~III~

166 17 0
                                    

Otworzyłam przerażona oczy. Leciałam dosłownie nad czerwonym samochodem... W powietrzu. Sama! Przez dłuższą chwilę próbowałam, naprawdę starałam się zrozumieć, co właściwie działo się wokół mnie. To było jednak ciężkie, zwłaszcza, kiedy człowiek nie ogarniał, jakim cudem NAGLE wyskoczył z samochodu! Czułam, jak moje całe ciało zalała fala gorąca, kiedy zorientowałam się, jak wysoko byłam. Czekał mnie koniec. Kiedy tylko miałam uderzyć w ziemie, to wszystko miało się zakończyć. Nie było innej możliwości. Nie było mowy, żebym przeżyła. Mogłam tylko lecieć z odczuciem, jak bezwładnie zaczęłam opadać ku ziemi. Obserwowałam zbliżające się podłoże, gotowa, by zacisnąć powieki i pożegnać się z tym cholernym życiem, kiedy poczułam ścisk na tułowiu. Coś wielkiego zamortyzowało upadek na tyle, by mnie nie zabić na samym starcie. Siła jednak była tak potężna, że uderzyłam głową o coś metalowego. Upadłam na ziemię czując okropny tępy ból, który promieniował na całą czaszkę. Skutecznie ogłuszył mnie na dłuższą chwilę. Tak piszczało mi w uszach, że nie potrafiłam wytrzymać skręcając się z bólu. Jęknęłam próbując otworzyć oczy, jednakże od razu mnie oślepiło. Ziemia z niewiadomych powodów niesamowicie drżała, a w oddali rozchodziło się uderzanie w metal. Trochę tak, jakby ktoś wziął metalową rurę i uderzył w nią o ziemię. I tak... Ze sto razy. Nie potrafiłam dokładnie określić, ile to trwało, nim wir w ciemnościach ustabilizował się.

Po chwili spróbowałam jeszcze raz podnieść powieki. Na chwilę mnie zaćmiło. Potrzebowałam chwili, by przyzwyczaić się do światła promieni słonecznych. Podniosłam się ociężale do siadu łapiąc za bolącą głowę. Wciąż tak masakrycznie pulsowała... Myślałam, że mi ją rozsadzi od wewnątrz. Kiedy jednak obraz, choć wirował, wydawał się w miarę stabilny, pierwszą myślą były halucynacje... Dwóch walczących robotów. Widziałam dosłownie niewiele przed sobą dwie odkładające się, wielkie maszyny. Biły się ledwie z dziesięć metrów ode mnie, zaś ja przez naprawdę długą chwilę siedziałam jak wryta nie potrafiąc się nawet ruszyć. Próbowałam przetrawić tą sytuację. Przecież to moje było możliwie. Zaś ja właśnie obserwowałam dwa okładające się roboty. Szybko jednak zdecydowałam się na ucieczkę, kiedy czerwony chwycił białego i cisnął w moim kierunku. Zerwałam się i odskoczyłam spory kawałek. Krzyknęłam, kiedy oba upadły w miejscu, gdzie jeszcze chwilę wcześniej leżałam. Przerażona patrzyłam, jak metalowe pięści uderzały w ich cielska.
— Nie wierzę... — jęknęłam, bo tylko tyle potrafiłam wydusić.

Biały robot w pewnej chwili zmienił swoją rękę w jakiś blaster, po czym zrzucił z siebie czerwonego i wymierzył. W jego stronę. Nie zdążył jednak strzelić. Ten drugi wycofał się zmieniając z powrotem w samochód. On zmienił się w samochód... Ten sam, który nie tak dużo wcześniej omal nas nie zabił, gnając prosto na czołówkę. Tym razem zaś nic nie zrobił. Po prostu odjechał, pognał przed siebie. Padały za nim pociski, którymi on jednak nie przejmował się za bardzo. Uniknął kilku, po czym zniknął za zakrętem. I tyle go widzieli...

Nastała chwila ciszy. Z przerażeniem wpatrywałam się w stojącego kilka metrów ode mnie robota. Wydawało mi się, że westchnął, czy spuścił powietrze... Wyglądało to jednocześnie dziwnie i jeszcze bardziej nakręcało moje niespokojne myśli. Jedną z nich było komicznie zadane pytanie, czy możliwe, by robot rzucał na mnie w ten sposób jakieś czary? Czym to coś właściwie było? Czy to mógł być mój... Samochód?!

Spojrzał następnie w moją stronę. Sparaliżowało mnie, kiedy dwie niebieskie kropki spoczęły na mojej osobie. Świeciły dość jasno, chyba robiły za oczy, ponieważ to nimi najwięcej robot operował. Nie wyglądał ani na przyjaznego robota, ani na zabójczego robota... Ziemia znów zaczęła lekko drżeć, kiedy wykonał pierwszy krok w moim kierunku. Podszedł do mnie, po czym kucnął ledwie metr ode mnie.
— Nie, nie, nie! — zaczęłam krzyczeć, kiedy próbował mnie dotknąć. Odganiałam się od niego, na co oddalał i przybliżał olbrzymie, metalowe łapska. – Nie zbliżaj się!
Spróbowałam wstać, co po części mi się udało. Odbiegłam kawałek zataczając się przez ciągły brak równowagi. Odwróciłam się w jego kierunku. On nawet nie podniósł się, tylko lekko wyciągnął w moim kierunku.
— Co do kur... — nie dokończyłam, kiedy tuż przed oczami zauważyłam metalowy palec.
Po chwili na nowo nastała ciemność.

Między Ziemią, a wymiarami... Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz