Diagnoza, potwór, który zniszczył mi życie

122 9 0
                                    

                    "Gdybym mógł mieć choć jedno życzenie, którego nie potrafiłby spełnić żaden człowiek, prawdopodobnie byłoby nim to, aby mieć tą pieprzoną kontuzję"

          Nadal panowała ciemność, bezsilnie próbowałem podnieść powieki, do moich uszu dobiegał jedyne dźwięk maszyny monitorującej czynności życiowe. Czy umarłem? Czy to właśnie czuł Thomas, kiedy brał ostatni wdech? Nie byłem do końca świadomy, co się dzieje, w sumie to nawet nie wiedziałem, gdzie jestem. Po chwili ktoś zaświecił mi światełkiem po oczach. Nagle nie było już słychać pikania, a jedynie gwar, czułem na sobie masę rąk i oczu. Targali moim ciałem na wszystkie strony. To niemożliwe, żeby tak wyglądała druga strona świata. Gdy już otworzyłem oczy, błądziłem nimi po białych ścianach. Z ciężkością podniosłem rękę, aby przetrzeć oczy.

— Leż spokojnie — usłyszałem, a moja dłoń siłą wylądowała na łóżku.

Jeszcze wtedy nie do końca zrozumiałem, że jestem w szpitalu i że być może tutaj spędzę swoje najbliższe kilka miesięcy. Otumaniony próbowałem zerwać się na równe nogi, kiedy mi na to nie pozwolono, prosiłem, aby mnie zostawili. Nie miało to dla nich większego znaczenia, tym bardziej napierali na mnie, abym się nie podnosił. Poczułem, że chcę się napić, kiedy oblizałem usta, poczułem na nich charakterystyczny smak krwi. Co takiego właściwie się stało, przecież tylko się potknąłem?

Gdy doszedłem do siebie, znów czułem ucisk w nodze, przewieźli mnie na salę obserwacji, wypytywali mnie: Co się wydarzyło? Co mnie boli? Czy coś zażywałem?

— Możecie po prostu zadzwonić po mojego tatę! — odparłem, nie chcąc odpowiadać na ich pytania, nie dlatego, że nie chciałem. Wolałem, aby Louis również się wszystkiego dowiedział nie od lekarzy a ode mnie.

Tak naprawdę sala, na której się znajdowałem, była jednym wielkim śmietniskiem ludzi, którym lekarze nie umieli pomóc lub próbowali dowiedzieć się, w jaki sposób to zrobić. Można tu było spotkać wielu różnych pacjentów, jedni praktycznie nie kontaktowali, inni płakali, a jeszcze inni wydzierali się na lekarzy, być może z bezsilności albo i bez powodu.

— Eddie, tak się o ciebie bałem — Louis przedarł się przez drzwi niczym tsunami, aby mocno mnie uściskać. — Co się stało? Dlaczego zemdlałeś?

— Zemdlałem? — zdziwiłem się — To było zwykłe potknięcie.

— Co ty wygadujesz? — zmartwił się — Poleciałeś jak długi na ziemię, nie ruszałeś się, oczy wywinęły ci się na drugą stronę, a ty próbujesz mi wmówić, że się tylko potknąłeś? — zaczął mówić z wyrzutem.

Odetchnąłem głęboko, zachciało mi się ryczeć jak mała dziewczynka, ale jakoś się od tego powstrzymałem.

— Posłuchaj -zacząłem — Powinienem ci o tym powiedzieć już wcześniej, bo od paru miesięcy mam potworny ból nogi, nigdy czegoś takiego nie czułem, ostatnio nie czułem się za dobrze, jestem bardzo słaby, a ta cała sytuacja to chyba przez tabletki... -zająknąłem się.

— Tabletki? Ćpasz? — Tata zrobił wielkie oczy.

— Nie, to nie tak po prostu odczuwałem tak silny ból, że chyba z nimi przesadziłem

Czekałem na to, aż Louis mnie wyzwie, skrzyczy cokolwiek, co zrobiłby każdy rodzic na jego miejscu, ale on po prostu powiedział:

— Wiem, że te zawody były dla ciebie bardzo ważne, jeśli nawet nie najważniejsze, ale nie rozumiem, dlaczego po prostu mi o tym wszystkim nie powiedziałeś. Być może masz teraz zerwane ścięgno i czekają cię miesiące rehabilitacji, nie wiem...- załamał mu się głos.

Eddie i jego lista umieraniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz