłam, że na noc pojadę do osoby, która zawsze mnie przygarnie do siebie, bez względu na wszystko.

____________


"I just want to be loved"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz