fuck you, again

1.1K 84 48
                                    

Odpaliłem papierosa, jednocześnie wychodząc na balkon. Było cholernie zimno, a ja z własnej głupoty stałem w samym podkoszulku, boso, na chłodnej powierzchni granitowych płytek. Palenie w mieszkaniu było o wiele wygodniejsze, jednak późniejsze słuchanie wykładów Sama o jego wrażliwym organizmie i innych zmyślonych pierdołach skutecznie zniechęcało mnie do wychodzenia mu na przekór. A że za niecałe pół godziny miał wrócić z porannej przebieżki wolałem nie ryzykować, iż do tego czasu zapach tytoniu nadal będzie unosił się w powietrzu.

Nie zdążyłem jednak dokończyć papierosa, kiedy do moich uszu doszedł stłumiony dźwięk domofonu.

- Jasne, gdzie ty byś wziął klucze. Kiedykolwiek. – Skomentowałem, po raz ostatni zaciągając się i odkładając końcówkę używki do popielniczki.

Zanim jednak podszedłem do drzwi, narzuciłem bluzę, wypuszczając resztki dymu z płuc, już w korytarzu.

- Pokutuj za swoje zapominalstwo. – Rzuciłem, otwierając drzwi, bez uprzedniego sprawdzenia, kto znajduje się po drugiej stronie.

Jednak to nie Sam stał na klatce, czekając na wpuszczenie do środka.

- Co ty tu robisz? – Zapytałem, mierząc wzrokiem bruneta.

- Byłem umówiony z Samem. Tony wspominał, że zgodził się na przeszkolenie mnie, pod względem podstaw boksu.

Prychnąłem, słysząc imię Starka. Nigdy nie układało się nam dobrze, a on nawet w obliczu wszystkich wydarzeń z kamieniami nieskończoności, Thanosem i resztą popapranego uniwersum, nie starał się nawet zrozumieć mojej roli w zabójstwie jego rodziców.

Jednak obserwując niepewnego Petera, lekko przygryzającego wargę, z zakłopotaniem wpatrującego się we mnie, ustąpiłem. To nie był Tony.

Spojrzałem na zegarek i westchnąłem, zdejmując ramię z futryny, co jednocześnie było swego rodzajem pozwoleniem na wejście do środka.

- Jest dopiero dziesięć po ósmej. Wilson rzadko wraca do mieszkania przed wpół do dziewiątej. Nie wiem na którą byliście umówieni, ale ostrzegam, on rzadko kiedy pamięta o spotkaniach, jeśli nie przypominasz mu przynajmniej codziennie. – Skomentowałem sytuację, patrząc jak chłopak zdejmuje buty.

- Teoretycznie powinniśmy zacząć dziesięć minut temu. – Westchnął, wkładając dłonie do kieszeni ewidentnie za dużej bluzy.

Prychnąłem, przeczesując włosy.

- Założę się, że będzie tak samo zdziwiony jak ja, kiedy cię zobaczy. – Powiedziałem, kierując się do kuchni i wstawiając wodę. – Siadaj, przecież już nie jestem seryjnym zabójcą. – Rzuciłem, obserwując niepewne ruchy bruneta. – Kawa? Herbata?

- Kawa. – Odpowiedział, jednocześnie ziewając, na co uśmiechnąłem się pod nosem.

Wyciągnąłem dwa kubki, wsypując zmielone ziarna o intensywnym zapachu i otworzyłem lodówkę, bardziej opróżnioną niż zapełnioną, w poszukiwaniu mleka.

- Jedyne co mogę ci zaoferować na śniadanie to naleśniki, bo Sam dzisiaj ma skoczyć po zakupy. – Powiedziałem, w odpowiedzi na wymowne dźwięki żołądka Petera, domagającego się pierwszego posiłku.

- Nie trzeba, nie jestem głodny. – Zaprotestował, splatając palce dłoni, leżących na blacie stołu.

Nie skomentowałem tego paradoksalnego zaprzeczenia i postawiwszy gotową kawę koło chłopaka wyjąłem potrzebne składniki wraz z mikserem i patelnią.

- Mam nadzieję, że nie jesteś na restrykcyjnej diecie, bo jedyny dodatek, jakim dysponujemy, to nutella. Sam ma jej aż za dużo. – Powiedziałem, żeby przełamać ciszę i odwrócić uwagę uszu od denerwującego dźwięku, jaki wydawały wprawione w ruch pałeczki.

let me help you /winterspider/ 》one shots《Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz