Mamo, bardzo za Tobą tęsknię.

253 20 7
                                    

„Nadal na to czekam i będę czekał do ostatniej chwili swojego życia."


                Może nie byliśmy idealną rodziną, bo jakby na to nie patrzeć Daisy ewidentnie nie chciała bawić się w prawdziwe ognisko domowe, a tym bardziej w męża i żonę, nie wspominają już o byciu matką. Eddiego urodziła, gdy miała zaledwie szesnaście lat. Sama była jeszcze dzieckiem, gdy została matką. Paddie nawet nie znał swojego biologicznego ojca, bo Daisy zaraz po porodzie urwała z nim wszelkie kontakty. Nigdy nie powiedziała mi, dlaczego to zrobiła, tak naprawdę nie wiem, czy prawdziwy ojciec Edda w ogóle wiedział o jego istnieniu. Niestety moja narzeczona zatajała przede mną wiele faktów ze swojego przeszłego, jak i teraźniejszego życia. Nie naciskałem, bo wiedziałem, że nie ma to najmniejszego sensu, co powodowało u Edwarda wściekłość, tylko obecność jego matki potrafiła wyprowadzić go z równowagi jak nic innego. Miał do niej ogromny żal, że porzuciła go jak zabawkę, nie poświęcała mu czasu. Choć robiłem wszystko, żeby zapomniał o tym, że nie ma jej w jego życiu, jej nieobecność i obojętność wobec własnego syna powodowała u niego furię. Nie potrafili się dogadać. Rozumiałem podejście Edda, w końcu jego matka, osoba, która powinna być jego oparciem w trudnych chwilach, nie miała o nim żadnego pojęcia, a jedynie ojczym próbował zapewnić mu bezpieczeństwo i miejsce, gdzie może się wypłakać i wyżalić.

                  Jeśli zaś chodzi o moją relację z Daisy to nie było ona dużo lepsza niż stosunki jej i Paddiego. Szybko zrozumiałem, że to jednak nie jest kobieta dla mnie, a może to ona mi to bardziej uświadomiła, łamiąc mi serce. Próbowałem obdarzyć ją miłością, ale po czasie to stało się niemożliwe. Pokazała swoją prawdziwą twarz, już nie była błyskotliwa, kochająca i miła. Zrobiła się oschła wobec mnie, niczego nie doceniała i tylko w kółko narzekała jak bardzo jej ze mną źle. Miała mnie za nieudacznika, bo nie zarabiałem milionów, nie miałem super bryki, nie byłem oszałamiająco przystojny, ale kochałem jej dzieciaka jak swojego syna i to on był jedynym powodem naszego „związku", o ile tak to można nazwać. Daisy oddawała się w wir pracy i cały czas mówiła Eddowi, że to jego wina, że zmarnowała przez niego swoje życie, karierę. Nie pochwalałem słów, które padały z jej ust. Teraz kiedy wiedziała, że bezkarnie może mieć to, co robi Edd głęboko w poważaniu nadrabiała stracone przez „matkowanie" lata, jak to określała.

— Nie uważasz, że jesteś dla niego trochę, no wiesz za ostra? — Po raz pierwszy od dłuższego czasu zainicjowałem rozmowę z Daisy.

— Za ostra? - prychnęła. — Ten dzieciak ma ze mną za dobrze. — stwierdziła.

— Wiesz, że kupując mu parę ciuchów, bo tak trzeba, nie zastąpisz mu siebie?

— Louis, o czym ty do mnie mówisz? — Obruszyła się — Nie wiesz nic o dzieciach.

To, co powiedziała, bardzo mnie zabolało.

— Chyba sobie żartujesz! - podniosłem głos. — To ja wychowuje go przez większość jego życia, a ty traktujesz mnie jak zwykłe popychadło!

— Nie histeryzuj! To ty chciałeś bawić się w ojca, nie miej do mnie pretensji — Uderzyła pięścią o szafkę nocną. — Droga wolna, chcesz, to się stąd wynoś!

Jak ona mogła mi tak powiedzieć, dom należał do mnie. Zbierałem na niego dziesięć lat i w końcu udało mi się go zakupić.

— Daisy, nie chodzi o to, że ja go nie chcę wychowywać. Po prostu pnę do tego, że TY się nim nie interesujesz!

— Wyjdź stąd! — Złapała mnie za rękę i próbowała wyrzucić za drzwi sypialni. — Nienawidzę cię, to wszystko twoja i jego wina, że muszę tkwić z wami w tym pieprzonym bagnie. Zero perspektyw, a tobie z tym dobrze, czyż nie?

Eddie i jego lista umieraniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz