Przyjaźń aż po sam grób

225 18 5
                                    

„Miałem wrażenie, że los gra ze mną w grę, którą ciągle przegrywam. "


    Początek roku dwa tysiące dwunastego nie był dobrym początkiem. Zaczęło się od tego, że Eddie o mało nie wyleciał z drużyny, w której biegał.


— Pana syn jest skrajnie nieodpowiedzialny! — Trener Cooper jasno dał mi do zrozumienia, że muszę porozmawiać z Paddiem. — Nie wiem, co się z nim dzieje, ale wczoraj razem z Thomasem wdali się w bójkę z Owenem i Danielem, nie wiem, o co poszło, zresztą nie obchodzi mnie to. Nie będę tolerował takich zachowań!

— Przecież to nie tak!— Eddie próbował się wtrącić. — Dlaczego Owenowi i Danielowi się nie oberwie? — protestował.

— Właśnie, to my zawsze dostajemy największy opieprz! To nawet nie my zaczęliśmy tę całą przepychankę — Thomas, najlepszy kolega Edda, zaczął tłumaczyć sytuację, lecz trener był wobec niego obojętny.

— Cieszcie się, że nie wylecieliście za to z drużyny, jeszcze jeden taki głupi wybryk, a pożałujecie tego! - Spojrzał na chłopców z wyraźną złością na twarzy. — Nie żartuję!

— Bardzo przepraszam za chłopców, porozmawiam z Eddiem i rodzicami Thomasa na pewno jakoś to rozwiążemy. — odparłem i wszyscy wyszliśmy z gabinetu Coopera.

— Stary dureń, za kogo on się ma!— klął młody Jenkins.

— Thomas, zważaj na słowa — Spojrzałem srogo na młodego szatyna.

— Przepraszam — wyraźnie się zmieszał.


           Relacja, która łączyła mojego syna z Tomem, była niesamowita, dawała Eddiemu siłę, dzięki niemu zapominał, choć na chwilę o obojętności własnej matki, a Thomas, on czuł się przy Eddiem kimś ważnym. Uzupełniali się i naprawdę rzadko trafia się taka przyjaźń, którą tylko śmierć potrafi rozłączyć. Chłopaki wiedzieli o sobie prawie wszystko i kto by pomyślał, że kłótnia o tajemnice doprowadzi do takiej tragedii... a ta bójka była tylko początkiem nieszczęść...

Drogi Thomasie,

         Na początku chcę, żebyś wiedział, że kocham cię jak brata. Byłeś dla mnie najlepszym przyjacielem, jakiego świat mógł mi dać i kto by pomyślał, że nasze przypadkowe spotkanie zaowocuje relacją, która nas łączyła. Mam nadzieję, że pamiętasz dzień, w którym się poznaliśmy.
            Była mroźna zima, a ja dopiero co przeprowadziłem się do Dunshire. Na naszym boisku szkolnym powstało ogromne lodowisko, gdyż zima tamtego roku nas naprawdę rozpieszczała i nie pamiętam, kiedy po raz kolejny tak sypało śniegiem. Byliśmy tylko siedmiolatkami, którzy uwielbiali takie zabawy, dlatego lodowisko wydało się wszystkim dzieciakom najlepszą frajdą. Pomimo tego, że tamtego dnia wylądowałem na pogotowiu ze złamaną ręką, to nie zmieniłbym tego dnia nawet za sto tysięcy dolarów, bo zyskałem wtedy kogoś więcej niż przyjaciela.

          Na początku obawiałem się przejechać butami po śliskim lodzie, ale ku mojej uciesze na szczęście mi się udało. To było całkiem fajne uczucie, tym bardziej że nie potrafiłem jeździć na łyżwach, bo jeśli chodzi o sporty zimowe, byłem totalną łamagą. Nie spodziewałem się, że mój drugi ślizg zakończy się spektakularną glebą, dlatego też tak jak wcześniej rozpędziłem się, ale tym razem moje nogi nie natrafiły na lód a na kawałek suchego betonu, co spowodowało, że poleciałem jak długi, uderzając prawą ręką o twardy, zimny, lód. Nie potrafiłem się podnieść, poczułem ogromny ból i łzy napłynęły mi do oczu i to wtedy to ty jako jedyny podbiegłeś do mnie z tłumu gapiów na boisku, pomogłeś mi wstać, kiedy spojrzałem na swoją nienaturalnie wygiętą rękę, wiedziałem, że nie skończy się to za dobrze i miałem rację — diagnoza złamanie z przemieszczeniem, kilka tygodni w gipsie.

Eddie i jego lista umieraniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz