Naprawdę wiele czasu zajęło mu ochłonięcie. Dopiero po kilkunastu minutach spędzonych samotnie w klubowej łazience był w stanie rozwinąć drżącymi palcami świstek papieru, który wcisnęła w jego dłoń. Zmarszczył zdziwiony brwi i prychnął pod nosem. Wprost nie mógł uwierzyć w to, co widział. Przynajmniej nie mógł przyjąć do siebie tego, że jednocześnie został wykiwany przez kobietę i przy okazji zachęcony do dalszego działania.
— 23th Abbey Road — odczytał pod nosem.
Miętosił kartkę między palcami jeszcze przez chwilę. Musiał odetchnąć. Nieznajoma, absurdalnie piękna kobieta, imieniem Rainey doprowadziła jego ciało do eksplozji. Chciał więcej. Tego był pewien bardziej niż swoich chorych fetyszy, którym niewiele dam potrafiło sprostać. Zaśmiał się gardłowo na wspomnienie ostatniej prostytutki, która wybiegła z krzykiem z jego domu. Pokój zabaw nie był dla wszystkich, zdecydowanie nie. Pokręcił przecząco głową, jakby chciał potwierdzić własne słowa i odetchnął.
Wsunął świstek papieru do kieszeni spodni. Nabrzmiały penis wciąż odznaczał się na jego spodniach. Oblizał spierzchnięte wargi. Podparł się dłonią o chłodne kafelki i z trudem wyprostował plecy. Rozejrzał się dookoła siebie. W łazience był sam, co nie zdarzało się często w tłocznych, londyńskich klubach.
— To, co zdarza się rzadko, należy wykorzystywać — mruknął pod nosem.
Uważnie obserwując otoczenie zdecydował, że jego pobudzenie nie może oczekiwać w bezruchu. Krew pulsowała w jego skroniach jasno dając znać, że powinien doprowadzić siebie samego do stanu słodkiej ekstazy. Wciągnął powietrzem nosem. Na rozchwianych nogach dotarł do wolnej kabiny. Zamek zaskrzeczał przekręcany jego palcami. Sprzączka paska szczęknęła, by zaraz potem znaleźć się poniżej jego kostek.
— Dokończymy to piękna Rainey... — wychrypiał, chwytając za swoje nabrzmiałe przyrodzenie. Sama myśl o jej zmysłowym, kształtnym ciele doprowadzała go do konwulsji przyjemności. — Na moich zasadach — rzucił w powietrze.
***
Rainey nie spodziewała się, że jej ofiara przybiegnie do niej jak potulny baranek. W związku z tym nieszczególnie przejęła się faktem, że nie pojawił się w jej domu pierwszej nocy. Była pewna tego, że omotała go w każdym możliwym tego słowa znaczeniu i nie obawiała się o ich dalszą relację. Prędzej czy później musiał przyjść do niej, jak pies do swojego pana.
Wróciła do swoich spraw. Poza swoimi nocnymi zajęciami, które przyniosły jej pokaźne dochody, miała na głowie również pracę w kancelarii, której nie mogła zaniedbać. Caine Rayburn prędzej czy później miał zjawić się na jej progu. W oczekiwaniu na jego decyzję zajęła się kolejną zleconą jej sprawą. Tydzień po spotkaniu skazańca w klubie tonęła w aktach i własnych ustaleniach. Półtora tygodnia później stała już na sali sądowej odziana w togę i czarne, wysokie, matowe szpilki.
— A więc świadek zaprzecza, że widział mojego klienta z ofiarą w dniu dokonania przestępstwa? — zapytała podejrzliwie.
Zestresowany sprzedawca ze stacji benzynowej ,,Shell'', pod którą doszło do brutalnego morderstwa, pokręcił przecząco głową. Był stary i schorowany a to sprawiało, że ledwo mógł mówić.
— Zaprzeczam — wychrypiał cicho.
— Dziękuję świadkowi — skinęła głową. — To wszystko z mojej strony, wysoki sądzie — zapewniła.
Zajęła swoje krzesło. Rozprawa ciągnęła się w nieskończoność a ona robiła się coraz bardziej zirytowana. Miejsce za ławą było niewygodne i doprowadzało jej kręgosłup do szału. Ławnicy ociągali się w swoich obradach, oskarżony jedynie płakał — i oto tym razem Rainey była pewna, że był niewinny (który siedemnastolatek odcina głowę nieznajomej kobiecie naprzeciw monitoringu stacji benzynowej?) a świadkowie mówili tyle, ile wiedział każdy — w dniu przestępstwa nie widziano Franka Burn'a z zamordowaną Cassidy Charleston, bo do cholery, nie mieli prawa się znać. Rainey wciągnęła powietrze nosem. Prokurator burczał coś nieśmiało. Nie posiadał ani jednego sensownego dowodu. Im dłużej trwała rozprawa, tym dłużej prawniczka zastanawiała się nad tym, na jakiej podstawie postawiono młodego chłopaka przed sądem.
CZYTASZ
Εποχές ❗ +18 ❗ ✓
HororM o r a l n o ś ć w węższym rozumieniu to moralność w sensie normatywnym, czyli preferowanie i postulowanie etycznie dodatnich postaw, wzorów osobowych, wyboru dobra, a nie zła, prawdomówności, a nie kłamstwa, traktowanie ich jako celu samego w sobi...