Czarownik okręcił się wokół własnej osi, tańcząc. Muzyka rozchodziła się po jego sypialni z radia stojącego na parapecie. Za szybą sypał potężny śnieg. Brooklyn wyglądał jak pączek posypany cukrem pudrem. Bardzo grubą warstwą cukru pudru...Przed tą właśnie białą warstwą uciekał Bane, który machał rękoma i z pomocą magii pakował walizki. Nadeszła zima. Zimy w Nowym Jorku przyprawiały go o dreszcze, ból głowy i cieknące wydzieliny z nosa. Właśnie dlatego azjata kupił sobie mały domek na Florydzie. Tam właśnie się wybierał.
Prezes Miau wskoczył na łóżko za Magnusem, rozciągając się. Bane zauważył go przy jednym z tanecznych obrotów. Puszysty kapeć znowu spadł czarownikowi z nogi.
- Jedziesz ze mną, Miau? - spytał kota, dreptając po różowego kapcia w rogu sypialni. - Jeśli tak, to nie próbuj się znowu utopić, dobrze? Ocean nie istnieje po to, żeby topić małe kotki...
Niespodziewanie zabrzęczał domofon do mieszkania Magnusa. Czarownik westchnął ciężko.
- Klienci zawsze wybierają się do mnie wtedy, kiedy sobie wyjeżdżam... - narzekał, idąc do drzwi i słysząc miauczenie Prezesa. - Zawsze. Mają chujowe wyczucie czasu.
Domofon nieuprzejmie brzęczał, dopóki Bane nie doskoczył do drzwi. Zagrzmił do interkomu:
- Nie ma mnie! Jestem na Florydzie!
Nastąpiła głucha cisza. Później jedno rozbawione parsknięcie, chociaż zbolałe. Wysoki Czarownik Brooklynu się niecierpliwił.
- Mówię poważnie, jeśli jesteś świadkiem Jehowy...
- Nie - rozległ się dziewczęcy głos, beztroski, z lekką, osobliwą nutą akcentu z Idrisu. - Tu Isabelle Lightwood. Czy słyszę Magnusa Bane'a?
Czarownik zmrużył oczy, zamyślony. Przypomniał sobie, jak kilkanaście lat temu mała Isabelle Lightwood dusiła go, chcąc zdobyć któryś z jego wisiorków, kiedy trzymał ją, wtedy dwuletnią, na rękach.
Wówczas wokół kręcił się Alec... Magnus poczuł dozgonną tęsknotę. Nie widział niebieskich oczu tak długo, jak długo nie widział samej Isabelle.
Milczał, więc Nocna Łowczyni odezwała się ponownie:
- Zajmowałeś się mną i moim bratem kiedyś, pamiętasz? Mogę wejść, nianiu?
- Oczywiście - odparł Bane i wcisnął guzik.
Odsunął się od drzwi, wyczarował sobie drinka w pękatym kieliszku i od razu go opróżnił. Stresował się. Niepodobne do Magnusa Bane'a, ale się stresował. Zaraz miał ujrzeć dziecko, za którym tęsknił. Teraz już prawie dorosłe. Zgodził się na wizytę panny Isabelle tylko z tego względu. Żeby zobaczyć Alexandra.
Pamiętał, jak bardzo chciał utrzymać z nim kontakt. To się nie udało, niestety. Lightwoodowie wyjechali z Idrisu, Ragnor pognał Magnusa ze swojego domu za oddanie małemu bachorowi jego łuku. Magnus wybrał się potem do Jasnego Dworu i zdobył dla Ragnora taki sam łuk, nawet ładniejszy, ale Fell i tak się obraził. Przyjął odszkodowanie i przeprosiny, ale i tak walnął męskiego focha.
W późniejszych latach życia Bane'a na Brooklynie może i okazało się, że rodzina Lightwood przeniosła się do jego miasta - do Nowego Jorku, ale on i tak nie widywał Aleca.
Czasami, kiedy balował w różnych nowojorskich mieszkaniach i wówczas spacerował nocą pomiędzy światłami bilbordów Nowego Jorku, dostrzegał przemykające w ciemności demony. Uciekające przed szybkimi jak strzały Nocnymi Łowcami.
Magnus, zdając sobie sprawę z wieku Aleca i Isabelle, był pewny, że to oni, szybcy i wściekli nastolatkowie. Oraz dodatkowy brat czy siostra, ponieważ po dachach bloków latało anielskie trio, a nie duet.
CZYTASZ
𝔾𝕣𝕠𝕨𝕚𝕟𝕘 𝕃𝕠𝕧𝕖
Fanfiction🄼🄰🄻🄴🄲 🄵🄰🄽🄵🄸🄲 Magnus Bane podczas pobytu w Idrisie (gdzie tylko odwiedzał swojego dobrego przyjaciela) pełnił bardzo ważną funkcję. Został niańką małych Nocnych Łowców, dwójki rodzeństwa Lightwood. Ta służba nie przeszkadzała czarownikowi...