Zabawne, że bałam się odezwać.
A może nie mogłam?
Prawdopodobnym było, iż moje płuca zarosły listowiem.
Iż, nie mogąc wydusić z siebie słowa, milczałam aż po kres moich dni.
Możliwym było to, że korzenie zapuściły się we mnie na dobre.
Że sięgnęły aż do trzewi, aby opleść, poranione już wcześniej, wnętrzności.Gdzieś w mojej głowie nadal pojawiała się myśl, że może jednak sobie to ubzdurałam. Że sama wmawiam sobie, a także wszystkim wokół, iż to prawdziwa miłość. Chociaż nie. Prawdziwa miłość byłaby wtedy, gdyby ta druga osoba zdawała sobie sprawę z mojego uczucia.
Nie zdaje sobie sprawy...
Może jednak?Zabawne, że w pewnej chwili już nie mogłam oddychać. Ostatkiem sił chwytałam kończące się powietrze. Zapierałam się.
Chciałam krzyczeć, choć nie potrafiłam nawet szepnąć.
Róże oplotły moje serce. Wbiły okrutne kolce, a ja... ja na to pozwoliłam.
Ja to wszystko zapoczątkowałam.
JA sama zadałam sobie ostateczny cios.
I to właśnie ja musiałam się uratować. Bo nikt inny tego nie zrobi. Przecież nie wiedzą, że umieram. Że zostało mi tak niewiele. Odliczam dni...Zabawne, że nikt nie widzi.
Jak często zakładamy maski na wykrzywione bólem twarze?
Jak często zakrywamy prawdziwe uczucia?
Jak... jakim cudem nikt nie wie?
Jakim prawem wciąż udajesz?
Czemu dalej to ciągniesz?
Dlaczego tak wiele osób udaje kogoś, kim nigdy nie była?A wiecie co jeszcze jest zabawne? To, że nic z tym nie robię. Tkwię w błędnym kole. Zataczam się. Krążę, miotając się. Próbuję omijać krzewy i klomby kwiatów, lecz czasem się nie uda. Wtedy wpadam w nie, a kolce ranią moje obdarte ciało. Straciłam już zbyt wiele krwi.
Pora zaleczyć rany...