1. Rycerze

40 2 0
                                    


To był bardzo cichy i spokojny wieczór w Zamku Wieczności. Wszystko zdawało się być na swoim miejscu. Minęło dziesięć lat "tam na górze" odkąd Alicja ukradła Chronosferę i cały Krajdół zardzewiał aż do swojej(krótkiej, ale jednak) śmierci.
Od tamtego czasu nikt nie niepokoił Władcy Czasu, ale wkrótce miało się to zmienić...

Wielu rycerzy szturmem wtargnęło do zamku. Ich gromkie okrzyki i szorstkie głosy wprawiały w drżenie ściany wokół i odbijały się odeń echem. Tłum mężczyzn wielkich jak drzewa i jak one ciężkich. Ich twarze czarne jak cień z którego powstali, ich oczy czerwone jak krew, której pożądali. Ośmielę się stwierdzić, że nikt w całym Krajdole nigdy nie widział ich wcześniej.

Sekundy usłyszawszy harmider zebrały się, a wraz z nimi Wilkins, by wyjść gościom na spotkanie.
W tym samym momencie w którym oczy lokaja zetknęły się z błyszczącą klingą miecza jednego z intruzów, wiedział, że musi zachować pozory, jakoby nie zdołali go przestraszyć.
-Daj nam to, czego chcemy, a nie skrzywdzimy cię! - Rzekł jeden z wichrzycieli.
-Nie, proszę Pana! Nie ma takiej możliwości! Nalegam abyście oddalili się jak najszybciej! Nie zostaliście zaproszeni! - Krzyknął Wilkins.
Mężczyźni nie zamierzali zawrócić i zamiast rozmawiać dalej, wypowiedzieli Sekundom regularną bitwę. Wspomniane Sekundy a za nimi Minuty, choć małe, walczyły z nimi dzielnie. Mimo to nawet Godzina nie zdołała zatrzymać ataku i została rozbita z powrotem na mniejsze części.

Walka rozniosła się po najciemniejszych częściach zamku.
Czas wyszedł ze swojego pokoju, słysząc hałas niewiadomego pochodzenia. -Co tu się dzieje, do licha?! - Krzyknął oburzony, że ktokolwiek śmiał zakłócić jego spokój.
-Nie dajcie im przedrzeć się dalej! - Wilkins poinstruował Sekundy po czym zwrócił się do Czasu krzycząc - Panie! Ratuj się! Mamy nieproszonych gości!

Czas ujrzał Sekundy i Minuty, rozrywane i rozbijane na drobne części i rzucił się biegiem z powrotem do pokoju, szukając broni. Bez wahania sięgnął po czarny miecz, który wisiał nad płonącym kominkiem.
-Kim oni są? - Wilkins usłyszał głos czasu tuż za sobą.
-Nie mam pojęcia! - Odparł krótko dysząc ze zmęczenia.
-Jesteś pewien, że poprosiłeś ich aby wyszli? - Czas odepchnął jednego z niegodziwców, gdy ten zbliżył się niebezpiecznie do lokaja chcąc go zranić. Przez chwilę Czas oraz Wilkins walczyli stojąc blisko, plecami do siebie.
-Oczywiście, że tak! - Odparł w końcu lokaj -Ale ci panowie są bardzo nieokrzesani!

-No cóż, w takim razie nauczymy ich manier! - Czas oraz jego towarzysz zręcznie i z gracją unikali ciosów mieczy, lecz walka nie miała się zakończyć tak szybko. Jeden z intruzów, ich lider, wystąpił aby rzucić wyzwanie Czasowi.

-Proszę, proszę, proszę. - Rzekł rycerz z obrzydliwym uśmieszkiem na swojej czarnej twarzy.
-Jeśli chcesz coś powiedzieć, zrób to szybko! - Upomniał go Czas.
-Kim jesteś? - Zapytał i była to ujma sama w sobie.
-Jam jest Czas! Powiernik wszystkiego co jest i kiedykolwiek będzie!
-O, doprawdy? Zdawało mi się, że jesteś większy...To wyjaśnia te wielkie naramienniki.
-Posłuchaj - Warknął zniecierpliwiony Czas -Mam cały czas we wszechświecie by z tobą gadać, ale wyobraź sobie, że nie jestem zainteresowany!

Zderzyli się we walce na miecze.
Ostrza szczękały straszliwie, a ciosy były tak szybkie, że trudno było orzec o przewadze któregoś z mężczyzn.

Jatka wokół nich ustała niemalże do zera, gdyż wszyscy pozostali, patrzyli nań zaciekawieni, zastanawiając się kto wygra.

-Mistrzu! Wycofaj się! - Krzyknął Wilkins, lecz Czas, w żadnym razie, nie zamierzał się poddać.
Nagle, oponent skontrował jeden z ciosów jego miecza swym czerwonym ostrzem, następnie uchwycił nadgarstek Czasu. Stanęli ze sobą twarzą w twarz.
-Za kogo ty się masz?! Zabieraj ze mnie swoje brudne łapska!!! - Krzyknął Władca Czasu i natychmiast wyrwał rękę z uścisku. Złoczyńca uśmiechnął się lekko.
-Jesteśmy tu dla Ciemności... - Zaczął, lecz nie było mu dane zostać wysłuchanym.
-Nic mnie to nie obchodzi! Wynoś się stąd! WYNOCHA!!! - Czas nie zamierzał się powtarzać. Złość w nim kipiała.
-Zmuś mnie! - Prowokował lider Mrocznych Rycerzy.
-Na pewno nie wyleczę tej rany, masz to jak w banku! - Wycedził przez zęby wściekły Czas. Wziął rozpęd i zamachnął się z mieczem, gotów by zadać śmiertelny cios swemu przeciwnikowi, lecz niestety, ten tylko na to czekał. W doskonałym momencie zrobił unik, zaraz przed tym jak inny z mężczyzn zaatakował Czas od tyłu.

-Jest ich zbyt wielu! - Zawołał Wilkins i spojrzał w kierunku swego Pana, ale było już za późno.

Niebieski piorun wystrzelił z rany, trafiając nikczemnika, który ośmielił się zanurzyć swe plugawe ostrze w plecach Czasu. Obaj zawyli z bólu i upadli na podłogę. Napastnik wyraźnie martwy, natomiast Czas nie do końca świadomy tego co właśnie się stało. Wilkins dopadł jego boku tak szybko jak było to możliwe. -Czy wszystko w porządku? - Zapytał, lecz ten go nie słuchał.
-"Ciemność"? - Wciąż oszołomiony, Czas myślał głośno, próbując przy okazji się podnieść. Wodził dookoła spojrzeniem swych elektrycznych, niebieskich oczu, a w głowie strasznie mu szumiało. - Zegary! - Jęknął, gdy odpowiedź niemal uderzyła go w twarz i ruszył z nagła w jeden z zamkowych korytarzy.

Ktoś już tam był, w pokoju "Krajdolan Umarłych". Bramy były otwarte i część zegarków leżała porzucona na podłodze, wyrwana ze swoich miejsc.
Jak Czas mógł tego wcześniej nie zauważyć?!
Wspomniany, pobiegł do miejsca w pokoju o które najbardziej się obawiał, kierując swe kroki ku odpowiedniej literze.
-Zabrali je...Najbardziej straszliwe kreatury w historii! ZNIKNĘŁY! - Jęknął przerażony.

W mgnieniu oka Władca Czasu powrócił na pole uprzedniej bitwy i nie namyślając się długo, pochwycił jednego z Mrocznych Rycerzy.
-Gdzie są zegary?! Co żeście uczynili?! - Ryknął wściekle, szarpiąc mocno za zbroję mężczyzny, ale na próżno.

Intruzi, jak jeden mąż, uciekli tak szybko jak było to możliwe, pozostawiając Czas bez odpowiedzi.

-To była walka z czasem... I przegrałem? - Jęknął niedowierzając Władca Czasu. To było wręcz niemożliwe.
-Nie ma ich już, Panie, powinieneś... - Wilkins zbliżył się do niego wyciągając ku niemu dłoń, lecz nim zdołał go sięgnąć, niebieski szok elektryczny wstrząsnął ciałem Czasu. Ten chwycił się najbliższej z kolumn chroniąc się przed upadkiem.
-Panie?! - Krzyknął lokaj, nie wiedząc co powinien zrobić. Czas mu nie odpowiedział, osłabiony stał niepewnie na nogach. Nie mógł się ruszyć choćby o centymetr, to na pewno.
-Nie ruszaj się! Zabierzemy cię na górę! Udam się do Krajdołu, będziemy potrzebować kilku rzeczy, których tu nie mamy!
Sekundy, które były w stanie się poruszać po walce wystąpiły ku nim i utworzyły Minutę, lecz Czas nie miał zamiaru nigdzie się z nimi udawać. -Daj mi miecz. - Powiedział w końcu i z momentem w którym znów dzierżył ostrze w dłoni, oparł się na nim i jak o lasce zaczął kroczyć powoli w kierunku sali tronowej. Tam usiadł na swym tronie i pozwolił sobie złapać oddech, dysząc ciężko. Następnie zastanawiał się przez dokładnie jedną minutę.

Będąc pewnym, że nie jest już potrzebny swemu panu, lokaj próbował się oddalić, ale ostry głos Czasu zatrzymał go.

-WILKINS! - Wrzasnął jakby doznał olśnienia. - Idą po nich! Zabrali zegary umarłych!

-Och! Mój Panie! Jak się czujesz? - Zapytał Wilkins niechcący ignorując jego słowa.
-Musimy się spotkać z Białą Królową! Natychmiast! - Oczy Czasu były duże i szeroko otwarte. Poruszony, spróbował gwałtownie podnieść się z fotela, lecz ból który objął na powrót jego ciało okazał się zbyt silny. Nie był w stanie więcej się poruszyć, tym bardziej wstać o własnych siłach.
-Spokojnie, Mistrzu. Musisz odpocząć, musisz...- Wilkins starał się go uspokoić, ale Czas mu przerwał.
-Ostrzeż ich, Wilkins! Nie pozwól tej dziewczynie tutaj wrócić! To będzie katastrofa!
-Dobrze, ale najpierw potrzebna ci pomoc, bezzwłocznie!
-Masz ich ostrzec powiedziałem! Ale już!... PROSZĘ!
-D-dobrze! Jak sobie życzysz! Trzymaj się, Panie! Niedługo wrócę! - Powiedział lokaj. To wyrzekłszy opuścił Zamek Wieczności tak szybko jak mógł.

Alicja w Krainie Czarów: Rzeczy, które nie będą trwały wiecznieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz