Rozdział 3

22 5 1
                                    


Teraz, gdy trwaliśmy w ciszy nie przerywając kontaktu wzrokowego, mogłam dostrzec to, co wcześniej wzbudzało we mnie niepokój. Pod tą nader spokojną oraz pewną siebie taflą błękitnej tęczówki ukryty był płomień. Przyduszony warstwą opanowania i rozsądku, mogłam go dostrzec tylko na moment. 

Ale tyle wystarczyło, abym dostała gęsiej skórki i by zaschło mi w gardle. Dopuściłam więc do swoich oczu błysk ekscytacji.
Blondyn opadł wygodnie na oparcie krzesła i bacznie obserwował każdy mój najmniejszy ruch. 

^A więc tak chcesz się bawić?^

Zirytowana już lekko ciągle trwającą ciszą chciałam ją przerwać, lecz wtem jeden z ognistych języków uwolnił się i zaczął wywiercać mi dziurę w głowie. Erwin próbował dostać się do mojego umysłu. Pogromić mnie jednym spojrzeniem, abym ujawniła to, co naprawdę czuję.

^Muszę uważnie dobierać każde słowo, kontrolować każdy ruch. Nie dać się pochłonąć temu dzikiemu spojrzeniu^

Wiedział, że jestem zbyt uparta by przerwać kontakt wzrokowy. Wiedział, że mimo wszystko nie odpuszczę. Wiedział i starał się to wykorzystać. 

^On jest niebezpieczny^

Wstrzymałam mimowolnie oddech i starałam się odbijać jego ataki, ale błękit jego oczu działał na mnie hipnotyzująco. Stopniowo zaczął zagłębiać się w coraz to dalsze warstwy mojego umysłu, usiłując sprawdzić, co kryje się pod moją obecną maską. Wiedziałam, że długo tak nie pociągnę, że jeszcze chwila a strach zacznie mnie obezwładniać.  Nie mogłam do tego dopuścić. 

Z udawanym spokojem zamknęłam oczy, przerywając tym samym samym kontakt wzrokowy i spuściłam głowę w dół. Wiedziałam, że przegrałam  i czułam narastający gniew z tego powodu. Ale nie dałam tego po sobie poznać. Otworzyłam oczy i jeszcze przez sekundę obserwowałam ułożenie fałd na moich spodniach. Mimo, że ta walka z jego wzrokiem trwała niespełna minutę, czułam, że pozbawiła mnie połowy sił. Na mojej twarzy pojawił się szaleńczy uśmiech i z powrotem, nie starając się przy tym ukryć blasku zaintrygowania, obdarzyłam go wilczym spojrzeniem. 

-Nie byłoby zabawy...- Mężczyzna zacytował moje słowa i zaczął zapisywać, na wcześniej przygotowanym kawałku papieru, nie znanej mi treści notatki.

-Wydajesz się być niezwykle interesującym człowiekiem Smith-
Odezwałam się w końcu. Mój głos miał w sobie nutkę rozbawienia.

On jednak zdawał się mnie ignorować, lekceważyć. Doprowadzało mnie to do szału. Z każdą sekundą zaznaczał swoją wyższość nade mną. Próbował mi zakomunikować, że nie jestem dla niego żadnym wyzwaniem, że mógłby mnie zmiażdżyć niczym wstrętnego, małego, bezsilnego robala. Nie doceniał mnie.  

-Doprawdy?- Podniósł jedną brew i zaczął stukać długopisem o kartkę.

Arogancja, z jaką wypowiedział to słowo wystarczyła, aby krew się we mnie zagotowała. 

-A mi się wydaje...- Kontynuował  z przerażającym błyskiem w oczach- Że obawiasz się czegoś. Boisz się, że gdy wszystko nam wyśpiewasz, to zmniejszymy ci wyrok i wypuścimy na wolność. A gdy do tego dojdzie to ci, których zdradziłaś znajdą cię i dopadną. Nie bawisz się z żandarmerią dla własnej uciechy, tylko bronisz własnego tyłka.

-Pudło mistrzu. Wydawać to ci się może wszystko Smith- Tylko cud powstrzymywał mnie od przeskoczenia przez mebel i rozdarcia blondyna na strzępy, ale wiedziałam, że okazanie gniewu, tylko mnie pogrąży- Informacje jakie niegdyś otrzymywałam są poufne, a ja nie należę do tego typu osób, które przy większej trudności puszczają farbę i potulnie chowają się w kąt. Możesz mnie przesłuchiwać, torturować, czy wywiercać dziurę w głowie tym swoim śmiesznym spojrzeniem do usranej śmierci, a ja i tak nic ci nie powiem. 

Oparłam się wygodnie o oparcie krzesła posłałam wzrok wyczekujący rozwoju sytuacji. Erwin wydawał się jednak... zadowolony.

^Co do cholery^

 -Właśnie potwierdziłaś wszystkie moje przypuszczenia- Zaczął z powrotem kreślić coś na kartce.

^A idź do diabła^

-Jeśli tylko tak uważasz- Spojrzałam na niego z wyszczerzyłam usta w kpiący uśmiech.

-Jesteś oddana i uparta- Kontynuował- Nie zdradzisz powierzonych sobie w zaufaniu informacji nawet za cenę własnego życia.

Wbiłam sobie boleśnie paznokcie w uda. 

-Jak ci na imię?

Odetchnęłam, uspokoiłam myśli i zostawiłam moje nogi w spokoju.

- Mam na imię Kopciuszek. Mieszkam w magicznym królestwie zwanym Nibylandią. Masz racje, obawiam się, że gdy tylko stąd wyjdę to zła wiedźma... to znaczy moja macocha... mnie pożre- Mówiłam głosem dziecka, mentalnie śmiejąc się.

^Niby taki bystry, a naiwnie zadaje mi pytania, z których nie sposób zażartować^

-A co gdybym...- Ciągnął całkowicie niewzruszonym głosem- Byłbym w stanie pozbyć się twoich wszystkich zmartwień?

^PANIE I PANOWIE, WKOŃCU COŚ NOWEGO. BRAWA DLA TEGO PANA^

- Zjesz moją macochę zanim ona pożre mnie?- Dalej ciągnęłam tą farsę- Szczerze odradzam, możesz mieć przez to niezłe rewolucje żołądkowe.

Blondyn, jakby nie reagując na moje głupie słowa, podniósł leżącą na stolę kartkę i odrzekł:

-Ten list może być twoją przepustką do nowego życia- Jego wzrok stał się cięty a głos niewyobrażalnie poważny- Mogę ci zapewnić ochronę i opiekę w zamian za kilka przydatnych informacji.

-A więc o to ci chodzi- Wysyczałam- Chcesz abym stała się twoim osobistym wojskowym kundlem.

Zaśmiałam się gardłowo.

-Skąd mam mieć pewność że mnie nie oszukasz?- Spytałam.

-Skąd ja mam mieć pewność że nie sprzedasz mi fałszywych informacji?- Zmarszczyłam brwi na te słowa- Czy czasem nie warto zaryzykować?

Zamilkłam na moment. Biłam się z myślami. W gruncie rzeczy miał racje, mogłam mu opowiedzieć najbardziej tandetną bajkę i odzyskać "wolność". Sęk w tym że wtedy należałabym do Smitha. Byłabym jego podwładną, a on panem mojego losu. Gdyby tylko zechciał, mógłby mnie wysłać na spotkanie integracyjne z tytanami i koniec historii. Nie byłoby nawet czego chować do grobu. 

-Interesujące, ale odmawiam- Dodałam głośniej- Wolę pętle.

Po tych słowach wstałam i podeszłam do drzwi.

-Szybko podejmujesz decyzję, Naori.- Powiedział i podniósł się z krzesła- Masz tydzień na rozpatrzenie mojej propozycji.

Błyskawicznie zwróciłam głowę ku miejscu, skąd dochodził głos. Nie odpowiedziałam tylko patrzyłam się na niego ze zdziwieniem. Strażnik chwycił mnie za ramie i zaprowadził z powrotem do części więziennej. 

-Jebany Smith- Wysyczałam, gdy tylko znalazłam się w swojej celi.

Heeej
Oto trzeci już rozdział tego jakże cudownego opowiadania.

Prawdopodobnie nasoliłam tutaj więcej błędów niż widnieje w zeszycie trzecioklasisty więc pokornie proszę o korektę xD

Dziękuję za przeczytanie rozdziału i papa~~






Czekaj... To Znaczy... Możesz Zostać (Levi x Oc)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz