Rozdział 2

386 30 16
                                    




Po wybraniu oddziałów, na następny dzień wyjeżdżaliśmy już z korpusu treningowego do miejsca, w którym zamieszkują zwiadowcy.

Byłam zmuszona wstać wcześnie z tego powodu, że już o świcie musieliśmy wyjeżdżać.

Ugh, jakbyśmy nie mogli zrobić tego po południu.

Tak jak powiedziałam tak się stało. Przygotowałam swoje ubrania i wpakowałam do torby. O świcie dosiedliśmy koni i podążaliśmy słusznie za żołnierzami, którzy po nas przyjechali.

Po drodze na szczęście nie spotkaliśmy żadnego tytana. Może dlatego, że było wcześnie rano i jeszcze ich siła nie zdążyła się odrodzić.
A to nawet i lepiej dla nas. Byliśmy bez sprzętu i jakiejkolwiek broni także walka w naszym wykonaniu była wykluczona.

Podróż mijała nam bez żadnych komplikacji. No może omijając fakt, że omal nie spadłam z konia i, że byłam cholernie zmęczona.
Codziennie sobie powtarzałam, że od dziś będę kładła się szybciej spać.

Ta coś chyba nie wyszło...

Kierowaliśmy się cały czas na południe aż w końcu po długim czasie dojechaliśmy do wielkich murów wjeżdżając od kompletnie drugiej strony bramy.

Tak jak się mogłam się spodziewać kwatera zwiadowców znajduje się w Troście co dość dużo wyjaśnia. To tam zazwyczaj się ugrupowywali jeśli dochodziło do jakiś misji poza mury.
W oddali było już widzieć bramę za którą znajdował się już dystrykt.
Robiło cię coraz cieplej z czym też pomału budziły się do życia tytani.

Ludzie stróżujący na murach zwinnie oczyścili nie dużą ilość tytanów spod bramy abyśmy mogli bezpiecznie przejechać.

Ja byłam na samym końcu z Sashą. Dziewczyna subiektywnie przez większość drogi opowiadała mi podekscytowana o tym, że podobno zwiadowcy mają własne zaopatrzenie z jedzeniem i to, że rekrutom wyprawiane są imprezy z powodu ich przybycia.

To, że mają własne zaopatrzenie jedzenia było do przewidzenia. Każdy korpus je ma. Ale o imprezach jeszcze nie słyszałam.
Mimo wszystkiego cieszyłam się wraz z dziewczyną.

Przekroczyliśmy próg bramy wjeżdżając na dobrze nam znaną uliczkę. Wokół nas roili się ludzie. Niektórzy przyglądali się nam z uśmiechem na twarzy a inni z pogardą jakbyśmy im rodzinę zabili.

Bynajmniej tak to wyglądało.

Gdzieś na poboczu były też dzieci,  którzy wzrokiem skanowali każdego z nas. Ich oczy świeciły się niczym kryształ.

Uśmiechnęłam się lekko na ich widok.

W tle można tłumiły się różne spekulacje na nasz temat. Również można było usłyszeć obelgi, które masowo leciały z niektórych ust, lecz raczej to schlebiłam niż miałabym się tym jakoś specjalnie przejąć.

Lecz nie rozumiałam czasem jednego.

Czemu to robili?
Poświęcamy własne życie by uratować tych darmozjadów, którzy tak na prawdę nigdy nie poczuli, ani nie poczują strachu, który towarzyszył nam wszystkim podczas pierwszego, bliższego spotkania z tymi bestiami.

Przeciskaliśmy się przez kilka uliczek aż w końcu podjechaliśmy pod wielki budynek. Był on trochę odsunięty od reszty budynków.
Do środka prowadziły nie duże schody w kolorze czerni.

Czyny Zakazane | Levi Ackerman (Levi x Oc) [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz