IV

285 14 0
                                    

- Ładnie tu – niepewnym krokiem weszła do holu, a następnie do salonu – Tak ciepło i przytulnie

- Sama urządzałaś – uśmiechnął się ujmująco – Może chcesz wziąć prysznic?

- Tak. Chętnie zmyję z siebie ten szpitalny zapach – wodziła wzrokiem po pomieszczeniu

- No to chodź – wyciągnął w jej kierunku dłoń, którą chwyciła – Zaprowadzę cię do łazienki i przy okazji oprowadzę po domu. Po lewej jest kuchnia, z holu jest wejście do garażu – wskazał na drewniane drzwi – I do łazienki. Wyjście do ogrodu i gabinet – powoli wszedł z nią na górę. Co prawda mięśnie zostały uruchomione dzięki intensywnym ćwiczeniom, ale wciąż była jeszcze słaba i szybko się męczyła – Tutaj jest pokój gościnny, łazienka, na końcu korytarza pokój jeszcze nie urządzony – miał ochotę powiedzieć dla naszego dziecka, ale nie chciał jej peszyć – A tutaj nasza sypialnia – otworzył drzwi do przestronnego pomieszczenia, na środku którego stało duże, małżeńskie łóżko – wejście do łazienki i obok garderoba. Mogę przygotować ci kąpiel, jeśli masz ochotę – widział, że odkąd tu weszli nieco się spięła

- Nie – odmówiła gwałtownie – prysznic wystarczy

- No dobrze. Pójdę zrobić sobie kawę. Masz na coś ochotę. Herbata owocowa? Lemoniada?

- Zdecydowanie kawa. Marzyłam już o niej w szpitalu, ale w takich placówkach zwykle mają paskudną – kiwnął głową

- A byłbym zapomniał, twój ręcznik jest pomarańczowy. Kosmetyki są w szufladzie po prawej stronie – gdy opuścił pomieszczenie wolnym krokiem skierowała się w stronę komody, ustawionej pod jedną ze ścian. Stało na niej kilka fotografii. Ich wspólne zdjęcia z jakiejś egzotycznej podróży i ze ślubu. Byli na nich szczęśliwi i zakochani. Ona była zakochana. Teraz Marek był dla niej kompletnie obcym człowiekiem. No może nie do końca obcym. W ciągu ostatnich dni wiele rozmawiali, troskliwie się nią opiekował. Ale wciąż był bardziej przyjacielem, niż życiowym partnerem. Podobał się jej jako mężczyzna. Był bardzo przystojny. Ale nie potraciła jeszcze żywić cieplejszych uczuć niż sympatia. Z zaciekawieniem rozejrzała się po garderobie. Dziesiątki eleganckich sukienek i sukni wieczorowych. Zwykle nie kupowała takich ubrań, a zawartość jej szafy ograniczała się do jednej małej czarnej i kilku luźnych, wakacyjnych sukieneczek. Najwyraźniej po ślubie zmieniła swój styl, albo wymagało tego od niej zajmowane stanowisko. Marek w końcu jej wspominał, że przed wypadkiem była dyrektorem finansowym w jego firmie. Gdy po kwadransie wyszła z łazienki przebrana z szare jeansy i zwykły, błękitny t-shirt, w którym zwykle robiła w domu porządki, Dobrzański kończył właśnie składać poszwę na kołdrę w kolorze kości słoniowej.

- Zmieniłem pościel. Będzie ci przyjemniej. Nie chcę cię krępować, dlatego przeniosę się do pokoju gościnnego – na jej twarzy wyraźnie malowała się ulga, choć próbowała ją ukryć. Nie dał się oszukać. Znał ją na wylot.

- Dziękuję – szepnęła – choć tak naprawdę nie miałam odwagi cię o to prosić

- Wiem. Chodź na dół kawa czeka – gdy postawił przed nią porcelanową filiżankę spojrzała na niego zdziwiona

- Piję czarną – podniósł na nią swój wzrok i westchnął niezauważalnie

- Jakieś pół roku temu przekonałem cię do wersji z mlekiem, ale jeśli chcesz zrobię ci nową – podniósł się z krzesła i chciał zabrać naczynie. Chwyciła jednak jego rękę, zatrzymując go

- Nie. Zostaw. Skoro piłam białą, to nie będziemy nic zmieniać. Może to właśnie ten smak pomoże mi wszystko sobie przypomnieć

- Bardzo bym tego chciał – szepnął spuszczając wzrok

Przypomnij miWhere stories live. Discover now