Prolog

314 19 2
                                    

Nielegalne wyścigi samochodów... Kto by niby tego nie lubił, co? Ach, ten zapach palonej gumy gdzieś na zamkniętej, czy mniej uczęszczanej drodze, kiedy samochód z piskiem rusza, szarpiąc do tyłu swojego kierowcę. Krzyk rozemocjonowanych, którzy obstawili wynik już z góry, wskazując na swojego faworyta sporą sumkę... Ta nutka adrenaliny, kiedy na wyznaczonym torze zaczyna dziać się coś , co tylko podkręca całe wydarzenie swoją nieoczywistością, jak najazd policji, wyrzucony z toru samochód, który swoim istnieniem nadaje się już tylko do kasacji... Samą frajdą jest przecież obserwowanie nastolatków, którzy furami swoich starych rozwalają się, wychodząc ledwie żywi z całego zdarzenia... Oczywistym jest przecież, że to czysta radość normalnie... No nie do końca dla mnie. Przynajmniej już nie teraz dla mnie. Może i kilka lat wstecz, kiedy w Nowym Jorku brat brał mnie na podobne. Momenty, kiedy pokazywał mi, na czym on właściwie się wychował sprawiały, że... Dziecko inaczej na to patrzyło. Sam fakt, że chociaż nie w domu, ale w ich otoczeniu mogłam się pochwalić, kim mój brat był, sprawiały, że byłam z niego dumna. Może nie powinnam... Może, gdybym mu nie kibicowała, zastanowiłby się z dwa razy, nim wsiadł za kierownicę... On również jeździł. No, tylko po bardziej miejskich terenach.

Samochody z rykiem minęły pierwsze okrążenie przez zamknięty już dawno tunel. Echo rozniosło ich odgłosy na dobre kilka mil... Byłam przekonana, wręcz wiedziałam, że przyjedzie tutaj policja.
Wyjechały z tunelu, ścigając się na nierównej, zamkniętej już dawno drodze, która w tej chwili prowadziła do nikąd. A dokładniej zakręcała, tworząc tylko i wyłącznie wielkie koło, które uważano za tor wyścigu. Jedno z nielicznych miejsc w okolicy, gdzie ciekawość zaglądała tylko po to, by obejrzeć nielegalne wyścigi tubylców... Chciałam przyznać, że znali się na tym. Naprawdę chciałam nacieszyć się tą chwilą, kiedy danym mi było pooglądać znów, jak dwa samochody szły przed siebie łeb w łeb, szaleńczo jadąc między wytyczonymi liniami. Chciałam choć na chwilę zapomnieć o odpowiedzialności, uśmiechnąć się i samej zacząć kibicować. A jednak... Nie potrafiłam. Zamiast tego widziałam tylko głupotę ludzką i czyjąś śmierć. I nie chodziło tylko o niego...

— Nie mieliście podobnych atrakcji w tym całym Nowym Jorku!? Czy tam wyglądało to inaczej?! — zawołał, przekrzykując wrzawę mój przyjaciel.
— Nie że coś, ale mnie takie rzeczy nie kręcą — przyznałam obserwując, jak kolejny samochód wpada w poślizg. Na szczęście kierowcy nic się nie stało. — Cholerny cyrk i stado małp, które to wszystko napędza...
— A twój tata jakiś potężnych maszyn nie ma? — zapytał zdziwiony.

No tak... Mimo tego, że minęły ledwie dwa lata, ojciec stał się w tym małym miasteczku popularnym mechanikiem samochodowym. Cóż się dziwić... Kiedy mieszkaliśmy w Nowym Jorku, miał dużo czasu, by zaznajomić się z zarówno nowymi, jak i starszymi modelami najróżniejszych aut. Najpewniej nie było ani jednego samochodu, którego nie umiałby naprawić, co przyczyniło się do tego, iż nasz ogród był niemalże w całości warsztatem, złomowiskiem, skupiskiem części i wiele więcej. W każdym bądź razie, poza porządku, człowiek tam mógł znaleźć chyba wszystko. Chyba na serio wszystko... Udało mi się jedynie obronić część wypełnioną kwiatami i moimi osobistymi uprawami. Mały kwadracik, który zagospodarowałam najpiękniej, jak tylko potrafiłam. Nie miałam takiej smykałki do tego, jak moja mama, ale... Byłam z siebie dumna.

— Pewnie ma — odkrzyknęłam i dodałam ciszej: — W kolekcji mojego brata...
W końcu dwa idące niemalże łeb w łeb auta przekroczyły ustaloną linię mety. Lśniący, biały lakier błysnął, wyprzedzając na ostatniej prostej swojego krwistoczerwonego rywala. Oba samochody zahamowały gwałtownie. Zwycięzca wysiadł, podsycając rozentuzjazmowany tłum do głośniejszego wiwatu. Sama też się zastanawiałam, skąd tyle ludzi się znalazło... Aż tak popularne tutaj były takie... Ściganiny?
Niektórzy zaczęli wrzeszczeć, otaczając kierowcę, gdyż obstawiony przez nich samochód wygrał wyścig. Chłopak, może trochę starszy ode mnie, zebrał niezliczoną ilość gratulacji i uścisków. Inni jednak zaczęli buczeć, czy rzucać butelkami po alkoholu w oba samochody. Zaczęli się robić trochę groźnie. Momentalnie cały wyścig ogarnął niepokój i agresja związana z chęcią uspokojenia rozjuszonych pijaków.

Między Ziemią, a wymiarami... Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz