To nie tak, że Peter nie chciał uwierzyć. Wkładał wszystkie starania, by wciąż mieć choćby ziarenko nadziei, zalążek czegoś, co przy odpowiedniej pielęgnacji i opiece może rozwinąć się w silne przeczucie, rozrastające się z każdym dniem, dzięki promieniom obecnego słońca. Problem tkwił w fakcie, że brunet nie mógł zobaczyć tej płonącej gwiazdy, gasnącej powoli z każdą sekundą, niczym jego chęci do socjalizowania się. Chciał uwierzyć, ale nie mógł.
To nie tak, że James nie próbował każdej dostępnej opcji, by ponownie przekonać się do ludzkiego dotyku. Chodził na terapię, poszerzał grono znajomych, z wiarą, że ta kolejna osoba może okazać się akurat tą, której zaufa na tyle, by móc dzielić wzajemne ciepło momentami. On paląco potrzebował bliskości i równomierny strach dawała mu obawa bliskości, jak i jej brak. Chciał być odtykany i chciał dotykać, ale nie mógł.
Żadnemu z nich zagmatwanych ścieżek życia nie ułatwiała otaczająca ich, czarno-biała rzeczywistość. Obaj nastolatkowie oprócz własnego ciężaru na ramionach nieśli także presję, powstałą tylko z egoistycznych pobudek bytu, który kilka miliardów lat temu zapragnął stworzyć wymiar w którym się znajdują. Nadał, bądź nadała (bo płci stworzyciela czegoś tak skomplikowanego jak świat nie można być pewnym) mu przepiękne, szeroko gamowe ubarwienie, gdzie nawet te najciemniejsze odcienie granatu zdawały się zachęcać do dalszego przebywania stopni domu, które zdobiły. Jednak owa istota chyba nie była zbyt przychylnie nastawiona do ludzi, odbierając im możliwość doznania uroku otaczających go rzeczy, skazując ich na życie wśród smutnej szarości, póki ci nie odnajdą swoich bratnich dusz.
I wydawać by się mogło, że to idealne rozwiązanie, oszczędzające ilość złamanych serc, nieszczęśliwych związków, niechcianych dzieci, wywołanych kłótni i masy pozostałych mniej znaczących kwestii. Możliwe. Możliwe, gdyby nie fakt, że figlarny byt niezbyt przejął się faktem ogromnej liczby populacji ludzkości i rozpiętości lądu, który zaprojektował, stwarzając tym samym przypadkiem bardzo duże prawdopodobieństwo, że szarość otaczająca cię podczas urodzin, pozostanie z tobą aż do ostatniego mrugnięcia.
I aby czasem nie było w tej całej zabawie zbyt dużej ilości dróg na skróty, nie tylko musisz spotkać drugą połowę twojej jednolitej niegdyś duszy, by odzyskać utracone barwy. Potrzebujesz spojrzeć w jej oczy, aby świat zabarwił się dla ciebie.
I w tak przedstawionym, o ironio, świetle, James codziennie obwiniał się, iż jeżeli kiedyś stanie twarzą w twarz z przeznaczoną mu osobą, nie będzie jej w stanie podarować tego, czego potrzebuje do szczęścia oprócz nowo pozyskanych kolorów. Bo jak mógł kochać, skoro wstręt do dotyku skutecznie blokował jakiekolwiek próby wykreowania emocji. Barnes nie potrafił się smucić, nie uronił ani jednej łzy od ostatnich dziesięciu lat. Zdążył zapomnieć, co to radość i śmiech. Jedyne uczucie, które pozostało po tym, jak wypadek zabrał mu nie tylko część ciała, ale także wszelkie odczucia, to strach. Strach, bo Bucky nie wiedział co to miłość, a to przerażało go najbardziej.
Nie można powiedzieć, że Peter miał lepszą, czy też gorszą sytuację. Każda jest na swój sposób tragiczna, każda na swój sposób niszczy i każda niesie inne, destrukcyjne konsekwencje. Parker umiał się umartwiać. Robił to dosyć często, stracił już rachubę ile razy dziennie nieświadomie zaczynał płakać i orientował się dopiero kiedy zimne łzy skapywały z policzków na dłonie. Trochę rzadziej, lecz czasem zdarzyło mu się roześmiać w głos, a dźwięk ten był tak przyjemny, że długo potrafił się nieść po cichym już pomieszczeniu. Potrafił kochać, ale to jednak strach był dominującą emocją. Bo czy i kogo wolno mu było kochać, jeśli odebrano mu wzrok?
***
Tego dnia jak na złość MJ nie było w szkole, a Peter musiał dostać się do budynku od strony wejścia, które znał gorzej niż pozostałe. Nie pamiętał, czy kroków do swojej szafki miał trzydzieści sześć licząc od ostatniego zakrętu, czy też czterdzieści dwa. Postawił na tą mniejszą liczbę, zawsze łatwiej było poruszyć się do przodu, niżeli podjąć próbę cofania na zatłoczonym korytarzu.
CZYTASZ
let me help you /winterspider/ 》one shots《
Romanceoni leczą moją depresję, po rozpadzie Stucky w Endgame no i oczywiście cudowna babeczka, która mi ich pokazała @-holleman